Trzecia płyta Pati Yang – na dobre już osiadłej w Londynie i przesiąkniętej tamtejszym smogiem – nie przynosi radykalnej odmiany w stosunku do jej poprzedniczek. Artystka nadal kroczy drogą elektronicznego popu, jednak coraz większy nacisk kładąc na pop. Faith, Hope And Fury to zbiór tanecznych piosenek, którym bliżej do błyskających światełkami teledysków z wyginającą ciało Mulatką otoczoną gromadką tancerzy, niż szalonych i bezkompromisowych eksperymentów dźwiękowych. Mimo zaproszenia paru muzyków z wyższej półki (co ciekawe większość recenzji/opisów płyty koncentruje się właśnie na tych nazwiskach, jakby obecność na płycie znanych osobistości miała zastąpić samą muzykę), ani kompozycje, ani brzmienie nie robią wielkiego wrażenia. Ta płyta nie umywa się do ciągle przejmującej Jaszczurki, ani nawet Silent Treatment. Jest parę „momentów”, ale całościowo album rozczarowuje.
Zaczyna się nieźle – Summer Of Tears ma w sobie mrok, niepokojący basowy podkład i skrzeczącą portisheadową gitarę. Ale już następny The Boy In Your Eyes potrafi zirytować przesadnie patetycznym refrenem. Dobrze, że dystansuje go mocny Stories From Dogland z bondowsko brzmiącą gitarą i brudnym wokalem Pati. Over zapowiada się na przyjemne deja vu elektrowybryków FlyKKilera, ale kładzie go wokal a la Madonna A.D. 1998 i w refrenie zalatujący dręczącą głowę dyskoteką. Od Supernatural płyta robi się coraz bardziej bezbarwna. Piosenki płyną swoim rytmem, ale niewiele po nich zostaje, nie mają w sobie żadnej magii. Ot takie przycięte do standardowego poziomu zachodnie popowe granie. Szczyt irytacji przypada na zdeka kiczowaty kawałek Timebomb. Ja wiem, że niektórzy tęsknią za latami 80., ale żeby aż tak? No i kiedy zaczynam przysypiać na nudnym – dziesiątym – Outside, pojawia się światełko w tunelu. Zamykający album utwór Coming Home to na tle całości prawdziwa perełka. Piękna akustyczna ballada, z oszczędnym, ale pełnym emocji tematem fortepianu (tu akurat pojawia się gość z Polski, Stanisław Soyka), nieco podniosłą atmosferą (dzwony) – wyraźnie kojarzy się z arcydziełem Beth Gibbons i Rustin Mana. Ach, gdyby cała płyta była taka...
Faith, Hope And Fury – furii nie ma tu zbyt wiele, pozostaje wiara w talent Patrycji i nadzieja, że kolejna płyta naprawdę powali na kolana. [m]
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz