Pierwsza w historii płyta zapowiadana przez Papieża-Polaka.
Choć to, co przeczytaliście powyżej, mogło wzbudzić niepokój
o jakość albumu, pragnę was uspokoić. Mięśnie to naprawdę dobra płyta. I
to zarówno pod względem muzycznym – a jest to kawał dobrze zagranego, brudnego
post punka – jak i tekstowym. Poziom prowokacji, zgryźliwego, często czarnego
jak smoła humoru i przeszarżowanych ekspresyjnie fraz utrzymuje się w normie;
proporcje udało się wyważyć niemal idealnie. Przy tym w porównaniu z innymi
śpiewającymi aktorami Beler i Sikora jednak „bardziej” pozostają wokalistami.
Oczywiście wykorzystują cały arsenał scenicznych sztuczek: są tu i momenty
zaśpiewane czysto, jest krzyk, deklamacja, bełkot, śmiech, wygłupy – ale znowu
powtórzę, w wyważonych proporcjach. Ani przez chwilę nie miałem wrażenia, że
obcuję z płytą nagraną po to, by lansować osoby wspomnianej dwójki. Muzyka jest
równie ważna co ich szaleństwa.
Pomijając nieco przegięty wstęp (Papież), album
wypełniają intrygujące, urozmaicone rytmicznie i melodycznie piosenki. Jest tu
kilka zabójczych przebojów: Adrenalina sunąca na garażowym riffie, funkujące Takchybanie,
zwariowana, oparta na pojedynku szalejącej trąbki i tańczącej disco gitary oraz
wokalnym duecie Beler-Sikora Racja, sunąca niczym czołg (werbel udający
sprzężenie, nachodzące na siebie riffy) Muzyka (Worek mięcha), popowe,
wyluzowane Śniadanie miszczuf. A do tego piosenki, które zatruwają umysł
toksyczną nutą, leją się ociężale jak smoła – równie przy tym czarne i
niepokojące. 4 pory z jazzowymi wstawkami, PIN i zielony oparty
na znanym motywie Kołysanki Rosemary Krzysztofa Komedy, kojarzące się ze
Świetlikami Przelewanie, wreszcie kapitalna, pełna dysonansowych akordów
Smoła. Imponuje sprawność muzyków, ale i klimat, który nie wydaje mi się
wykoncypowany w studiu. Kompozycje Mięśni są autentycznie dzikie i
nieobliczalne. Mogę sobie tylko wyobrazić, co dzieje się na ich koncertach.
Teksty mogą stanowić spore wyzwanie dla przeciętnego
odbiorcy muzyki rockowej. Z jednej strony dosadne, dające w mordę na odlew (Worek
mięcha jestem/ Srająco-myślący/ O słabym wibrowaniu; Piździ po kościach/ Ciemno
jak w dupie/ Tą nocą zbolałą; Wychodzić, wyprosić, wydupczyć, wygdybać/ Jak
kundel kości szukasz sposobu), z drugiej ocierające się o niedookreśloność
i poetyckość (W gęstwinie palców grzęznąć na nowo/ Dławić się będę paznokci
czerwienią; Gdy w ciszy ugrzęzną już ulice/ A światła autobusu zaczną wabić mój
cień/ Ciasnym kamienicom wejdę pod spódnicę/ Nie będzie mnie) – zmuszają do
zastanowienia się nad przekazem, czasem zachwycą błyskotliwie podaną myślą.
Godni następcy nieodżałowanego Przepraszam? Jak najbardziej!
[m]
Strona zespołu: http://miesnie.info/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz