Dziś krótko i na temat w dużym rozstrzale stylistycznym: od
bitlesowskich akustycznych ballad, przez nowoczesny różowy pop, minimalistyczną
elektronikę generowaną na żywo, aż po rasowe postcore’owe łojenie na gitarach.
Zapraszamy!
Supergrupa songwriterów! Osiemnastominutowy supersingiel!
Tego jeszcze nie było!
Co prawda nagłówków w Fakcie i Interii nie udało im się
zdobyć, ale i tak Manhattan zrobił całkiem spory szum wokół swojego
debiutanckiego maxisingla, który ma być też zaczątkiem pełnowymiarowego albumu.
W skład „korespondencyjnego” zespołu wchodzą członkowie m.in. nieistniejącego
już The Car Is On Fire, Newest Zealand, Crab Invasion, Microexpressions, Sorja
Morja... Można by wymieniać jeszcze i jeszcze, ale chyba już kojarzycie
towarzystwo, prawda? Ciśnie mi się na usta „towarzystwo wzajemnej adoracji”,
ale... odrzućmy cynizm!
Szanowni Państwo, przed śmiercią źle się czułem to
suita popowa, łącząca najlepsze cechy twórczości muzyków, którzy dodali do niej
swoje parę groszy. Rzeczywiście, estetyka utworu jest mocno osadzona w tym, co
reprezentuje ostatnio Borys Dejnarowicz i jego akolici. Posłuchajcie choćby
debiutanckiej płyty Crab Invasion. To wszystko jest w tym monstrualnym kawałku,
którego słucha się dość dobrze, ale na Boga, ileż razy można przechodzić przez
te prawie 20 minut? Zdecydowanie traktuję tę formę jako fanaberię, chęć wyróżnienia
się na rynku. Niestety, co dobre w tzw. psychodelii, w popie, który bazuje na
krótkim, radiowym przekazie, na dłuższą metę się nie sprawdza. Stąd słuszna
decyzja, że pełnowymiarowy album będzie już zawierał „normalne”, krótkie
piosenki.
O ile muzycznie Manhattan daje radę i spełnia oczekiwania,
to tekstowo zawodzi. Po Michale Hoffmanie z Afro Kolektywu spodziewałem się
czegoś bardziej błyskotliwego. A z tego długiego tekstu w głowie nie zaczepia
się właściwie nic. Może właśnie rozmiar tej historii nieco go przestraszył i
sprawił, że Afrojax był zmuszony porzucić swoje najbardziej odlotowe pomysły?
Strona zespołu: https://www.facebook.com/manhattanbandpl
Martim Monitz: Martim Monitz EP (wyd. własne, 2014)
Podobała wam się ostatnia EP-ka Mnody? Czekacie z
utęsknieniem na kolejne nagrania Jesieni? Wobec tego z przyjemnością
posłuchacie debiutu poznańskiego tria Martim Monitz.
Grają przemyślany post core, w którym umiejętnie dawkują
mocne uderzenia gitar, wkręcający rytm i melodię. Do tego dokładają niezłe
teksty, na szczęście kompletnie pozbawione politycznej agitki, która często
zabija nawet nieźle grające zespoły hard- i post core’owe. W piosenkach Martima
jest trochę abstrakcji (Pogrzeb Clinta Eastwooda) i sporo gorzkiej
codzienności (Zimowa opowieść, Age Fitness). Agresja i wściekłość
również obecne, ale w rozsądnej proporcji.
Inteligentne napieprzanie w czasach zniewieściałego popu?
Kupuję to!
Strona zespołu: https://www.facebook.com/martimmonitz
MIKROBI.T: Binary Beats (wyd. własne, 2014)
I znowu Poznań, ale w zupełnie innym wydaniu. Formacja
MIKROBI.T łączy analogową elektronikę z żywymi instrumentami. Z improwizacji na
żywo stworzyli osiem zaskakująco zwartych i spójnych utworów, w których wiodącą
rolę odgrywa sekcja rytmiczna i instrumenty dęte. Kapitalnym przykładem jak
motoryczna i wciągająca może być taka muzyka jest Berlin Live, który
dzięki wzorowej dyscyplinie muzyków ani na chwile nie pozostawia u słuchacza poczucia
improwizacyjnego chaosu.
Ciekawe, że zespół zdecydował się nagrać również jedną
piosenkę, która notabene promuje album. W XYZ Free Diving śpiewa Michał
Kowalonek ze Snowmana i Myslovitz, i trzeba przyznać, że jest to prawdziwa
wisienka na torcie.
Na Binary Beats znajdziecie także kilka bardziej
rozwichrzonych kompozycji, jak choćby utwór tytułowy czy Orbital Tribe.
Jednak czasem brakuje w nich czegoś bardziej wyrazistego, jakiejś kulminacji,
na którą czeka się w napięciu np. w Nordic Heartbeat. Ta niestety nie
następuje i po zakończeniu utworu słuchacz odczuwa coś w rodzaju rozczarowania.
Jak to, tyle minut budowania napięcia i nic? Już koniec?
Binary Beats to jednak udane i inspirujące połączenie
jazzu z elektroniką i postrockowym podejściem do kompozycji. Warto się wciągnąć
w ten zerojedynkowy świat.
Strona zespołu: http://www.mikrobitband.com
The
Soundrops: Twenty (wyd. własne, 2014)
Kiedy ostatnio, we wrześniu 2012 r., pisaliśmy o tym
poznańskim (znowu Poznań? To jakaś zmowa!) zespole, miał on na swoim koncie 21
płyt. Dziś jest ich już 28! Nie sposób śledzić wszystkiego, co wydaje ten
rodzinny kolektyw, czasem jednak warto rzucić uchem, na jakim jest etapie
twórczym. I dobrze się stało, że rzuciłem uchem właśnie teraz, bo Twenty
to bardzo udany zestaw piosenek.
Sraczka twórcza nie powoduje w ich przypadku osłabienia
organizmu. Twenty zawiera prawie same dobre numery, bez większych
wpadek, przez co stanowi chyba najbardziej spójne i słuchalne dzieło z
dotychczasowych (a przynajmniej tych, które słyszałem). Są tu naprawdę piosenki
wielkiej urody. Oparte na bitlesowskich harmoniach potrafią rozczulić (Tiribarara),
zauroczyć swobodą melodii (The End Of Summer), porwać chóralnym (Keep The Hope), czy zadziornym zaśpiewem (Blackwall).
To piętnaście utworów i właściwie mógłbym wymieniać po
kolei, bo w każdym jest coś wartego uwagi. No to jeszcze kilka. Incz Ovomb
za wielogłosowe harmonie. Crumlerries, bo to tacy Beatleasi z Żółtej
łodzi podwodnej z dziwnym dysonansem. Soulfriends, bo ten
psychodeliczny, kwaśny opar mógłby wypełniać moją głowę jeszcze dłużej niż
tylko te cztery minuty.
Jeśli jeszcze nie słyszeliście o najbardziej niedocenionym
polskim zespole z najdłuższą dyskografią, Twenty jest dobrym pretekstem,
by zacząć go poznawać. Będziecie zaskoczeni, jak wiele z tych piosenek zaczepi
się w waszych głowach.
Strona zespołu: https://www.facebook.com/pages/The-Soundrops/166194584364
Strona zespołu: https://www.facebook.com/pages/The-Soundrops/166194584364
Przesłuchał
[m]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz