24 lipca 2008

Mehico: Filu Filu (Burmedia, 2008)

Te nazwy muszą się pojawić w każdej recenzji płyty: George Dorn Screams oraz 3moonboys. Szeregi zespołu zasilają muzycy wyżej wymienionych grup. Oraz mniej znanego Margareds’. W takich przypadkach ciśnienie obserwatorów jest duże – połączenie sił znanych i poważanych kapel musi zaowocować płytą wybitną! I tak na rynek trafił debiut zatytułowany Filu Filu.

Nie ma przeproś! Na krążku znajduje się 9 kompozycji pełnych surowego, gitarowego grania. Nie sądzę, by któraś z kompozycji pojawiła się w radio na zasadzie powerplaya. Także w tych rozgłośniach przyjaznych nieoczywistemu graniu. Nie ma w utworach ani śladu popowych naleciałości, struktura zwrotka-refren jest umowna, brak harmonii, rządzą dysonanse. Po kilku przesłuchaniach z bólem przyczepia się do ucha melodia, którą można zanucić i przy której można potupać nóżka. Indie-party nie wchodzą w ogóle w rachubę. Słowem: alternatywa pełną gębą!

Słuchając pierwszego utworu Brazil mamy już całkowite pojęcie o rejonach, po których porusza się zespół – totalnie połamana perkusja (brawa dla bębniarza!), mięsisty bas, plumkająca gitara rytmiczna oraz ta nerwowa na pierwszym planie. Czuję tu powinowactwo do Let The Boy Decide. Ponad tym króluje ciepły, lecz nie pozbawiony siły głos Małgorzaty Żyburskiej. Patent ten działa w pozostałych utworach. Dzięki temu uzyskano fajny schizofreniczny nastrój. Melodie pani Małgosi przeciwstawiono zadziornym rytmom, które słusznie wywołują uczucie niepokoju.

Mam problem z tą płytą. Ciężko wchodzi, trzeba się mocno przebijać przez atonalne piosenki, by coś zażarło. To dość monotonny krążek, brzmi jakby podczas jednej sesji został nagrany bardzo długi utwór. Muzyka wymaga wiele skupienia, dopiero wtedy można wyłowić „smaczki”. Ku mojemu zaskoczeniu – jest ich trochę!

Bardzo ładnie wygląda telefoniczny monolog w Red Wine. Jazzowy duch w połączeniu z twardym „r” wokalistki zostawia po sobie przyjemne wrażenia. Zgodnie z nazwą, Aquarius jest pełen wody, której szum dopełniają post-rockowe dźwięki w dalszej części utworu. Przy którymś z kolei odsłuchu Daffodil odkryłem, że utwór w pewnym momencie ulega metamorfozie, zmieniając się nie do poznania. Nieśmiała solówka wychyla się zza kąta w Moonlight. Cięższe gitary oraz kanonadę perkusji wpleciono w najlepszy na płycie Anger. Z melodiami też nie jest źle, coś jednak jest przyciągającego w refrenach Hibernator oraz Just The Two of Us.

Jednak największą wadą płyty jest przegadanie. Pani Małgorzata wyrzuca z siebie nieproporcjonalną ilość tekstu w stosunku do zawartości muzycznej. Przez to mam wrażenie, że muzycy nie mogli pokazać swoich umiejętności. Najwięcej się dzieje, kiedy głos milknie i trzeba zrobić przejście. Później jest już dyktatura tekstu. Przykład Anger pokazuje, że gdy damy trochę poszaleć instrumentom, robi się znacznie ciekawiej. [avatar]

Strona zespołu: www.mehico.net/

1 komentarz:

  1. permanentny dysonans
    perkusja sprawia ze nie moge skupic się na wokalu
    czy cały wic ma na tym polegac w przypadku tej płyty?

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni