29 listopada 2013

Raczej na „nie”: Bajzel, Cuba de Zoo, Empty Ashtray, Teleport Magic


Czasami jesteśmy na „nie”. Czasem musimy sobie pokrytykować.

Bajzel: GinkGo (wyd. własne, 2013) 


Trzy autorskie płyty Piotra Piaseckiego aka Bajzel sprzedały się w homeopatycznych ilościach (według wpisu na FB sprzed paru miesięcy), Pogodno się rozwiązało, płyta z piosenkami Stachury zachwyciła głównie recenzentów. Nie wierząc kompletnie w polski rynek muzyczny Bajzel całkowicie odpuścił sobie próby bycia fajnym grajkiem, z dobrymi piosenkami, celnymi tekstami i niebanalnymi aranżacjami. Będąc człowiekiem-orkiestrą pozwolił sobie na szereg odjazdów, bez większej logiki i cienia nadania im zwartej formy.

GinkGo to zapis nieskrępowanej wolności muzycznej, tworzenia pod wpływem impulsu i apoteoza improwizacji. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że w każdej recenzji pojawia się uwaga, że dziewiętnaście pozycji na najnowszej płycie przypomina szkice. Pora rozwiać wątpliwości - tak, to są szkice. A więc zalążki kompozycji, które fajnie posłuchać, by wiedzieć, co aktualnie dzieje się w Bajzlowej głowie. Posłuchać raz i zapomnieć, gdyż i pamiętać nie ma co. Zastanawiam się, po co powstało takie GinkGo. Albo inaczej – po co zostało opublikowane, wydane. Ze Piasecki to łebski muzyk – wiadomo od dawna. Że na instrumentach umie wywijać jak mało kto - również. Że nie obce mu transowe jazdy - to oczywiste od 2007 roku. W 2013 roku, w czasach post-wulgarnych wypadałoby od Bajzla oczekiwać rasowej psychodelii, ale z jakąś myślą przewodnią. A tu mamy bałagan i zalążki pomysłów, które się kończą, zanim zdążą rozwinąć skrzydła. Ok, posłuchałem GinkGo, super, że człowiek próbuje coś nowego, fajnie, że to trudniejsza muzyka, ale to wszystko. Następną płytę poproszę.


Strona artysty: https://www.facebook.com/BajzelBajzel


Cuba de Zoo: Trucizna (Mystic, 2013) 


Co fajnego było w debiucie płycie Cuby de Zoo Rozkaz? Energia i bezpretensjonalne piosenki. Drugi album został w większości nagrany na setkę. Trio postawiło na surowość i brzmienie bliskie wydania koncertowego. Efekt? Energia zmieniła się w ciężar, lekkość w rockowy czad. Mocniej, ciężej, głośniej!

I niestety gdzieś ten Cuba zagubił swoją zwiewność i przebojowość. Trucizna to potężne rockowisko - soczyste, bardzo dobrze nagrane (gratulacje dla pałkera, robi świetną robotę), z tzw. pazurem, ale... to już nie Cuba znany z Czarnego auta. Cubie 2.0 bliżej do Triquetry, poprzedniej kapeli lidera Kuby Podolskiego. Dlatego jak głupi trzymam się kawałków, które w jakimś stopniu przypominają dawne, dobre czasy. Propsuję jasną, zwiewną, bujającą gitarę w zwrotce Pistoletu czy „gwiżdżący” riff w Za mało. A już totalnie miękną mi nogi podczas słuchania Synku. Kapitalna linia melodyczna, dużo przestrzeni, a gdy zespół uderza w cięższą nutę i darcie buzi, czuję w końcu powiew upragnionej energii. Szkoda, że tak mało jest takich kontrastów w innych kompozycjach. Za to duży plus dla Podolskiego jako tekściarza-obserwatora rzeczywistości.

Trucizna nie poczyniła spustoszenia w moim krwiobiegu. Dwanaście nowych kawałków nie wystarczyło, by przekonać mnie do zmiany stylu. Może kiedyś na koncercie to odszczekam, ale na pewno nie teraz.



Strona zespołu: https://www.facebook.com/CubaDeZoo


Empty Ashtray: Empty Ashtray (wyd. własne, 2013) 


Post-punk z Krakowa z amerykańskimi naleciałościami. Młody, debiutujący zespół, startujący od razu z jedenastoma kawałkami. W sposobie grania Mariusza Bysiewicza słyszę podobne inspiracje, co na pierwszej płycie Let The Boy Decide. Ogólnie klimat fajny, lekko nerwowy, trochę wściekły, odrobinę schizofreniczny. I - co najważniejsze - mają tzw. wokalistę charakterystycznego. Bartek Szadkowski ma zadatki na rasowego showmana - śpiewa, zawodzi, łka, cedzi przez zęby, melorecytuje i toczy ślinę. I ma coś do powiedzenia. I to jest jego największy problem. I to na tyle duży, że przekłada się także na cały zespół.

Płyta jest bardzo, ale to bardzo prześpiewana. Facet zwyczajnie leje wodę, nie potrafi dać sobie na wstrzymanie i zagłusza sprawnie grający zespół. W tej chwili losowo klikam sobie na piosenki w Winampie i na piętnaście strzałów zawsze trafiam na śpiew Szadkowskiego. Z przykrością stwierdzam, że słuchanie Empty Ashtray męczy już po trzecim kawałku. Milczenie jest złotem, naprawdę. Dlatego najbardziej sobie cenię Tango, gdzie nie ma wokalisty, a ja w końcu mogę ocenić pracę sekcji rytmicznej.

Jest też druga opcja: to jest bardzo dobra płyta, ale niestety trafiła w łapy gościa, który dostaje gęsiej skórki na widok dziesiątek linijek tekstu w trzyminutowych kawałkach.



Strona zespołu: https://www.facebook.com/EmptyAshtray


Teleport Magic: Po drugiej stronie lustra (Luna Music, 2013) 


Alternatywny pop ze Śląska. Panowie na instrumentach grają lajtowego brytyjskiego gitarowego rocka z pianinem w tle. A ten aż prosi się o kobiecy wokal wyśpiewujący ładne piosenki. Teleport Magic ma taką wokalistkę. Dziewczyna nazywa się Estera Sławińska-Dziurosz i śpiewa poetyckie teksty o Anioła dymie. Problem w tym, że śpiewa z teatralną manierą rodem z benefisów z krakowskiego Teatru Stu. Co nie powinno dziwić - na co dzień występuje w Teatrze Rozrywki w Chorzowie.

W poszukiwaniu oryginalnych dźwięków takie połączenie może przynieść żądaną dawkę świeżości. Ale nie przynosi; właściwie to jedno z drugim się gryzie. Fani coldplayowego wzruszenia w śpiewie Estery nie znajdą żadnego punktu wspólnego z popularnymi altpopowymi wykonawczyniami ostatnich lat, nawet brak inspiracji tych z mainstreamowego kręgu w rodzaju Adele. Bliżej Sławińskiej-Dziurosz do dokonań Czerwonego Tulipana i artystów z kręgu poezji śpiewanej. Jednak miłośników Raz Dwa Trzy może miejscami zniechęcić zbyt „odważny” podkład (hałas w Szukając Ciebie czy podskórny niepokój przewijający się w Zaczekaj). Nie chcę być złym prorokiem, ale chyba nie znajdzie się zbyt wielu nabywców na ten wzajemnie wykluczający się muzyczny konglomerat. Ja na tym tekście zamierzam zakończyć swoją przygodę z Po drugiej stronie lustra.



Strona zespołu: https://www.facebook.com/teleportmagic

Przesłuchał i skrytykował [avatar]

3 komentarze:

  1. Do GinkGo będę wracał często i wielokrotnie, podobnie jak do wszystkich płyt Gorillaz. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. To, że CdZ nie zrobili Rozkazu 2.0, to raczej in plus. Po co się powtarzać? Energetycznych numerów, lecz inaczej zagranych jest na Truciźnie całkiem sporo: świetny, tytułowy singiel, Dom, Lament czy Raj. Jest wciąż melodyjnie, ale trudniej niż na Rozkazie, co nie znaczy, że gorzej. Polecam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Płyty Empty Ashtray nie da się słuchać, a wokalista zarówno na płycie jak i na żywo jest przeciętny ale to nie on a całokształt jest mega niestrawny

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni