Wygląda na to, że Lado ABC zrobiło deal życia. Oto Felix
Kubin, znany niemiecki kompozytor i producent muzyki elektronicznej, którego
osiągnięcia są stawiane na równi z legendarnym Kraftwerk, dołączył do artystów
wydawanych przez ten label, i to nie tylko w Polsce, ale całej Europie
Środkowej i Wschodniej. Warto przy tej okazji zapoznać się z twórczością tego
artysty, tym bardziej, że Lado wydało w ciągu ostatniego miesiąca dwa albumy
Kubina. I oba są dość mocno powiązane z Polską.
Już sam tytuł świadczy o przewrotnym poczuciu humoru
hamburczyka, zadając kłam opiniom o Niemcach jako ludziach gustujących wyłącznie
w żartach topornych i dosadnych. Album jest wypełniony subtelnymi żarcikami i
mrugnięciami okiem do słuchacza. Wątki futurystyczne, nawiązania do muzyki
filmowej, zwłaszcza tej do (tanich) obrazów SF, żonglerka stylami, także tymi
dalekimi od współczesności, nieustanne zmiany dynamiki i faktury utworów – od
klinicznej syntetyki, poprzez te nasączone żywym instrumentarium, czynią Zemstę
albumem co najmniej interesującym. Już na początku Kubin sięga po wszelkie
środki, by słuchacza rozbroić i kupić w całości. Lightning Strikes, zaśpiewane
komicznym wysokim głosem po angielsku z niemieckim akcentem, rzuca na kolana.
Zaraz potem Atomium Vertigo – tu z kolei zimna precyzja elektroniki doskonale
koresponduje z perfekcyjną dykcją deklamującego po francusku Nicolasa Ekla.
To nie koniec piosenek. Felix okazuje się spoko
gościem, który nie ma w zwyczaju katować słuchaczy swoimi asłuchalnymi
eksperymentami. Uwielbiam Piscine Resonnez!, które jest prawdziwą dancepunkową
petardą, z bombardującą uszy perkusją i zaczepnymi wokalami (tym razem
damskimi) po francusku. Również Der Kaiser is gestorben okazuje się całkiem
fajną piosenką. Co nie znaczy, że Zemsta Plutona składa się z samych
przebojowych melodii. Jest tu też trochę cięższych klimatów (niepokojące Nachts
im Park, psychopatyczne Fies Without Memory), ale i takich czysto
technologicznych (oszałamiające precyzją Speed, komputerowe The Rythm Modulator
Cont’d) czy wreszcie rozpasanych, sięgających głęboko do tradycji muzycznej i
siekącą ją w drobny mak super ostrym nożem japońskiego mistrza sushi (szalone
swingujące Swinging 40s, pełna przeszkadzajek, stanowiąca niejako pomost do
kolejnej płyty, tym razem z Mitchami – Zemsta Plutona).
Skoro jesteśmy już przy Mitch & Mitch, to możemy
płynnie przejść do Bakterien & Batterien, przy czym znak & należy
czytać jako „und”, broń Boże, „and”.
Z Mitchami tak już jest, że nieważne, kto z nimi
zagra, to i tak będzie brzmiało jak kolejna płyta Mitchów. Tak jest i w tym
przypadku. To album bardzo w ich stylu – zagrany z wielkim rozmachem,
perfekcyjny wykonawczo i brzmieniowo. Pełno tu soundtrackowych melodii i
odniesień do przeróżnych gatunków filmowych, ze szczególnym naciskiem na
staroszkolne horrory i filmy akcji z lat 70. Jako się rzekło Horizontal Rain,
który rozpoczyna Bakterien, idealnie łączy się z zamykającym Zemstę Plutona
nagraniem tytułowym. Mamy tu podobną rytmikę i nastrój, ale już wzbogacone o
potężne walnięcie sekcji dętej, a nawet zagrywki gitary. W takich jak to
nagraniach trudno się „dosłyszeć” udziału Kubina, ale już w kolejnych na liście
Syncopated Secretaries takiego problemu mieć nie powinniśmy, skoro to właśnie
Niemiec narzuca ton całej kompozycji.
I tak sobie to płynie w rozkosznej beztrosce, z
wycieczkami do wywołujących radosne podekscytowanie dźwięków z filmów grozy
(Creeper, Dead Face), przez utwory nieco bardziej wykręcone (dziwaczna
kakofonia w nagraniu tytułowym, ambientowe The Tired Hands Of M. Curie i Too
Much Light, Too Many Suns) aż po nieco (ale tylko nieco) mniej przebojowe niż
na Zemście piosenki zaśpiewane przez Kubina (Narzissmus & Musik,
Schnuersenkel) i szaleństwo oldskulowej orkiestry jazzowej (Bój się boogie).
Gdybym miał wybierać, chyba jednak wskazałbym „lepszość”
Zemsty Plutona – jest dla mnie czymś nowszym i bardziej ożywczym w porównaniu z
albumem nagranym we współpracy z Mitchami. Ale tak naprawdę oba wydawnictwa są
świetne i warte wydania na nie kilkudziesięciu złotych. A dla fanów Herr Kubina
to prawdziwe święto – dwa albumy ich mistrza w tak krótkim odstępie czasu.
Chwała Lado ABC! [m]
Strona artysty: http://www.felixkubin.com
Zawsze ciekawią mnie inspiracje filmami w muzyce, teraz nie jest inaczej.
OdpowiedzUsuń