Koncert w Toruniu odwołany![Post nr 500!]
TRYP to właściwie taka „alternatywna supergrupa”. Najbardziej znanym jej członkiem jest Kuba Wandachowicz (Cool Kids of Death, tutaj grający na perksusji). Skład dopełnia Robert Tuta (m.in. Agressiva 69, NOT) oraz na co dzień występujący w 19 Wiosnach Marcin Pryt. EP-ka ujrzała światło dzienne na początku tego roku, ale przeszła raczej niezauważona, o czym świadczą skąpe wyniki wyszukiwań Googla.
Zespół Sensorry, po przeanalizowaniu setek propozycji koncertowych z
Parę lat temu na ekrany kin trafiła ekranizacja popularnej serii gier komputerowych Silent Hill. Abstrahując od fabuły - bardzo podobały mi się w tym obrazie momenty przejścia ze świata normalnego w piekielny. Parada niesamowitych stworów działała na wyobraźnię. Przerażający Piramidogłowy, upiorne pokrwawione pielęgniarki i rozmaite straszydła wyciągające łapska w konwulsyjnych ruchach. Bardzo sugestywne ujęcia niemych istot, wypełnionych wrogością i chorymi żądzami. Tak może wyglądać piekło - obce, zimne, bez odwrotu. Podobny klimat wypełnia debiutancki krążek duetu Echoes of Yul.
Zespół jest z Gdyni, a jego nazwa podobno pochodzi od imienia Marli Singer, jednej z postaci z filmu Podziemny krąg (uwielbiam Helenę Bonham-Carter w tych nastroszonych fryzurach), co już powinno dać wam wiele do myślenia. Liderką jest Joanna Kucharska, znana również nieco bardziej z Kiev Office, w którym gra na basie i od czasu do czasu śpiewa, a skład uzupełniają dwaj inni muzycy KO, Michał Miegoń i Krzysztof Wroński, oraz Adam Olesiejuk grający na gitarze i śpiewający.
Recenzować płytę polskiego zespołu z taką przeszłością – to dopiero wyzwanie!
Ankieta śmignęła i się zamknęła, bo coś mi się pochrzaniło w ustawieniach, ale i tak zebrała całkiem ładną liczbę głosów - 140. Za wszystkie dzięki wielkie! [m]
...a wszyscy, którzy podnieśli kradzione, to kurwy. Tak jest, również ci wierni, kochani fani chodzący na każdy koncert, każde juwenalia, w ciągu jednej nocy zostali kurwami. Oto dzisiejszy temat dnia. Kazikowi wyciekło, zmieniajmy prawo, wsadzajmy do więzień te kurwy.
Do tej pory Kruszwica kojarzyła mi się tylko i wyłącznie z legendą o Popielu. Sytuacja zmieniła się w momencie odkrycia powstałej w 2007 roku kapeli o dziwnej nazwie. Skuund składa się z trzech muzyków, mają na koncie płytkę demo oraz parę luźnych utworów. Jak sami mówią - nie tworzą zespołu, lecz projekt o profilu muzycznym. Dlatego oprócz standardowych piosenek tworzą muzykę filmową (bardziej elektroniczną). Może ktoś się spotkał z amatorską produkcją Gilotyna marzeń. Oprawa dźwiękowa w tym obrazie jest właśnie dziełem chłopaków ze Skuund.
Raz na kilka lat pojawia się zespół, który - jak ten chłop z motyką próbujący zaatakować nieosiągalne słońce – marzy od przebiciu sławy legendarnego P.O.L.O.V.I.R.U.S-a. Niestety, jak pokazuje doświadczenie, są to próby z góry skazane na porażkę. Także konfrontacja z debiutanckim albumem formacji Jak Zwał Tak Zwał (członkowie powiązani m.in. z Miastem 1000 Gitar) nie pozostawia żadnych wątpliwości – król pozostał na tronie nawet nie draśnięty.
Zawsze słychać było głosy, że w polskiej muzyce stricte rozrywkowej czegoś brakuje. Że wszystko takie poważne, tak bardzo na serio i tak niezdatne do słuchania. Wreszcie doczekaliśmy się: nadchodzi nowe. Muzyka popowa, której nie musimy się wstydzić. Ba, dzięki której nie musimy spuszczać głowy, kiedy mówimy, że lubimy przebojowe melodie. Nowe zespoły doskonale to rozumieją. A doskonałym przykładem „nowego” jest Furia Futrzaków.
Podobno cudów nie ma, a objawienia to wymysł szarlatanów podszywających się pod duchowych przywódców. To nieprawda. Cuda się zdarzają. Każdemu na inny sposób. U mnie objawiają się w postaci takich płyt jak Blisko Pola. To prawda, miasto Łódź leży blisko pola. Właściwie otacza je jedno wielkie pole. Ale muzyka tego zespołu nie ma nic wspólnego z przaśną ludowością. To dźwięki na światowym poziomie. To minimum ekspresji kumulujące się w maksimum emocji.
Niemałą niespodziankę swoją nową płytą sprawiło mi rzeszowskie trio dowodzone przez braci Baryczków. Poprzednie wydawnictwo Parę chwil skierowało zespół na melancholijne tory, z elementami przestrzennego rocka z gatunku „stare U2”. Nie wiem, jak płyta została przyjęta, ale dla mnie stanowiła katastrofę. Nie tego oczekiwałem od ekipy, która zasłynęła na debiucie Niewolnikami heroiny. Stąd zaskoczenie najnowszą odsłoną zespołu. Chłopaki postanowili pokazać pazurki, przyłożyć do pieca i spróbować odkupić straconych zwolenników. Wciąż jest wiele punktów stycznych z poprzednim longplayem, jednak kompozycje są o klasę lepsze.
Strona zespołu: http://www.thecalog.art.pl/
Głównym elementem festiwalu jest konkurs. Zgłoszenia zespołów chętnych do udziału tej w części GO Rock'a przyjmowane są do 30 września za pośrednictwem formularza dostępnego na stronie www.gorock.pl. Po przesłuchaniu demówek wybrane formacje zostaną zaproszone do występu na żywo, a skład najlepiej oceniony przez jury otrzyma 3000 zł oraz statuetkę dużego łosia [jest o co walczyć! - m]. Swojego faworyta wybierze także festiwalowa publiczność.
Choć premiera tej płyty miała miejsce jeszcze przed wakacjami, to jednak gdy za oknem pojawiają się pierwsze oznaki jesiennej aury, powinniśmy znów sięgnąć do tego wydawnictwa. Debiutancka płyta warszawskiego zespołu Amuse Me, powstałego w Działdowie z inicjatywy wokalistki Izy Komoszyńskiej (znanej również z projektu Sorry Boys) oraz gitarzysty Roberta Rochona, doskonale pasuje do coraz krótszych wieczorów.
Poniedziałkowi Rebelianci wracają z porcją nowych, gitarowo-popowych piosenek. Na swojej drugiej EP-ce proponują sześć wpadających w ucho numerów – to się nie zmieniło od czasu pierwszego demo. Zmieniło się nieco podejście do tworzenia: są dwie piosenki po polsku, a w większości utworów na pierwszy plan wysuwa się wokal Grześka Stompora, któremu towarzyszy drugi głos Magdy Jobko. Trochę szkoda chóralnych partii w stylu tych z Getaway Car, ale ten nowy styl śpiewania ma swój urok. Słychać, że wokalista dużo pracował nad liniami melodycznymi, a dośpiewywane przez Magdę partie dodają muzyce MR zadziorności.
Gdzieś pomiędzy Mińskiem Mazowieckim a Warszawą w pierwszym półroczu 2008 narodził się Jack Input. Rok później zespół okrzepł na tyle, by nagrać pierwszą „czwórkę”. Marshmallows In The Sky zawiera 12 minut prostego post-punkowego grania. Mimo że materiał powstał w piwnicy (według oficjalnego info), całość brzmi dość soczyście i jest pozbawiona brudu typowego dla domowych warunków.
Mój absolutny numer jeden. Jest w nim coś szalonego, swawolnego i niepokojącego zarazem. Szkoda, że dół plakatu szpecą FATALNE niebieskie linki. W komputerze można sobie przerobić obrazek na czarno biały, papierowej wersji już się poprawić nie da.
Choć jego estetyka zupełnie nie pasuje do muzyki granej przez Krasnali, jako poster sam w sobie bardzo mi się podoba. Wygląda jak plakat filmowy. I lubię żółty kolor, świetnie nadaje się do wyróżnienia z otoczenia.
Banał. Ale ładnie wykonany. Żałuję tylko, że dziewczynie zakryto oczy, nadając plakatowi zupełnie zbędne cechy kryminalne. Fajne są te akcenty kolorystyczne.
Bardzo oldskulowy i stylowy plakat. Kojarzy mi się z dawnymi czasami, z... eeee... budką z lodami włoskimi. Ciekawe liternictwo.
Po prostu stylowy. Przemyślana koncepcja graficzna, której nie psują a dopełniają informacje o koncercie.
Linie proste, architektoniczna precyzja. Surowy, uporządkowany. Czasem lubię na niego popatrzeć, uspokaja mnie.