Drugi album byłych muzyków Something Like Elvis i Tissura Ani to dzieło wyjątkowe. Bezkompromisowe, instrumentalne utwory. Mistrzowsko skomponowane i perfekcyjnie zagrane. Nerwowe, furiackie, połamane, pełne wewnętrznego niepokoju, czegoś drażniącego jak drzazga pod skórą. Postrock o jazzowych strukturach, kompletnie odmienny od sennej nudy większości tego, co określa się tym terminem.
Tu nie ma czasu na nudę. Muzyka nie daje ani chwili wytchnienia. Przesterowany bas, ostre, progresywne zagrywki gitary (King Crimson z wczesnych lat 90. przychodzi na myśl), bezwzględna siła podwojonej perkusji, oto jak zaczyna się płyta za sprawą utworu Dr. Pizdur (to nazwisko wywołuje wiele skojarzeń, sami wymyślcie swoje). Odrobina psychodelii (Swing DeLuxe), intrygujące nawiązania do muzyki The Doors (Faces Of Love), mieszanie hardcore’owej motoryki z syntezatorowymi odjazdami rodem z kraut rocka (Jet Lag), jazzowe improwizacje (Original Sin) czy wreszcie wypełniony zgiełkiem shoegaze (Exclusive Pollution) – wszystko to zaskakująco sensownie połączone i brzmiące bardzo przekonująco. Nie jest to jednak muzyka przyjemna, do słuchania przy okazji. Nie ma tu zapamiętywalnych melodii, sympatycznych tematów. Ta muzyka może wywoływać rozdrażnienie, a nawet wściekłość. Ale ma także moc oczyszczającą, rozładowującą wewnętrzne napięcie.
Do tego to brzmienie, zwłaszcza perkusji. Miazga. Daje kopa, wierzcie mi.
Trudna muzyka i trudno się o niej pisze. Lepiej posłuchać i poczuć to na własnej skórze. [m]
Strona zespołu: www.pottyumbrella.com/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
dziwi trochę fakt, że dopiero teraz pojawia się tutaj recenzja tego krążka, bo szczerze mówiąc to mało kto jest aktualnie na polskiej scenie dosięgnąć parasolkom do pięt. a jeśli jeszcze wybierzesz się na koncert, to będziesz zbierał szczenę z podłogi kiedy zobaczysz jak wymiatają na dwóch perkusjach :>
OdpowiedzUsuńjak to mówią: lepiej późno niż wcale:)
OdpowiedzUsuń