11 czerwca 2008

The Black Tapes: Black City EP (Warsaw City Rockers, 2007)

Jak niewiele potrzeba do szczęścia! Kilka prostych riffów zagranych na gitarze, solidnie łojąca sekcja rytmiczna i głośny, krzykliwy wokal. Rock’n’roll, proszę państwa. Taka właśnie jest muzyka warszawskiej formacji The Black Tapes. Od pewnego czasu mówi się o nadchodzącej płycie długogrającej Czarnych Taśm, jednak dopóki jej nie ma, warto zająć się debiutancką EP-ką zespołu Black City.

Cztery wybuchowe, szybkie kawałki. Oparte na sprawdzonych punkrockowych patentach. Panowie cenią sobie rokendrolowe ideały, to słychać w tych piosenkach, które mkną przed siebie, zostawiając słuchacza posiniaczonego od obijania się o ściany. Black City rozpoczyna się od trzeszczącej płyty i głosu narratora jak ze starego słuchowiska: Night and the city. The night is tonight, tomorrow night or any night. A potem już wszystko w normie. Punkowe tempo, brudne, garażowe gitary i dużo luzu. Kojarzy się z The Hives, czemu nie. Black Tapes z kolei charakteryzuje zdyscyplinowana praca sekcji i przebojowe, chóralne wokale. Love Letter to mój ulubiony fragment płytki. Oczywiście żadnych romantycznych wątków. Za to świetny szarpany refren i porozrzucane plany instrumentów, wskazujące że muzykom nieobce jest kombinowanie z brzmieniem, dzięki któremu unikają monotonii. No i na koniec Starlight Story (wyszło w kolejności alfabetycznej, jak na ich majspejsie), britpunkowy, z fajną, bardzo głośną solóweczką.

Czekam na debiut płytowy. Oby tylko chłopaki nie stracili pazurów, zębów i jaj i nie dali się omamić jakiemuś studyjnemu indie-pop-majstrowi. Ma być brudno, głośno i niepoprawnie politycznie! [m]



Strona zespołu: MySpace

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni