Od debiutu Tomka Milana Noise In... Happy Out nie
było tak dobrej shoegaze’owo-dreampopowej produkcji made in Poland!
Nie będę owijał w bawełnę – Hang zeżarło mnie na
śniadanie, obiad i kolację, obezwładniło i zauroczyło swym mętnym, błotnistym
spojrzeniem. Nie słuchałem wprawdzie jak Bozia przykazała z zajechanego
kaseciaka, ale mp3, ale efekt i tak był niezły, a wrażenie cofnięcia się w
czasie do dziwacznych, nieobliczalnych lat 80. bardzo sugestywne. Brzmienie
kwartetu opiera się na obsługiwanym ręcznie automacie perkusyjnym, gitarze
barytonowej wykorzystywanej w roli basu, tonach przesterów i sprzężeń oraz
rozmarzonych kobiecych wokalach. Wszystko w idealnych proporcjach. Jest i
hałaśliwie, z uderzeniem zgiełkliwego riffu, i melancholijnie,
dreampopowo-zjawiskowo. Już otwierająca albumik Emma to masakruje uszy
jazgotem, to koi je delikatnymi melodiami. A już za chwilę wtóruje jej Gustav,
jeszcze sugestywniej odtwarzający brzmienie zespołów z 4AD (te specyficzne
pogłosy, plastikowy bit automatu i niepowtarzalne akordy gitary!). Gone/Reload
od pierwszych sekund wciąga neurotyczną atmosferą: hipnotyczna pętla basu i
gitary, elektroniczne pikanie i schowany wokal – kurde, jak to żre! I nagle
pierdut. Eksplozja, wybuch, rzeźnia. Coś pięknego.
Evvolves ani na chwilę nie odpuszczają. Melegebb Lesz
to kolejne skojarzenie z Cocteau Twins; język polski miesza się tu z węgierskim
(przynajmniej tytuł na to wskazuje) tworząc mieszankę fonetyczną, której nie
powstydziłaby się Elisabeth Frazer. Golden Bones to z kolei bardziej
rockowy, nieznośnie przy tym przebojowy kawałek. Vegetable Quesadilla
znowu pogrąża się w psychodelicznym, sennym popie pełnym ślicznych linii
melodycznych i urokliwych zagrywek gitary. Album zamyka dynamiczny, siekący
ścianą przesterów 1001 Night Stand, zwieńczony efektowną
kakofonią wzmacniaczy i elektroniki.
Bibi, Paeweł, Macio i Lena mają już za sobą pierwsze
zagraniczne występy (Budapeszt i Praga). Sądzę, że niedługo zespół może być
rozchwytywany w całej Europie. Po pierwsze, nurt, który reprezentują nieco
ostatnio przygasł i jest dobry moment, by go na nowo rozkręcić. Po drugie, to
co robią, robią w doskonałym stylu, bez cienia kompleksów czy też próby podszycia
się pod swoich idoli.
Co tu dużo gadać, uwielbiam tę płytę. Wy też ją pokochacie.
[m]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/Evvolves
No brzmi naprawdę rasowo. Z tym, że to jest zbyt rasowe, nie ma w tym za grosz indywidualności. Jak długo jeszcze będziemy mieli w Polsce muzyczną kolonię amerykańsko - brytyjską?
OdpowiedzUsuńZapraszam do posłuchania Liście "Niszowe Kino Węgierskie" i Józef Ost KNOT. Nie brzmi to rasowo, ale staramy się nie kalkować.
UsuńCały świat jest muzycznie amerykańsko-brytyjską kolonią, reszta to folklor ludowy.
UsuńA gość powyżej - Spam Level: Desperat
Dopóki nie będziemy mieć kolonii Korei Północnej.
UsuńBardzo przyjemne granie. A tak z innej beczki - kiedy składanka? Od ostatniej minęły już 2 lata.
OdpowiedzUsuń