21 października 2016

Vökuró: Creatures (Requiem Records, 2016)


Muzyków parających się elektroniką w Polsce można z grubsza podzielić na trzy grupy. Pierwsza, „nextpopowa”, dostarcza dobrze wyprodukowane przeboje. Druga idzie w eksperymenty, próbując być krok naprzód - bądź obok panujących trendów. W trzeciej grupie znajdzie miejsce warszawskie Vökuró.

Nazwę wzięli od jednej z piosenek Bjork. Coś jest na rzeczy, na płycie jest mnóstwo skandynawskiego zimna. Ale inspiracje zespołu sięgają dużo dalej, zarówno pod względem geograficznym, jak i historycznym. Grają dream pop, taki podany nowocześnie: z miejscami pokręconym bitem, psychodelizującą elektroniką i mocno alternatywnym sznytem aranżacyjnym. Podobnie kombinowali parę lat temu MGMT. Z tym, że warszawiacy celują w lata 80. ubiegłego wieku i wytwórnię (a jakże) 4AD, ze szczególnym uwzględnieniem This Mortal Coil.

Odpowiednikiem Elizabeth Fraser jest tu Paulina Ołdakowska - dziewczyna obdarzona zwiewnym, onirycznym głosem, który bez problemu rozpływa się w mgle klawiszowych pasaży. Co prawda brakuje jej jeszcze charyzmy, by przykuć uwagę słuchacza do końca - a może to kwestia braku wyrazistych kompozycji... ale czasami mam ochotę ten głos odgonić, niczym natrętną muchę, by nie przeszkadzał kolegom instrumentalistom. Najciekawsze momenty Pauliny to te, które przywodzą na myśl inne wokalistki. W Darkness Fades Out słyszę Belę Komoszyńską z Sorry Boys; w Trapped Kari Amirian. Nie potrafię odpowiedzieć, jak w tej działce miałaby wyglądać owa charyzma, ale faktem jest, że po początkowym wzroście ciśnienia, jaki jest efektem wysłuchania The Tyger, im dalej w las, tym bardziej buzująca krew wraca do stabilnego poziomu. Ba, nawet zaczyna zwalniać. Gdyż mimo że piosenki są przecudnej urody, to trudno im się zatrzymać na dłużej pod korą mózgową.

By być sprawiedliwym - Creatures to płyta do smakowania. Bartosz Karlicki i Maciej Garstka są świadomi, jak łatwo wpaść w wygodne koleiny popularnego electro-popu i proponują dość świeżą mieszankę retro-nowoczesności. Jak chcą sprzedać przebrzmiały trip hop, to przywdziewają go w plemienny pejzaż (Cradle Song). Zalatujące trochę world music LightA kończy się przyjemnym shoe-gaze'owym finałem. Z kolei The Tyger kojarzy mi się z inną polską grupą Polpo Motel, w której pierwsze skrzypce wiedzie monotonny i duszny klawisz. Ten sam klawisz, choć już bardziej ejtisowy przyozdabia Mad Blake - coś czuję że Daniel Bloom chciałby mieć ten kawałek w swoim portfolio! A kończące album Glassy Eyes to dream-pop pełną parą! Trochę Cocteau Twins, trochę Pati Yang, trochę Fever Ray... Aż można poczuć lekkie ukłucie żalu, że to juz koniec.

Druga płyta Vökuró będzie lepsza. Wyczuwa się na Creatures pewną dozę nieśmiałości, lęku, jak debiut zostanie odebrany zarówno wśród tych, co zęby zjedli na latach 80., jak i wśród żyjącej singlami młodzieży. Dlatego album jest miejscami zbyt zachowawczy, bojący się kogokolwiek „urazić”. Wierzę, że koncertowe obycie i pozytywny odzew ze strony słuchaczy wróci z postaci jeszcze lepszych piosenek. Czekam na Vökuró 2. [avatar]



Strona zespołu: https://www.facebook.com/vokurokolektyw

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni