Debiutanci. Grają na gitarach z dobrym skutkiem. Białystok
kontra Izabelin. Fight!
Pochodzą z Białegostoku, istnieją od 2011 r. To ich pierwsza
rejestracja, ale w planach mają już nagrywanie albumu. Wśród inspiracji wiele
szlachetnych nazw, począwszy od tuzów emocjonalnego altrocka (The Afghan Whigs,
Radiohead), przez charyzmatycznych singer/songwriterów (Jeff Buckley, Bon Iver)
po zespoły postrockowe (Tortoise, God Is An Astronaut).
Singiel, czy też mini-EP, składa się z dwóch utworów, z
czego pierwszy, tytułowy, zaskakuje rozmachem. Ta siedmiominutowa kompozycja
rozwija się powoli i z wielkim wyczuciem prowadzi słuchacza przez wątki
opowieści. Może się podobać głos wokalisty Piotra Trypusa, który używa go z
rozwagą, nie przesadzając z wyrażaniem emocji, i czujna gra zespołu, który
wzorowo dokonuje zwrotu akcji około czwartej minuty. No i w sumie nie ma się
poczucia długości tej piosenki. A to prawdziwa sztuka spowodować, by słuchacz
przestał myśleć o upływającym czasie.
Druga piosenka jest po polsku. Nie znajdą nas –
czyżby próba ataku list przebojów? Numer ma potencjał. Mimo programowej
oszczędności, oferuje niezłą melodię, a słowa, choć ocierające się o banał, da
się przełknąć bez tzw. kluchy w gardle. No i zespół zdecydowanie potrafi
budować napięcie, które znajduje rozładowanie w efektownym finale.
The
Lights: The Lights EP (wyd. własne, 2014)
Powstanie tego izabelinskiego zespołu datuje się na 2010 r.
(liceum, „piwne wtorki”, cokolwiek to znaczy), ale w obecnym składzie, który
nagrał EP-kę, funkcjonuje on od ubiegłego roku.
Napisali skromnie, że chyba są gotowi na prezentację swojego
materiału szerszej publiczności i – hell, yeah! – mają absolutną rację. Od paru
miesięcy żaden debiutant nie sprawił mi tyle radości co The Lights. Ich
piosenki wielokrotnie towarzyszyły mi w drodze do pracy, nastawiając pozytywnie
do życia. To jest prosta gitarowa muzyka – co ciekawe, zespół wskazuje głównie
brytyjskie inspiracje, ja słyszę więcej Ameryki – ale zagrana zaskakująco
finezyjnie. Duża w tym zasługa powściągliwości i dyscypliny muzyków. Nikt się
tu nie porywa na wielowątkowe, rozbudowane konstrukcje. Jest zwrotka, jest
refren, jest mostek i... koniec. Żadna filozofia, podstawy komponowania, ale to
też trzeba opanować.
U The Lights podoba mi się prawie wszystko. Chropawy głos
wokalisty, brzmienie sekcji rytmicznej, operowanie riffem, ucinanie kompozycji
wtedy, kiedy trzeba, by uniknąć znudzenia. Trzy piosenki, z czego Mindblocks
to prawdziwy, „gruby” przebój, piosenka kompletna. O ile w Brakes trochę
irytują mnie kalifornijsko-punkowe refreny, tak tu jest wszystko w dziesiątkę.
Zwrotki, rytmika, kapitalne refreny, zajebiste, surowe zakończenie. Dwie i pół
minuty mistrzostwa.
When We Speculate zaczyna się spokojniej i znowu
postawiłbym raczej na jakieś amerykańskie postcore’owe klimaty, niż Wyspy.
Piosenka płynie na głębokim basie i nawet posłodzone nakładki wokalne nie są w
stanie popsuć szlachetnej melodii. Zwłaszcza, że chwilę później nadchodzi
świetne spiętrzenie i gitarzyście udaje się wejść na taką częstotliwość, która
zawsze wywołuje u mnie gęsią skórkę. I wreszcie fantastyczny, głośny finał.
Miód na moje serce.
O tak, czekam na więcej.
Kto wygrywa pojedynek? Minimalnie na punkty The Lights. Ale
było wyjątkowo równo. [m]
Oba fajne!
OdpowiedzUsuń