21 listopada 2013
L.Stadt: You Gotta Move (Mystic, 2013)
L.Stadt odleciał do Teksasu.
Nie dziwi mnie decyzja Łukasza Lacha i spółki o nagraniu nowych wersji utworów zapomnianych albo w ogóle u nas nieznanych amerykańskich pieśniarzy i wokalistów pop. Zatopienie się w nowej kulturze, kulturze, która dała światu bluesa, rock’n’rolla i country, musiało odcisnąć swoje piętno na tak chłonnych i pojętnych muzykach. Wizyty w Teksasie zaowocowały decyzją o nagraniu nietypowego tribute albumu. Na krótkiej, za krótkiej, płycie zespół proponuje swoje interpretacje piosenek takich artystów, jak Roy Orbison, Jim Sullivan czy uhonorowany aż dwiema kompozycjami Townes Van Zandt.
Z nagrywaniem coverów wiążą się zwykle dwa scenariusze: albo tworzymy w miarę wierną wersję, tak aby słuchacz od razu rozpoznał, z jaką piosenką ma do czynienia, albo staramy się zamienić utwór nie do poznania, nadać jej jak najwięcej unikalnych cech, co przypomina nieco sztukę remiksu. Na You Gotta Move łódzki zespół stosuje konsekwentnie pierwszą metodę. Rzecz w tym, że stosuje ją na utworach znanych zapewne tylko niewielkiej garstce miłośników płyt winylowych z lat 60. i 70. (mam na myśli oczywiście polskiego odbiorcę). Daje to efekt czegoś zupełnie świeżego, odkrywania zagadkowej przeszłości.
Mamy tu kapitalne, monumentalnie brzmiące Waitin’ Around To Die Van Zandta, a tuż obok przejmującą balladę Kathleen tego samego piosenkarza. Mamy typową dla lat 70. filmowo brzmiącą piosenkę w duecie (w nowej wersji Łukasza Lacha wspiera Ania Dąbrowska), z której L.Stadt wyciągnął całą możliwą zamszowość, mamy przebojowe U.F.O. Sullivana, które łączy w sobie brzmienie modnej fascynacji retro i psychodelią, przepiękne, wypadające bardzo blurowsko Take Care Aleksa Chiltona (chyba najmłodszego ze skowerowanych artystów), za które wybaczyłem łodzianom ten skok w bok i brak autorskiego materiału po trzech latach od ostatniej płyty EL.P. Nie darzę wielką atencją I'll Say It's My Fault, bo nie przepadam za Orbisonowskim zadęciem w muzyce pop (te dzwony!), ale już Come Away Melinda jest miłym uzupełnieniem Take Care.
To bardzo udana płyta, ale mam nadzieję, że po okresie fascynacji dalekim Zachodem, panowie wrócą, nie tylko fizycznie, ale i duchowo na polski beton i wkrótce przypomną o sobie w pełni autorskim albumem. Bo przecież pisać piosenki potrafią jak mało kto w Polsce. [m]
Strona zespołu: http://www.lstadt.com
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz