18 grudnia 2013

Budzy i Trupia Czaszka: Mor (Metal Mind Productions, 2013)


A miało tej płyty w ogóle nie być. Pierwszy album Trupiej Czaszki ukazał się niemal dziesięć lat temu. Od tego czasu jej lider, Tomasz Budzyński, zdążył nagrać kilka płyt z Armią, kilka płyt solo, napisać książkę i nakręcić dwa filmy. Ponadto przekroczył pięćdziesiątkę i nic nie wskazywało na to, że w tym wieku planuje ponownie walczyć na scenie w punkowym zespole. To się nie miało zdarzyć, ale się zdarzyło.

Mor to, jak twierdzi sam pomysłodawca, po części dziecko przypadku, po części owoc zaplanowanej strategii. Przypadku, ponieważ Budzy w ogóle nie widział szans dla Trupiej Czaszki. Powróciła tylko dlatego, że został poproszony o nagranie muzyki do kilku tekstów Józefa Szczepańskiego, powstańca warszawskiego i autora słynnych piosenek z tamtych czasów. Powstał z tego trzyutworowy singiel wypełniony wesołym, melodyjnym punkiem. Jako że wskrzeszony na tę okazję zespół był rozgrzany nagraniami, postanowiono pociągnąć temat dalej. Natomiast sama płyta była również częścią zaplanowanej strategii w tym sensie, że lider zespołu od dawna chciał stworzyć coś w rodzaju apokaliptycznej rock opery. Zamiast tego podzielił wymyślony materiał na solową płytę Osobliwości i drugi album Trupiej Czaszki. W ten sposób powstał osobny, czysto autorski materiał. Z tą jedynie różnicą, że zamiast zadziornego punka dostaliśmy 16 utworów kruszącej kości, gitarowej awangardy.

Muzykę zawartą na Morze ciężko jest przypisać do konkretnego gatunku. Pozornie jest to hiperagresywny hard core z kilkoma dark ambientowymi wtrętami i pojawiającą się od czasu do czasu, progresywno-rockową przestrzenią. Z tym że to wszystko pozory, bowiem jest to muzyka całkowicie nieklasyfikowalna. Niby ostra, wręcz metalowa, a jednak nie pasująca do żadnego z podgatunków gitarowej ekstremy. Mamy więc zestaw stosunkowo krótkich kawałków, które wahają się pomiędzy typowo armijnymi galopadami (Herez, Kto ma siłę niech zaprzecza), kanonadą blastów (Cała moc, Tłuszcz) i amorficznym free rockiem (Golem, Głowa na mur). Sam zespół twierdzi, że w ogóle nie słucha tego typu muzyki, a swoje dźwięki określa jako apokaliptyczny czad. Jest to nader słuszna definicja.

Jak już wspomniałem, jakkolwiek brutalna, oprawa muzyczna stanowi jedynie tło dla tekstów łączących się w jedną całość z tymi na Osobliwościach. O ile jednak na swojej solowej płycie, w otoczeniu minimalistycznych dźwięków, poznański poeta opisywał turpistyczne wizje gnijącej od wewnątrz człowieczej duszy, o tyle na Morze idzie na całość, portretując rozpad ludzkiej cywilizacji, zżeranej pychą i obłąkanym materializmem. Nie ma to jednak nic wspólnego z pustą dydaktyką. Budzyński maluje słowami obrazy. Choć często są one niezrozumiałe, to generują w głowie ponure wizje. Zda się, myśli słuchacz, że cała nasza nowoczesność jest tylko cienką skorupką, pod którą kłębi się robactwo, czekające aby ją przebić i pożreć to co z nas zostało. Autor wplata w swoje teksty mnóstwo neologizmów, których źródłosłów jest prosty do rozwikłania, a treść bardzo nieprzyjemna. Dobrym tego przykładem jest sam tytuł płyty, który ma coś wspólnego zarówno ze zmorą, jak i morowym powietrzem.

W przeciwieństwie do debiutu, drugi album Trupiej Czaszki został odebrany raczej negatywnie. Ze strony ortodoksyjnie katolickich miłośników twórczości poznaniaka spadły na niego gromy za tworzenie muzyki o tak jednoznacznie negatywnych konotacjach. Natomiast miłośnicy ekstremy i punka wyklinają zespół za dziwaczne teksty i rzężące brzmienie gitar, które faktycznie jest zbyt przesterowane i zamulone. Nie zgadzam się ani z jednymi, ani z drugimi. Ci pierwsi nie słyszą jednoznacznie krytycznego wobec dzisiejszego świata przekazu, ci drudzy nie rozumieją, że nic nie jest tu dziełem przypadku. Obie strony zamknęły się w swoich okopach, ale Budzemu, planującemu kolejne solowe dzieło, zdaje się to nijak nie przeszkadzać.

Słuchając Mora dostajemy odpowiedź na zadawane przez wielu intelektualistów pytanie. Czy my, ludzie zachodniej kultury, jesteśmy dziś jak ci starożytni Rzymianie, którzy żyjąc w samozachwycie nie zauważali nadchodzącej inwazji barbarzyńców? Odpowiedź brzmi: tak, jesteśmy, a nawałnica już wali do naszych drzwi. Macie tutaj jej przedsmak. [zeno]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni