10 grudnia 2013
Gentleman!: Cinco de mayo (SkakAnka Records, 2013)
Ponad trzy lata minęły od debiutanckiego albumu trójmiejskiego Gentlemana. Kiedyś wróżono im wielką karierę, dziś powracają bez większego rozgłosu. Na szczęście powracają płytą co najmniej przyzwoitą, a już na pewno z momentami.
Po Opowiem ci kilka historii zespół zniknął. Płyta nie odniosła sukcesu, moda na indie-srindie i naśladowców Interpolu przeminęła, nadeszła era disco. Gentleman nie miał nic do roboty. Na szczęście przygoda z muzyką nie zakończyła się. Panowie zaliczyli wyprawę do Ameryki Południowej, skąd wrócili ze świeżym spojrzeniem i pomysłami. Naturalnym było zwrócenie się o pomoc przy nagrywaniu nowego albumu do mieszkającego po sąsiedzku „Khrisa” Wołowskiego z Dick4Dick. To właśnie jemu Cinco de mayo zawdzięcza urozmaicone, mocno osadzone we współczesności brzmienie. Choć – jak się za chwilę przekonamy – G! nie zrezygnował do końca z inspiracji mrocznym rockiem spod znaku Interpol & Editors.
Rzecz rozpoczyna hałaśliwe Intro, które sugeruje, że mamy do czynienia z concept albumem (Ta scena jest kozetką/ Na której leżę wpatrzony w dal/ Mam przed oczami przeszłość/ Dzisiaj terapii nadszedł czas). Cóż, być może wtajemniczeni odnajdą nić łączącą poszczególne piosenki, ja widzę raczej sznurek podzielony na odcinki licznymi węzełkami. Wpływ na to z pewnością miała odmienna poetyka tekstów liderów zespołu: te Piotra Malacha są pisane bardziej wprost, zdają się relacjami niemal w gazetowym stylu, te Michała Rostworowskiego (dawniej Tosia) operują mniej oczywistymi metaforami, sięgają głębiej w przeszłość, są pełne niedomówień i kodów, które mogą odczytać tylko bliscy i znajomi. Jeśli już jesteśmy przy tekstach, odnotowuję pewne nimi rozczarowanie. O ile kilka wersów ze starych przebojów G! ciągle mam w pamięci (Ty jesteś takim bulterierem, co zawsze szuka wroga, czy Jak dziecko usta zasłonisz, gdy się będziesz śmiać – te słowa ciągle żyją), tak z nowej płyty został mi w głowie właściwie tylko jeden wers: Piloci myśliwca-widmo zapomnieli się jak dzieci, kręcą figury na niebie (Synergia). Nie, żeby było źle, po prostu brakuje w nich czegoś błyskotliwego, czegoś co pozwala zapomnieć o niedostatkach, bo liczy się ten jeden celny strzał na piosenkę.
Dość pozytywnie oceniam zmiany stylistyczne w muzyce Gentlemana. Owszem, nie zapomnieli jak się gra „dark indie”; zwrotki Wszyscy po aviomarin do pani, dramatyzm Balastów i Grindadrop to stary dobry gitarowy stajl z początku lat 00. Brzmi to naprawdę potężnie i jak jesteśmy w odpowiednim nastroju, potrafi kopnąć w splot słoneczny. Cinco de mayo stoi jednak czym innym. Weźmy takie Kopiuj – wklej. Słychać zupełnie odmienne inspiracje, pewnie Foals niejednemu nasunie się na myśl. Fajnie, że Michał zdecydował się śpiewać bez zbędnego patosu – wyczuwam sympatię dla Milcz Serce, posłuchajcie rozwinięcia Wielkiego czarnego psa. Znalazło się miejsce dla obowiązkowego Malachowego przeboju (Cinco de mayo rozpoczynające się od najbardziej melodyjnego refrenu na płycie) oraz jego opowieści o depresyjnej dziewczynie (Emilka). Są dwie dobre ballady: Synergia uwodzi linią wokalu, Wielki czarny pies zaskakuje nietypową produkcją. Wpływu Goodboya Khrisa na ostateczny kształt materiału nie można przecenić. Domyślam się, że to właśnie jemu zawdzięczamy kapitalny, roztańczony instrumental EC (ach, ten klawisz! Od razu przypomina się Love Is Dangerous D4D; ależ to był hicior!) oraz przybrudzone akustyczne Outro, które pokazuje, że wielkość ukrywa się w małych rzeczach.
Pomijając ewidentnie słabe Kein Geld, drugi album G! to zacny zestaw niezłych piosenek. Gdybym z niecierpliwością oczekiwał tej płyty, może kręciłbym nosem, że za mało przebojów, że można było jeszcze bardziej poeksperymentować, jeszcze mocniej wykorzystać doświadczenie i zdolności realizatora. Ale ponieważ Cinco de mayo było dla mnie właściwie zaskoczeniem - ot, pojawiło się znikąd - to przyjmuję je z całym dobrodziejstwem (i wadami) inwentarza. To jest spoko płyta. Sprawdźcie – premiera jeszcze w tym tygodniu. [m]
Strona zespołu: https://www.facebook.com/gentlemanpl
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz