O matko, kolejny gitarowy zespół – jacy wy jesteście na tym WAFP-ie nudni!
No sorry, ale gdy Mnoda wreszcie ujawnia swój długo wyczekiwany materiał (po tym Archiwalnym, wydanym w 2010 r.), mam głęboko gdzieś te narzekania. Odkładam na bok słuchanie syntezatorowego popu i zanurzam się w brudnym postshellakowym hałasie.
Po rozstaniu z saksofonistą poznański zespół zainteresował się bardziej tradycyjną formą piosenki. Pięć nowych kompozycji łączy w sobie agresywne, chropawe riffy z motoryczną sekcją i niezłymi, zdawkowymi tekstami. Archangielsk to zdecydowanie dobry początek. Surowizna noise’owego tematu głównego, mocne bicie w bębny (ależ przydałaby się tu ręka Steve’a Albiniego!) i spora przebojowość – tak, na coś takiego czekałem. Pig in Japan nieco studzi entuzjazm – zaczyna się nader smacznie, wyciszoną perkusją i leniwymi akordami, by po chwili wskoczyć w hałaśliwsze rejony. Wygłupiaste wokale śpiewające po francusku bzdurny tekst zapewne sprzyjają zabawie na koncertach, ale do klimatu EP-ki pasują średnio.
Na szczęście kolejne utwory rekompensują tę drobną niedogodność. Na uwagę zasługuje Łódź to duża Wilda, ostra nie tylko muzycznie, ale i tekstowo (Polska to duża Wilda/ Tak było i będzie, Wilda jest wszędzie/ Nigdzie nie uciekniesz, po twarzy widać twoje pochodzenie/ Nie jesteś Niemcem ani Austriakiem/ Ogarnij się, przecież widzę po twarzy kim jesteś). Komu pałace – dużo przesterów, porwanego rytmu i wykrzykiwanych, szyderczych słów. Zamykające EP-kę Anteny ’75 zabijają zniekształconym dźwiękiem i chwytliwym wokalem. Bomba!
Stara prawda głosi: gitary zawsze wygrywają. [m]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/Mnodaband
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz