10 maja 2014

Lux Occulta: Kołysanki (Trzecie Ucho, 2014)


Trzynaście długich lat przyszło nam czekać na powrót blackmetalowych eksperymentatorów z Lux Occulta. Od 2001 roku, kiedy to pojawiła się płyta Mother And The Enemy, przemysł muzyczny zmienił się nie poznania. Internet wywrócił zasady rządzące rynkiem muzycznym do góry nogami. Niszowość stała się nagle modna. Muzycy z Dukli dojrzeli, ale jak widać nie porzucili marzeń o kontynuacji swojej dźwiękowej podróży. Teraz, gdy w moim odtwarzaczu obracają się świeżo wydane Kołysanki, z czystym sumieniem mogę napisać, że krążek ten jest zarówno wielkim zaskoczeniem, jak i oczywistą kontynuacją wcześniejszych poczynań zespołu. Jak to możliwe?

Podkarpacka Lux Occulta nigdy nie chodziła prostymi ścieżkami. Nawet we wczesnych latach, kiedy najbardziej czerpali z black metalowego źródła, ich muzyka była czymś osobnym. Własną wizją zakładającą wplatanie klawiszy i folkowych nawiązań do progresywnie zakręconych, ekstremalnych riffów. Ostatni album, wydany jeszcze przed zawieszeniem działalności, opuszczał gatunkową gardę inkorporując do siebie elementy trip hopu, awangardowo pojmowanej industrii i dziwacznie przetworzonej muzyki klasycznej. Ciężko mi powiedzieć, co zadecydowało o takiej ścieżce rozwoju zespołu. Być może stał za tym słynny góralski upór i twórcza ambicja, które nakazywały wypinać się na muzyczne konwenanse. Tak czy owak na Mother And The Enemy dotarli ze swoimi dźwiękami do pewnej ściany. Kołysanki stanowią więc spóźniony, acz oczywisty ruch. Lux Occulta całkowicie pozbyła się metalowego pierwiastka.

Z przyjemnością stwierdzam, że nie potrafię zdefiniować muzyki zawartej na nowym dziecku zespołu. Mógłbym szukać skomplikowanie brzmiących definicji, ale pozostawią one Was w konfuzji i nie powiedzą nic o zawartości Kołysanek. Na pewno nowe brzmienie zespołu znajduje się gdzieś na skrzyżowaniu ambientu, folku, industrialu i muzyki soundtrackowej, ale gdzie znajduje się owo skrzyżowanie, wiedzą tylko sami muzycy.

Otwierająca płytę kompozycja Dymy jest doskonałym wprowadzeniem do nowej Lux Occulty.  Zaczyna się ona od długiej ambientowej frazy, ozdobionej dźwiękami akordeonu. Po chwili pojawiają się sample z łemkowskiej pieśni ludowej i fragmenty monologu z Andromachy Jeana Racine’a. Dopiero potem słyszymy wyraźny, motoryczny bit, na którym budowana jest reszta tej przesyconej klawiszami kompozycji. Słyszymy też głos wokalisty, który zrezygnował z chropawego wrzasku na rzecz ponurych melorecytacji. Kompozycja płynie swobodnie aż do nagłego finału, naprzemiennie rozwijając i scalając poszczególne wątki. I taka jest też cała płyta. Płynie nieskrępowanie niczym rzeka, która spływa powoli ze wzgórz, od czasu do czasu tylko kotłując się w wirach i na siklawach.

Każdy utwór czymś się wyróżnia. Samuel wraca do domu oraz Bieluń i chryzantemy uderzają znienacka godfleszowym ciężarem. Sen jest lżejszy od powietrza to niemalże wietrzny ambient, a Bądź miłościw nawiązuje mocno do muzyki sakralnej. Są to jednak jedynie elementy spajające w jedną całość album, którego myśl przewodnią stanowi rodzima ziemia - Podkarpacie. Solą nadającą smak Kołysankom są teksty Jarosława Szubrychta, wokalisty zespołu. Opisuje w nich krótkie, przeważnie bardzo smutne historie powiązane z historią jego małej ojczyzny. Ukryte za subtelnymi metaforami sensy docierają do słuchacza po jakimś czasie. Na przykład, chwilę zajęło mi zorientowanie się, iż Samuel wraca do domu nawiązuje do historii Samuela Zborowskiego. Jedynie Dymy w okrutny sposób mówią o ostatniej wojnie i skomplikowanej etnicznie historii byłej Galicji.

Nad całokształtem płyty unosi się specyficzna aura. Słyszałem już wielokrotnie, że Kołysanki stanowią muzyczny ekwiwalent spotkania Wojciecha Smarzowskiego i Davida Lyncha. Być może jest w tym prawda, ponieważ oprócz smutku i nostalgii dominuje tu dziwaczny surrealizm. Ja jestem skłonny jednak dać wiarę słowom wokalisty, który w wywiadzie przekonywał, że jest to album, na który należy patrzeć bardziej sercem niż rozumem. Jeśli tak jest, to każdy z nas powinien sobie odpowiedzieć na pytanie, co myśli o muzycznym powrocie Lux Occulty. Ja dałem się wciągnąć w tę historię. Cieszę się, że ukryte światło zapłonęło na nowo i czekam na kontynuację. [zeno]


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni