Dwie płyty połączone jedną osobą. Ten ktoś to Marek Kocoń,
znany jako Nut Cane. Który z projektów - duet Kamilą Bukowską czy solowy -
okaże się ciekawszy i wart waszej uwagi?
Zespół debiutował w odległym 2004 r., potem drogi Kamili i
Marka się rozeszły. Ten drugi udzielał się w kilku zespołach, m.in. we Frutti
di Mare. Po siedmiu latach ona i on znowu się spotkali, by zrealizować schowane
do szuflady pomysły. Efektem jest ta oto 6-piosenkowa EP-ka.
Trzeba przyznać, że Diszobabaa potrafi namieszać. Głównie
gatunkowo. Właściwie każda piosenka to inna stylistyka, inne brzmienie, inny
klimat. Kameleon, najlepszy utwór na płycie, oparty jest na transowym
rytmie wspartym przez motoryczny riff gitary. Do tego chóralny wokal i
orientalne wstawki rytmiczne. Mocno wciąga. A tymczasem Śnieg oferuje
skok w czasie do lat 80., epoki synth popu i new romantic. Stylizacja jest
idealna! To samo przytłumione brzmienie elektronicznych bębnów, specyficzna dla
wokalistek z tamtego czasu maniera wokalna i nieco zbyt podobny do pewnej
klasycznej piosenki refren. Znowu – wciąga!
A tymczasem Ogień/Woda to flircik z surowym
breakbeatem. Łamane bity, przetworzony głos wokalistki – to już lata 90. pełną
gębą. Za sprawą Mgły pozostajemy w ostatniej dekadzie XX w. Toż to
idealny przykład wysmakowanego trip hopu, z pętlą kontrabasu, jazzującą trąbką,
orkiestrowymi efektami i głębokim śpiewem, typowym dla czarnych (lub
„czarnych”) wokalistek. Oddech to już utwór bardziej współczesny – tzn.
on nadal brzmi jak coś z odległej przeszłości, ale przefiltrowanej przez
XXI-wieczną erudycję i poczucie estetyki. Zamykający EP-kę Balonowy oddech
jest jak z zupełnie innej bajki. Dosłownie bajki. Urocza, nieco „słuchowiskowa”
piosenka z delikatną melodią, zaśpiewana w duecie przez Kamilę i Marka.
Bardzo udana płyta – zmienna jak kameleon, kolorowa jak
jaszczurka. No i w całości po polsku.
Nut
Cane: Songs For The Tired Mind (wyd. własne, 2014)
Tym razem Marek Kocoń solo. Nut Cane przetrząsnął szuflady i
wygrzebał z nich kilka bardziej lub mniej udanych piosenek. W większości –
bardziej.
Ależ świetnie się ta płyta rozpoczyna! Nature On You
to bezbłędny radiowy hicior czekający na swojego odkrywcę. Panie i panowie
radiowcy – odkryjcie go i wrzućcie do swojej ramówki!
Z pozostałych anglojęzycznych kawałków wybornie wyszły hałasujący
Lay Back In The Sun, taneczny Needle Stain i psychodeliczny Other
Side. Gdyby nie druga – znakomita! – część, uznałbym akustyczny Sorry
Blues za zbędną fanaberię artysty, który chce się pokazać jako najbardziej
wszechstronny muzyk. Jak trzeba, to przywali bitem, ale poradzi sobie też z
gitarą i tulejką na palcu. Słabsza forma pojawia się we Free Fighting Man,
który mnie zwyczajnie nudzi.
Marek pokusił się też o kilka piosenek po polsku. Wyszło
nieźle! Bal Julka to piosenka napisana dla trzyletniego synka artysty –
niby infantylna (styl śpiewania kojarzy się Czesławem Mozilem), ale jakże
urocza. Transformer to dynamiczny numer pełen odniesień do filmów (?) z
serii Transformers. Najfajniejszym kawałkiem jest jednak Dziewczę złe
– przewrotna ballada na gitarę i syntezator. Trudno się oprzeć tej melodii.
Płyta jest niespójna i chaotyczna, ale... to zupełnie nie
przeszkadza. Słucha się jej zadziwiająco dobrze, a kilka piosenek mocno zapada
w pamięć.
Bardziej „idealną”, bo pozbawioną słabych momentów płytą wydaje się Dwójka Diszobaby. Ale przecież i „składanka” Nuta Cane’a ma wiele do zaoferowania. Zatem polecam obie płyty, a na punkty – niech będzie – wygrywa ta pierwsza. [m]
Bardziej „idealną”, bo pozbawioną słabych momentów płytą wydaje się Dwójka Diszobaby. Ale przecież i „składanka” Nuta Cane’a ma wiele do zaoferowania. Zatem polecam obie płyty, a na punkty – niech będzie – wygrywa ta pierwsza. [m]
no frutti di mare znam, płytę mam i jest dobre, ale diszobabaa i z tym niesamowitym wokalem daje radę jeszcze bardziej :)
OdpowiedzUsuń