17 stycznia 2013

In A House Of Brick: Out Of Hand (wyd. własne, 2013)


Dwanaście lat. W skali wieczności to tyle co nic, ale w historii zespołu rockowego – kawał czasu. Tak długo lub tak krótko, w zależności od podejścia, musiała czekać zabrzańska grupa In A House Of Brick na wydanie swojego debiutanckiego albumu.

Właściwie, byli gotowi już w 2007 r., kiedy to zarejestrowali materiał w studiu. Jednak efekt okazał się dla nich na tyle niezadowalający, że wyrzucili płytę do kosza. Rozrzutni. Nowy początek dla IAHOB zaczyna się w styczniu roku 2013 i wyznam wam w tajemnicy, że dobrze rozpocząć opisywanie nowości z trzynastką w dacie od tak udanej płyty.

Formuła powerrockowego trio dobrze służy tej kapeli. Muzycy doskonale się zazębiają, są skupieni na podawaniu konkretów bez solówkowego ściemniania. Do tego IAHOB ma jeszcze jeden cenny atut – znakomitego wokalistę, Mariusza Kwiecińskiego. Barwa głosu, naturalne wibrato, umiejętność płynnego przechodzenia od melodyjnego śpiewu do agresywnego krzyku – to wszystko sprawia, że mamy do czynienia z zespołem, który natychmiast przykuwa uwagę. Nawet jeśli kompozycyjnie nie należy do zbyt oryginalnych. Bo też zabrzanie żadnych nowych terytoriów nie odkrywają. Dobrze się czują serwując mięsiste riffy, czerpiąc zarówno z tradycji hard, jak i alt rocka, nie wstydząc się zamiłowania do hard core’a, ale i bardziej popowych odmian muzyki gitarowej (kłaniają się Stereophonic czy Nine Black Alps).

Płyta zaczyna się w sposób wymarzony dla wielu debiutujących zespołów. Bitter Cup – fantastyczny wokalny wstęp, dużo melodyjnego hałasu, zmian rytmu, karkołomnych mostków, a wszystko podane w tak przystępny sposób, że nagranie mogłoby hulać na antenie Trójki w audycji porannej. Pozostałe kompozycje trzymają równy poziom, czasem gnając na łeb na szyję (She, All Against All, Little Russia), częściej bawiąc się skokami nastrojów i tempa (Reborn z porażającym screamo-wrzaskiem początkiem, piekielnie rytmiczny Believe, rozedrgany postmetalowy Thai Message). Nie brakuje stylowych nawiązań do złotej ery rocka, czyli lat 70. (Poison, Little Russia) i instynktownej inspiracji grunge’em (zagrywki gitary w stylu Alice In Chains w Cobain’s Dead). Jest też niespodzianka, którą i tak już dawno zdradzono, więc faktycznie niespodzianką nie jest. Dość wierna oryginałowi wersja Rebel Yell Billy’ego Idola – całkiem udana, choć tych klawiszy jednak brak...

Pozostaje życzyć zespołowi szczęścia i dalszej wytrwałości. Niech ta płyta stanie się trampoliną ich dalszej kariery. Fani porządnego gitarowego łojenia powinni IAHOB poznać czym prędzej. Ze swojej strony życzyłbym sobie paru spokojniejszych piosenek w dorobku, aby móc w pełni delektować się brzmieniem głosu „Kwieci”. [m]
 

Strona zespołu: http://www.inahouseofbrick.pl

3 komentarze:

  1. w końcu...:) Miałem przyjemność, słuchac tamtych nagrań (czy to aby nie było wczesniej niż 2007?) Zespół rozwalił mnie wtedy w drzazgi, a co wazne na żywo grają z taką samą, może i większą energią jak w studio. Świetny band, miałem też przyjemność grać z nimi wspólne koncerty:) To świetna wiadomość! POZDRAWIAM IAHOB:)

    OdpowiedzUsuń
  2. super band ..czekałam i się doczekałam :) hihi

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni