20 listopada 2013
Pictorial Candi: Drink (Lado ABC, 2013)
Przed wami pierwszy w historii muzyki longplay w butelce.
Niestety nie miałem dotąd okazji spróbować mikstury sporządzonej przez Candi i jej chłopaków. Tak, nie przywidziało się wam – Drink jest naprawdę drinkiem. Tegoroczne wydawnictwo szalonej Argentynki osiadłej w Polsce składa się z plastikowej butelki napełnionej podejrzanie wyglądającą cieczą oraz dołączonego do niej kodu na ściągnięcie albumu w postaci cyfrowej. Intrygujący performens, ale czy nie przyćmił tego, co najważniejsze, czyli nowych kompozycji kwartetu Valiente, Masecki, Byczkowski, Pop?
Zdecydowanie nie! Drink to znaczący krok naprzód w stosunku do Eat Your Coney Island, debiutu Candi sprzed roku. Jest lepiej brzmieniowo (lo-fi szybko się nudzi, gdy ma się do dyspozycji świetnych muzyków i zaawansowaną technologię pod ręką) i przede wszystkim kompozycyjnie. Choć nad tymi ledwie siedmioma utworami wciąż unosi się duch bitnikowskiej swobody, to cechuje je większa dyscyplina i... piosenkowość.
Bo przecież już otwierający album Jack Kerouac (ktoś wspominał o bitnikach i substancjach psychoaktywnych?) to kawałek zgrabnie napisanej – i zaśpiewanej! – melodii. Bo przecież kolejne na liście Sweet Legs to już otwarcie chwytliwa nuta, pełna przyjemnych odniesień do popu lat przeszłych i gitarowej zimnej fali. Mocny bas, trochę elektronicznych zgrzytów i szczypta transu w końcówce definiują aktualny stan artystycznego zamysłu Pictorial Candi. Choć zespołowi zdarza się pożeglować na otwarte wody, zbaczając z wyznaczonego kursu, jak w The Tormented And Depressed Person's On The Phone Again From Michigan, to jednak wciąż pamięta o sięgnięciu we właściwej chwili po busolę, by nie zaginąć na rozległych wodach i dobić do ustalonego na początku podróży portu.
O ile pierwsze trzy piosenki trzymają się stylistyki gitarowej, to ukryte pod czwórką Parallel Universes znienacka atakują zmasowaną elektroniką ze starej szkoły. To zresztą jeden z moich ulubionych fragmentów płyty. Na czele stawiam jednak Benefit Of The Doubt, cover wprawdzie (obadajcie R. Stevie’go Moore’a, koleś ma sześćdziesiątkę i ze 400 albumów na koncie), ale z jakim wdziękiem wykonany! Prostota kompozycji urzeka po całym tym kombinowaniu z formą, a wysoki śpiew Candi po prostu rozkochuje. Nie śmiem marzyć, ale cała płyta złożona z takich niewyszukanych numerów byłaby u mnie w czołówce roku.
No i jest jeszcze Snow Valley Night, prawie 18-minutowe monstrum, w ramach którego Pictorial Candi przeczołguje się od gitarowej awangardy po transowe techno. Pierwszy kontakt z tym dziwactwem robi piorunujące wrażenie (co się stanie w piętnastej minucie?), ale przy kolejnych odsłuchach zaczynam wierzyć, że bardziej sensownym rozwiązaniem byłoby podzielenie kompozycji na samodzielne, łatwiej przyswajalne utwory. Doceniam jednak bezkompromisowość artystów. Na płycie jest jeszcze jedna Snow Valley Night – tym razem w postaci remiksu Eddiego Stevensa. Rzecz, którą można opatrzyć przymiotnikami stosowanymi do opisywania sequeli: więcej, mocniej, intensywniej.
Nie potrzebuję oranżady Candi, by się upić. Jestem nawalony jak świnia po przesłuchaniu ciurkiem całego Drinka. Polecam, ale uważajcie – to uzależnia. [m]
Jak Candi napój robiła:
Kosztowaliście? Napiszcie, jakie wrażenia!
Strona zespołu: http://www.pictorialcandi.com
Autor:
we are from poland
Etykiety:
altpop,
avant-garde,
experimental,
indie,
LP,
po angielsku,
video
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz