22 listopada 2013
Alameda 3: Późne królestwo (Instant Classic / Millieu L’Acephale, 2013)
Bydgoska grupa artystyczna Millieu L’Acephale zaczyna powoli wyrastać na lidera polskiej noise’owej alternatywy. Kierowana przez Kubę Ziołka rozrosła się z czasem do pięciu zespołów, z których większość wydała płyty w bieżącym roku. Z marketingowego punktu widzenia mogło się to wydawać ryzykownym ruchem, tym niemniej okazał się on sukcesem.
Kujawianie są teraz na językach tej części polskich mediów, które grzebią w muzycznej alternatywie, nie mówiąc już o międzynarodowym hype’ie czy recenzjach w wysokonakładowych tygodnikach. Każdy z tych pięciu projektów eksploruje nieco inną stylistykę (folk, jazz, eksperymentalna elektronika), jednocześnie nosząc w sobie wspólne pierwiastki noise’owej analogowości i transu, które to lider grupy określa jako brutalizm magiczny.
Alameda 3 (dawniej Alameda Trio) reprezentuje tę bardziej rockową twarz Kuby Ziołka. Czy może, precyzując całość, bardziej krautrockową i psychodeliczno-gitarową. Album Późne królestwo zarówno w warstwie tekstowej, jak i muzycznej stanowi naturalne rozwinięcie wątków, które autor podejmował na debiucie Starej Rzeki. Mamy tu te same liryczne porównania, odwołania do literatury amerykańskiej, filozofii wschodu oraz egzystencjalizmu. Z tą jedynie różnicą, że folklor pozostaje na dalekim planie ustępując miejsca bardziej post-rockowym przestrzeniom. Jeśli jesteście w stanie wyobrazić sobie krzyżówkę wczesnego …And You Will Know Us By The Trail Of Dead z noise’owymi eksperymentami spod znaku Karpat Magicznych czy Za Siódmą Górą, to jesteście na dobrej drodze. Można wręcz powiedzieć, że Alameda 3 reanimuje zapomniany już ruch polskiej muzyki eksperymentalnej z połowy lat 90.
Późne królestwo stanowi swoistą wędrówkę pomiędzy monstrualnymi noise’owymi kolosami, trwającymi po kilkanaście minut, a szemrzącym ambientem krótszych i bardziej stonowanych kompozycji. Utwory kłębią się i kotłują niczym w wielkim garze, a na wierzch co i rusz wypływają nowe inspiracje. Dobrym tego przykładem jest Tzimtzum, gdzie na przestrzeni pięciu minut przechodzimy po kolei: od silnie zdekonstruowanego Sonic Youth, przez lekko zagrany jazz rock, by po blackmetalowej kanonadzie usnąć w otoczeniu mocno zbasowanego ambientu. I to wszystko brzmi zupełnie logicznie. Wpływ ma na to zapewne ta szczególna analogowa atmosfera, tak podobna wydawnictwom spod znaku Obuh Records.
Chociaż Alameda 3 bez dwóch zdań tworzy muzykę dla smakoszy, to jednak nie sposób jej zaklasyfikować po prostu jako awangardę. Bywa wyjątkowo łatwo przyswajalna, jak na tak nietypową konstrukcję. Kubie Ziołkowi i jego kolegom udała się rzecz niezwykła. Połączyli wielki tygiel niezliczonych inspiracji w jeden niespójnie brzmiący twór, który jednak daje się słuchać z niezwykłą łatwością. Jeśli dorzucimy do tego wspólną myśl spajającą kompozycje grupy i jedyne w swoim rodzaju brzmienie, otrzymujemy coś unikatowego. Zarówno w skali polskiej, jak i europejskiej.
Przyznaję, że początkowo broniłem się przed stwierdzeniem, że wielokrotnie tu wspomniany bydgoszczanin stał się Midasem alternatywy. Późne królestwo okazało się być jednak potwierdzeniem tego faktu. W tym wypadku nazwa wytwórni okazała się być prorocza. [zeno]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/alamedatrio
Autor:
we are from poland
Etykiety:
ambient,
avant-garde,
experimental,
krautrock,
LP,
noise,
po polsku,
post rock,
psychodelic
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Wiele hałasu o nic. Przeciętne konpozycje podlane dużą ilością delay'a i drone'ów. Zapewne moje niezrozumienie zachwytów nad tą płytą wynika również z tego, że nie lubię wszystkich tych mistycznych, "postmodernistycznych" kompozytorów w stylu Arvo Parta, H. M. Góreckiego, Phillipa Glass itd., zachwyty nad "Loveless" MBV uważam za nieporozumienie, itd. Ale jakieś okropne to nie jest. Chyba lepsze niż Stara Rzeka.
OdpowiedzUsuńZenek z Bolesławca