Za projektem Drivealone stoi jeden człowiek, Piotr Maciejewski, na co dzień basista zespołu Muchy. Piotr postanowił samodzielnie zrealizować swoje – zupełnie odmienne od tego, co robi w Muchach – pomysły i tak powstała EP-ka The Letitout. Mylą się jednak ci, którzy spodziewają się kolejnego singera/songwritera śpiewającego melodyjne piosenki przy akompaniamencie gitary akustycznej. Drivealone to twarde rockowe brzmienie, gęste od tracków, za które normalnie odpowiada co najmniej trzech ludzi. Piotr nagrał wszystkie ścieżki, gitar, basu, perkusji i oczywiście wokali, samodzielnie. Efekt jest co najmniej interesujący.
Młodzi polscy artyści w ostatnim czasie najczęściej wzorują się na muzyce brytyjskiej. Być może licząc na to, że te dźwiękowe podróbki i u nas zyskają uznanie fanów i wyzwolą efekt sprężyny, czyli błyskawicznej kariery, sławy, kontraktu. Drivealone wybiera inną, trudniejszą drogę. Inspiracji Piotra zdecydowanie należy szukać za oceanem. Muzycznie i tekstowo The Letitout jest płytą dość trudną w odbiorze, bardzo introwertyczną, wymagającą znacznie więcej wysiłku od słuchacza niż wspomniane imitacje britpopu. Drivealone nie oferuje prostych melodii; piętrząc dysonanse, gitarowe brudy i nieoczywiste rozwiązania wokalne, dokonuje naturalnej eliminacji osobników nieprzygotowanych na trudniejsze dźwięki. W The Letitout słychać echa twórczości wielu gitarowych zespołów amerykańskich, jak choćby Built To Spill (jednak Drivealone wyraźnie brakuje ich lekkości) czy Modest Mouse. Jako się rzekło, na The Letitout nie ma przebojów. Być może był to zabieg celowy, bo właściwie wszystkie nagrania taki potencjał mają, ale zawsze pojawia się w nich coś, co je „psuje”. A to zbyt kwadratowo brzmiąca gitara, a to fałsz łamiący melodię refrenu. Przekora czy brak wyczucia? Stawiam na to pierwsze, to może być forma buntu wobec bardzo przecież chwytliwej muzyki granej przez macierzystą formację Piotra. Z tego też powodu nie wyróżniam żadnej kompozycji. Wszystkie są dość zbliżone do siebie klimatem i brzmieniem. Tej płyty po prostu trzeba słuchać jako całość i albo ją zaakceptować, albo w całości odrzucić.
Wydaje mi się jednak, że ten materiał zyskałby wiele, gdyby nagrał go zespół. Słuchając płyty czuje się mozół włożony w cierpliwe nagrywanie wszystkich tracków przez jedną osobę. Czasem tym ścieżkom brakuje polotu i spójności, czasem ten mechanizm zgrzyta. Podział funkcji obowiązujący w zespole ma tę zaletę, że każdy z muzyków odpowiada za swoje poletko i stara się być na nim najlepszy. No tak, ale rozwijając tę myśl, Drivealone musiałby zamienić się w Drivetogether. [m]
Artist site: myspace profile
ver.: polish / english
media: free mp3 (full EP)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz