21 grudnia 2013
Forge Of Clouds: Ordinary Death (wyd. własne, 2013)
Przyszli z chmur po raz drugi.
Debiutowali w 2011 roku znakomitym, gęstym, wielowarstwowym i surowym albumem zatytułowanym po prostu Forge Of Clouds. Potem wszelkie słuchy o nich zaginęły, koncertowali rzadko albo wcale. Żadne nowe informacje się nie pojawiały aż do jesieni 2013 roku, kiedy ogłoszono, że będzie druga płyta. I choć obecnie w zespole znajduje się trzech jeźdźców apokalipsy, w tym tylko dwóch z pierwotnego składu, najnowszy album jest równie udany. Trzeba jednak dodać, że zupełnie inny.
Na pewno jest dojrzalszy brzmieniowo, pełniejszy i bardziej atmosferyczny, jednocześnie jednak zrezygnowano z wyróżniającej debiut toporności i wspomnianej surowości, tego poczucia chaosu, które często najmocniej zachwyca i przyciąga. Ten album po prostu brzmi tak jak mogłaby brzmieć kolejna płyta Rosetty, Morne czy nawet Times Of Grace. Targani sprzecznymi emocjami i wciąż zadając sobie pytanie, jak to jest w ogóle możliwe, zaczynamy rozumieć, że dostaliśmy jedną z najciekawszych, obok najnowszego Obscure Sphinx, polskich płyt tego roku w gatunku szeroko pojętego post metalu i sludge.
Na debiucie przyciągały uwagę znakomita okładka i gęste brzmienie, na drugiej zachwyca coś innego. Atmosfera, która sprawia, że każdy pojedynczy dźwięk wynurza się jakby z głębin i oplata bezbronnego słuchacza. Po troszkę niepotrzebnym, nijakim, niemal trzyminutowym wstępie zatytułowanym po prostu Ordinary Death, płynnie przechodzimy do świetnego, pochodowego, rozwijającego się Concupiscence. Równie kapitalny i niepokojący jest numer czwarty, Mahakala, który swoim dusznym nastrojem i powolnym tempem przypomina opary dymu wypluwane przez kominy wielkiej fabryki. Bardzo udany jest także kawałek Cliche, w całości instrumentalny, rozbudowany i w pewnym sensie będący dość swobodną doomową wariacją muzyczną. Równie interesujący jest wieńczący płytę Wrong Number, złożony w znacznej mierze z drone’owych pojedynczych dźwięków, niepokojących uderzeń po talerzach, niczym z impresjonistycznego filmu pełnego krzywizn i cieni. Dopiero na koniec całość eksploduje w gęstym, ciężkim finale.
Ordinary Death to bardzo dobry album, który długo nie pozwoli o sobie zapomnieć, nawet jeśli podobnych dźwięków słyszało się już w życiu wiele. [lupus]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/pages/Forge-of-Clouds/167529873272170?id=167529873272170&sk=info
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Ale nudy
OdpowiedzUsuń