4 kwietnia 2010

Ostatki 2009. Tym razem już naprawdę ostatnie. Tak sądzimy


Najprawdopodomniej to już ostatnie podsumowanie płyt pominiętych w roku ubiegłym. No, chyba że [avatar] znajdzie na swoim HD kolejne zapomniane perełki.



L.U.C.: 39/89 Zrozumieć Polskę (EMI Music)


L.U.C coraz lepiej czuje się w roli dyrygenta. Zrozumieć Polskę to ambitny koncept-album mający ukazać dzieje Polski na przestrzeni lat 1939-1989. W tym celu artysta sięga po archiwalne nagrania i umieszcza je w zaskakujących kontekstach muzycznych. Ambient, hip-hop, muzyka klasyczna, world-music, jazz, bossanova. Słychać dobrze wykrystalizowany pomysł na przedstawienie opowiadanej historii. Całość ma cechy słuchowiska radiowego, co ma swoje minusy. Płytę najlepiej słuchać jako całość; do ostatniej minuty. Za dziesiątym razem się już nie chce. A poszczególne tracki wyjęte z całości wiele tracą. No i ta moja atawistyczna podejrzliwość do ludzi, którzy wycierają gębę historią dla własnych celów... Na bank dzieło L.U.C.-a wróci z okazji jakiegoś wiecu politycznego.

Merkabah: Merkabah EP (wyd. własne)


Bliźniacza siostra ubiegłorocznej EP-ki Blindead. Miks ambientowych pejzaży i ciężkich, dronowych gitar. O ile jednak na Impulse rządziły riffy, to na tym wydawnictwie równorzędną rolę gra elektronika. Mają chłopaki pecha, gdyż w porównaniu z ekipą Nikiego wypadają dość ubogo, jednak w towarzystwie wymienionej EP-ki oraz debiutu Tides From Nebula smakują całkiem smacznie.

Plastic: P.O.P. (QL Music)


Duet, który podobnie jak BiFF, zawstydził rodzimą scenę muzyczną. Okazuje się, że można skomponować nośne, nieprzekombinowane kompozycje, a następnie... po prostu je zaśpiewać. I nagle okazuje się, że lubimy pop, że bez trudu dajemy się mu ponieść i automatycznie stajemy się specami od dobrze zrobionych piosenek, z entuzjazmem polecając je swoim znajomym. A przecież to tylko urocze pioseneczki stworzone za pomocą dobrze znanych od dziesięcioleci rozwiązań. Więc czemu chcę wariować przy dźwiękach Night Butterfly?

Napszykłat: NP (Ampersand)


Płyta, z którą miałem największe problemy. Kompletny brak inwencji przy próbie opisania zawartości albumu. Hip-hopowcy z Napszykłat dokonali rzeczy niebywałej - wykreowali intrygujący, pokręcony świat zaludniony przez liliputy, krasnale i inne bliżej nieokreślone karły. Album daje okazję podejrzenia dnia codziennego stworków, co robią, z kim się spotykają, gdzie melanżują. Muzycznie to jest kosmos, trudny do ogarnięcia, pełen piskliwej elektroniki, pokręconych skreczy i odjechanych beatów. Nagroda Juliusza Machulskiego w kategorii Okładka Roku.

Armia: Freak (Isound)


Nowy album Armii to po Heyu kolejny dowód na to, że starzy wyjadacze mogą jeszcze zaskoczyć. Oczywiście największym magnesem płyty jest powrót do składu Roberta Brylewskiego, jednak nikt się chyba nie spodziewał takiej wolty stylistycznej. Czad ustąpił miejsca eksperymentowi, mesjanizm - psychodelii. Na krążku przetaczają się echa jazzu, hardcore’a oraz kingcrimsonowskich odjazdów. Dla mnie dodatkowym smaczkiem jest angielszczyzna Budzyńskiego: twarda, kanciasta, kłująca w uszy. Co daje niezły efekt w połączeniu z połamanymi partiami gitar, transem i jazzującym saksofonem. Nie powiem, że grupa Budzyńskiego nagrała najlepszy album w swojej karierze, ale tym wydawnictwem wpuściła w szeregi zespołu sporo świeżego powietrza. Słucha się sympatycznie, w kompletnym oderwaniu od klasycznej Legendy i Triodante. A to spora sztuka.

Jazzpospolita: Jazzpospolita EP (wyd. własne)


Jazzująca młodzież, która chce poszerzyć granice gatunku. I trochę się jej udało. Głównie pieszczotliwy jazz, trochę post-rocka, sporo ambientu, a przede wszystkim kombinatoryki, która skutkuje odprężeniem. Cały album mógłby nie utrzymać wysokiego poziomu, rozmiary EP-ki są w sam raz.

Lustro: Po drugiej stronie (EMI Music)


Zespół rozdarty pomiędzy alternative a indie. Choć chłopaki skłaniają się bardziej ku temu pierwszemu. Grzeją energetycznie, pełno jest melodii, a jednak to tylko średnia półka. Jeśli ktoś lubi bezpretensjonalne, soczyste rockowe numery bez głębszych zapędów, to zapraszam. Ja lubię, choć taką muzykę puszczam sobie np. do mycia okien.

Naiv: Przedświt (Rykoszet)


Pamiętam, jak raz [m] określił ten album mianem polo-weezera. Płyta po raz kolejny gra mi w głośnikach i... miał rację! Muzycy potrafią wystrugać motoryczny kawałek oparty na prostym, nośnym riffie (Mr. Smith, Koniec), ale lubią także odjechać w pidżamowe klimaty (Reguły gry). Jeśli jest tu ktoś, kto lubi te dwie kapele, to Przedświt jest propozycją dla niego. Fani tylko jednej w którymś momencie zaczną grymasić. Pozostali zapewne oleją.

Printempo: Printempo EP (Estrada Nagrania,)


Nie bardzo przepadam za bitami, chilloutem czy nu-jazzem. Ale ta EP-ka zdaje się być lekiem na całe zło. Oryginalna, niebanalna, nieprzyzwoicie elegancka. Podana z gracją i smakiem. Słowem - przepyszny instrumental.

Rockaway: Zakonnice gwiazdy porno (Fonografika)


Widziałem kiedyś ten zespół na koncercie i się zraziłem. Błazenada, olewactwo i niedbałość. Kapela ewidentnie grała wyłącznie dla kumpli ze szkoły mając daleko gdzieś pozostałych. Ale w końcu zmusiłem się do przesłuchania drugiej płyty. I małe zdziwienie. Chłopaki w studio potrafią być zdyscyplinowani. Nie zabiło to na szczęście młodzieńczej furii, energii i tupetu. I teraz słychać, że w swoje rock’n’rollowe kawałki o „heavy-bigbitowym” zabarwieniu wkładają sporo serca i zabawy. W składzie mają kolesia podobnego do Slasha, Guns’n’Roses wydaje się być logiczną kontynuacją obranej drogi. Niestety, w kwestii komponowania rzucających o ziemię melodii wciąż jest biednie. Na samych power chordach daleko się nie zajedzie. Ale udowodnili mi, że należy traktować ich poważnie.

Turyzm: beta EP (wyd. własne)


Duszna, mroczna, neurotyczna muzyka. Trochę chora, lekko schizofreniczna. Czyli coś, co misie lubią. A jednak jest coś, co mi w twórczości szczecinian nie gra. To wokal Konrada Królikowskiego. Nie to, że jest zły. Ale gryzie się z muzyką i sprawia odpychające wrażenie. Ale to tylko moje wrażenie.

Tsar Poloz: Zizitop: Tribute To DEUCE (mik!musik)


Pod tym psudonimem ukrywa się Piotr Połoz znany także jako DEUCE i związany m.in. z Psychocukrem. Płyta została wydana nakładem wytwórni mik!musik!, więc można spodziewać się wszystkiego. Najlepiej chyba rzeczywistość oddaje określenie z materiałów promocyjnych: Cyber-trash-disco!

Waćpan P.: 2/7 EP (wyd. własne)


Głupiutkie piosenki. Infantylne, zabawne, prościutkie. Ale, podobnie jak u wszystkich projektów muzyków sceny gorzowskiej, są tak niewinne, tak nieskalane, że... nie da rady wyłączyć Winampa. Nie da rady...

Hasiok: Znak niepokoju (Box Music)


Prześmiewcza, kpiarska płyta. Cięte, często dosadne i wulgarne teksty opowiadane z punktu widzenia „swojaka” spod bloku. A to gość bezkompromisowy, mocno stojący na ziemi i potrafiący zwerbalizować całkiem celne spostrzeżenia. Bywa finezyjnie, choć poprawności politycznej na płycie raczej nie uświadczymy. Muzycznie - totalny galimatias. Każdy kawałek pochodzi z innej bajki. Kazik Na Żywo, disco-polo, funk, rapcore, Rammstein, Skrzypek na dachu... Płyta trzeszczy od braku spójności. I jest spóźniona co najmniej o 10 lat. Dlatego gładko się jej słucha tylko za pierwszym zamachem. Potem puszcza trzy, cztery ulubione kawałki. Mimo to bardzo inteligentna płyta. A okazyjnie pojawiająca się gwara śląska nadaje jej egzotycznego kolorytu. Dodatkowy szacuneczek za Źle jest - rzecz zwyczajnie rozpierdala.

The Complainer & The Complainers: The Dark Side Of The F***** Moon EP (mik!musik.)


“Kilka niepublikowanych utworów, nieco starszych auttejków z PJHF i trochę nowych oraz kilka nieznanych remiksów”. A jednak to wciąż Complainer, jakiego znamy i lubimy. Co prawda to rzecz głównie dla hardkorowych fanów, ale i tak warto wydawnictwo ściągnąć, by posłuchać remiksu Kamp!

Absyntia: Nocne historie (wyd. własne)


Niech was nie zmylą pozory. To nie żaden mroczny metal. Bliżej do dołków The Cure i Joy Division. Nocne historie to promo CD. Słuchając płyty czuję się jak juror jakiegoś konkursu. Kawałki są okropnie chropowate i bliżej im do szkiców niż normalnych kompozycji. Więc jako jury słysząc takie Światła miast natychmiast wysłałbym zespół na Eurowizję, a z drugiej strony - gdyby podrasować w studio z myślącym producentem takie utwory jak Fashion czy Lonely Streets Of Illusions, pewnie byłbym wniebowzięty.

Posłuchał i opisał [avatar]

3 komentarze:

  1. Napszykłat to totalny przerost formy nad treścią. I dalej do cholery nie wiem co "inteligentnego" jest w płycie Hasioka, której słuchanie boli.

    OdpowiedzUsuń
  2. Duży plus za Napszykłat, świetny album.

    OdpowiedzUsuń
  3. mik musik nie istnieje, wiec Tzar wydał płytę sam

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni