15 lipca 2014

Sun Replica: Proto-Post EP (wyd. własne, 2014)


Strach trzęsie ciałem, jeży włos w większości przypadków na głowie i oblewa potem od stóp po czubek głowy, ale nie każda głowa to od razu czubek. Podobnie jak nie każdy, kto zdobędzie piramidę Cheopsa to Słowacki. Muzyczną piramidkę, też w niepokojowej temperaturze słońca, zdobył (niewielo)letni muzyk działający pod pseudonimem Sun Replica, którego twórczość wolna jest od strachu, a nawet przepełniona radością jak młodzieńcze serce antypatrioty, u którego stwierdzono trwałą i całkowitą niezdolność do służby wojskowej w czasie pokoju, mobilizacji oraz wojny.

Polskę można pomylić z Ameryką, choćby ze względu na to, że samochody jeżdżą prawostronnie, instrukcje są nierzadko w języku angielskim, a nie-sprzymierzeńców nazywa się „hejterami”. Jednakże te dwa kraje rozpozna się po tym, jak traktuje się taką muzykę. Mianowicie muzyka, jaką proponuje Sun Replica pozostanie (niestety) na polskich padołach łez. Proto-post to z pewnością modny „towar”, nie leżący na najwyższej półce, stąd każdy może po niego sięgnąć, jeśli tylko nie mierzy zbyt nisko.

Każdy z utworów nawiązuje do innych odłamów muzyki alternatywnej, jednak wiara pozostaje ta sama. Zamiłowania do syntetycznych, eterycznych brzmień jakby szklanej harmoniki w Snowglobe nawiązują do psychodelicznej, odurzającej twórczości grupy Broadcast. Asynchroniczny sposób wykonania Shake Of The Snowglobe, w którym miejscami odnosi się wrażenie, iż partia instrumentalna jest opóźniona względem wokalu, przypomina niektóre z utworów Unknown Mortal Orchestra czy Tame Impala. Z kolei Glitches jest zwrotem do wszechogarniających indie rockowych/popowych zespołów jak The Drums. Proto-post jest repliką trendów panujących w muzyce alternatywnej Zachodu. Naśladownictwo to podobno najwyższa forma pochlebstwa, a zarazem przejaw niemocy twórczej w tworzeniu swojego indywidualnego stylu. Lepsza jednak taka naturalność niż oryginalność wody w zupie.

Całość jest przyjemna mimo że „gdzieś to już słyszałem”, jednak niewystarczająco słoneczna, by skóra zabarwiła się na kolor palonego cukru. Wydawnictwo nie zawiera utworów niesamowicie przeciętnych, przeznaczonych dla niesłyszących, czy absolutnie zniewalających. Jest poprawnie, więc chyba dobrze. Skoro jest dobrze, może być lepiej. Natomiast jeśli skóra nie może złapać opalenizny, zawsze pozostają samoopalacze. [Adrian Matuszak]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni