28 maja 2014

Pojedynek: Diszobabaa kontra Nut Cane


Dwie płyty połączone jedną osobą. Ten ktoś to Marek Kocoń, znany jako Nut Cane. Który z projektów - duet Kamilą Bukowską czy solowy - okaże się ciekawszy i wart waszej uwagi?

Diszobabaa: 2 EP (wyd. własne, 2013)


Zespół debiutował w odległym 2004 r., potem drogi Kamili i Marka się rozeszły. Ten drugi udzielał się w kilku zespołach, m.in. we Frutti di Mare. Po siedmiu latach ona i on znowu się spotkali, by zrealizować schowane do szuflady pomysły. Efektem jest ta oto 6-piosenkowa EP-ka.

Trzeba przyznać, że Diszobabaa potrafi namieszać. Głównie gatunkowo. Właściwie każda piosenka to inna stylistyka, inne brzmienie, inny klimat. Kameleon, najlepszy utwór na płycie, oparty jest na transowym rytmie wspartym przez motoryczny riff gitary. Do tego chóralny wokal i orientalne wstawki rytmiczne. Mocno wciąga. A tymczasem Śnieg oferuje skok w czasie do lat 80., epoki synth popu i new romantic. Stylizacja jest idealna! To samo przytłumione brzmienie elektronicznych bębnów, specyficzna dla wokalistek z tamtego czasu maniera wokalna i nieco zbyt podobny do pewnej klasycznej piosenki refren. Znowu – wciąga!

A tymczasem Ogień/Woda to flircik z surowym breakbeatem. Łamane bity, przetworzony głos wokalistki – to już lata 90. pełną gębą. Za sprawą Mgły pozostajemy w ostatniej dekadzie XX w. Toż to idealny przykład wysmakowanego trip hopu, z pętlą kontrabasu, jazzującą trąbką, orkiestrowymi efektami i głębokim śpiewem, typowym dla czarnych (lub „czarnych”) wokalistek. Oddech to już utwór bardziej współczesny – tzn. on nadal brzmi jak coś z odległej przeszłości, ale przefiltrowanej przez XXI-wieczną erudycję i poczucie estetyki. Zamykający EP-kę Balonowy oddech jest jak z zupełnie innej bajki. Dosłownie bajki. Urocza, nieco „słuchowiskowa” piosenka z delikatną melodią, zaśpiewana w duecie przez Kamilę i Marka.

Bardzo udana płyta – zmienna jak kameleon, kolorowa jak jaszczurka. No i w całości po polsku.



Strona zespołu: https://www.facebook.com/diszobabaa


Nut Cane: Songs For The Tired Mind (wyd. własne, 2014)


Tym razem Marek Kocoń solo. Nut Cane przetrząsnął szuflady i wygrzebał z nich kilka bardziej lub mniej udanych piosenek. W większości – bardziej.

Ależ świetnie się ta płyta rozpoczyna! Nature On You to bezbłędny radiowy hicior czekający na swojego odkrywcę. Panie i panowie radiowcy – odkryjcie go i wrzućcie do swojej ramówki!

Z pozostałych anglojęzycznych kawałków wybornie wyszły hałasujący Lay Back In The Sun, taneczny Needle Stain i psychodeliczny Other Side. Gdyby nie druga – znakomita! – część, uznałbym akustyczny Sorry Blues za zbędną fanaberię artysty, który chce się pokazać jako najbardziej wszechstronny muzyk. Jak trzeba, to przywali bitem, ale poradzi sobie też z gitarą i tulejką na palcu. Słabsza forma pojawia się we Free Fighting Man, który mnie zwyczajnie nudzi.

Marek pokusił się też o kilka piosenek po polsku. Wyszło nieźle! Bal Julka to piosenka napisana dla trzyletniego synka artysty – niby infantylna (styl śpiewania kojarzy się Czesławem Mozilem), ale jakże urocza. Transformer to dynamiczny numer pełen odniesień do filmów (?) z serii Transformers. Najfajniejszym kawałkiem jest jednak Dziewczę złe – przewrotna ballada na gitarę i syntezator. Trudno się oprzeć tej melodii.

Płyta jest niespójna i chaotyczna, ale... to zupełnie nie przeszkadza. Słucha się jej zadziwiająco dobrze, a kilka piosenek mocno zapada w pamięć.



Bardziej „idealną”, bo pozbawioną słabych momentów płytą wydaje się Dwójka Diszobaby. Ale przecież i „składanka” Nuta Cane’a ma wiele do zaoferowania. Zatem polecam obie płyty, a na punkty – niech będzie – wygrywa ta pierwsza. [m]

1 komentarz:

  1. no frutti di mare znam, płytę mam i jest dobre, ale diszobabaa i z tym niesamowitym wokalem daje radę jeszcze bardziej :)

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni