16 stycznia 2013
Sambor: Yesterday Is Unknown / Xanax Remixes (Fenix Music, 2012)
Oto Sambor Kostrzewa i jego guide to modern pop!
O muzyku pisaliśmy niedawno z racji ukazania się EP-ki Xanaxu. Odgórnym założeniem duetu jest jego czysto wirtualne istnienie - żadnych spotkań, żadnych wspólnych jamów i koncertów, jedynie ścieżki dźwiękowe przesyłane drogą elektroniczną. Kostrzewa zrobił rzecz oczywistą. Na miejscu skrzyknął znajomych muzyków, wszedł do studia i nagrał dziesięć własnych kompozycji. Takich, które proszą się o pokazanie w urokliwych klubach.
Co prawda nic mi nie mówią nazwiska towarzyszących instrumentalistów: Michała Lipińskiego, Krzysztofa Kuźnika i Krzysztofa Kaszuby, ale dałbym sobie pół pensji uciąć, że są wziętymi poznańskimi muzykami sesyjnymi. Gdyż to, co wyprawiają na płycie, nie może być dziełem żółtodziobów, którzy pogrywają w garażach bądź studenckich klubach. Zespół Sambora to ludzie o ogromnej merytorycznej wiedzy i niesamowitej wyobraźni muzycznej. Każda z kompozycji to majstersztyk aranżacyjny - poczynając od idealnego wyważenia melodycznych akcentów, poprzez zgrabne rozmieszczenie krótkich (acz wyrazistych) hooków, które w efekcie składają się na wysmakowaną popową estetykę. No i sam Kostrzewa. W jego głosie słychać radość śpiewania, co ważne, bez popisowych ciągot (wokaliz nie liczę). Sambor lubuje się w dość skomplikowanych liniach wokalnych, pełnych przydługich wersów. Zazwyczaj trzyma się rozsądnych granic, choć momentami zdarza mu się w owych zawiłościach zatonąć (Sea of Roughness). Za to dobrze sprawdza się w dość odmiennych scenicznych odsłonach. Najbardziej przejmujący jest, gdy skamle w Oslo Calling. W beatlesowskiej Sylwii jawi się jako uosobienie spełnionego, zakochanego człowieka. Wzrusza teatralna maniera w Tell Me A Story, a rozśpiewanie w 400 km słuchacz musi skwitować gestem uznania.
Z całym szacunkiem do wokalisty, efekt „wow” wywołuje głównie muzyka. Moment nr 1: nerwowy riff gitary w Oslo Calling. Ciary nr 2: kłujący bas zamykający Gravity. Bezdech nr 3: przejście z mruczanki w quasi-industrialny elektroniczny łomot w The Astronaut. Rzut na łopatki numer 4: hiszpańska gitarka i psychodeliczne pasaże klawiszy w For I've Sinned. Szczena w dół: drapieżny flow w utworze tytułowym. Itd., itp., w każdym kawałku jest to „coś”, rodzące pytanie: „w którym momencie ludzkość zbłądziła, że zapomniała, iż eter najlepiej rozpuszcza się w takim właśnie wyrafinowanym popie”?
Powyższa płyta radzi sobie już od jakiegoś czasu na rynku, a za kilka dni wirtualne światło ujrzy druga odsłona Yesterday Is Unknown przygotowana przez drugą połowę Xanax, Abandon All Hope. Remiksowa wersja jest dobrym uzupełnieniem podstawowego zestawu. Owszem, wyraźnie słychać, że utwory pisane pod szyldem Xanax lepiej pasują do mrocznej elektroniki Abandona, gdyż ta dość często gryzie się z pogodnymi piosenkami Sambora. W porównaniu do rozbuchanych instrumentalnie oryginałów remiksy brzmią dość ascetycznie. Znamienne, że najsłabsze rzeczy na Yesterday Is Unknown najbardziej zyskują w xanaxowych wersjach. Pierwszy z brzegu przykład - 400 km. Oryginał to leniwa pioseneczka z plumkającym fortepianem i rozmarzoną końcówką. Abandon All Hope przekształcił ją w oleisty, mroźny bit. Z lepszych miksów zwraca uwagę Sylwia, która w nowej wersji zbliżyła się do klimatów eksplorowanych przez Last Blush, a Oslo Calling w parkietowy, połamany dancer. Można polubić nową wersję Gravity czy Astronaut, ale macierzyste wersje są zbyt dobre, by wystawić akurat te na piedestał.
Reasumując: debiut Sambora - świetna produkcyjnie rzecz z dobrymi piosenkami. Remiksy to nie tylko przykład sprawnej konsolowej roboty, ale rzadko spotykany dowód przyjaźni mimo granic. Słuchać! [avatar]
Strona artysty: http://www.sambormusic.com
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz