Bajzel powraca z drugą płytą i sprawia mi nią wielką niespodziankę: bardzo przyjemną niespodziankę. A nawet kilka. Po pierwsze: śpiewa po polsku! I to wszystko, udowadniając, że nieobca jest mu zabawa słowami i ich znaczeniami. Po drugie: płyta jest o wiele lepsza muzycznie, bardziej urozmaicona, poszczególne piosenki zapadają w pamięć – w porównaniu z debiutem, na który złożyły się utwory bardzo do siebie podobne, jest przebojowo i kolorowo. Po trzecie wreszcie: utwory są bardziej przemyślane, często składają się z kontrastujących ze sobą elementów. Wszystko też lepiej brzmi: dynamicznie i rokendrolowo, a podkłady nie nużą monotonią.
Bajzel ciągle brzmi jak Perry Farrell, kiedy wysila struny głosowe w numerach bardziej żywiołowych. Tym razem odkrywa też inne swoje oblicze – powiedzmy, że balladowe. W tych spokojniejszych momentach kojarzy się z Budyniem (Jackiem Szymkiewiczem z Pogodno). No właśnie, te wolniejsze kawałki to prawdziwe perełki. Bardzo mile mnie zaskoczyły te fragmenty płyty, kiedy Bajzel śpiewa sobie leniwie przy akompaniamencie gitary akustycznej lub surfowo pobrzmiewającej elektrycznej (genialny Nie znikaj, oniryczny, przepiękny Sen o tobie, piosenka tytułowa z wyciszonym wstępem). Osobne zdanie lub dwa na temat Żalu, czyli fantastycznego duetu z Misią Furtak (frontmanki międzynarodowego tres.b). Już od pewnego czasu jestem jej fanem, a gościnny udział u Bajzla mogę podsumować tylko tak: Misia, śpiewaj jak najwięcej po polsku, bo chce się tego słuchać na okrągło! Żal to zresztą fajny przykład lirycznej, miękkiej strony tej płyty, która opowiada o miłości i rozstaniach. O tym jednak za chwilę.
Bajzel nie byłby sobą, gdyby nie przygrzał porządnie na swojej zadziornej gitarze. Najbardziej przebojowy jest utwór Wsioryba – porywający, wesoły, ze świetnym riffem i refrenami, którym trudno się oprzeć. Bajzel lubi się powygłupiać, mrugnąć okiem w kierunku słuchacza, i tak w Szparagach wybijają się „góralskie” wokalizy, a Maniana to pastisz muzyki latynoskiej z odpowiednim fiestowym rytmem, napieprzającymi gitarami i komicznymi „meksykańskimi” wokalami. Szaleństwo! A to przecież jeszcze nie wszystko. W Wypluj mnie mamy konkretny gitarowy czad oparty na nowofalowym rytmie, w Nie znikaj pojawia się klasyczny grunge’owy motyw gitary i basu, a to dość długie nagranie kończy niesamowita jazgotliwa kawalkada nakładanych na siebie motywów, kojarzących się np. z Sonic Youth. A w Miłośnij w ziemię wgniata ciężki riff, który znienacka przechodzi w bezkompromisową punkową nawalankę.
Tekstowo jest również bardzo fajnie. Bajzel często bawi się słówkami wykorzystując ich podobne brzmienie, nawet jeśli nie ma to większego sensu (Pomorze – pomoże). Jest trochę o zakochaniu, trochę o zrywaniu. Może i nie są to słowa wyrafinowane, ale podobają mi się: Nie znikaj kochany świecie mój/ Piosenkę tę składam do twych stóp. Albo: Jesteś niczym/ Płonąca Puszcza Białowieska/ Jesteś wspomnieniem, z którym czas najwyższy skończyć. Czy jeszcze ostrzej: Koszmarny śnie nie dołuj mnie/ Wypluj mnie wypluj mnie/ Przeklęty śnie nie wkurwiaj mnie/ Bo coś tu się stanie. Czy wreszcie rozbrajające: Muszę zmienić mój metabolizm/ Bo ta maniana mnie w mordę boli.
Po prostu: płyta jest świetna. Świeża i zabawna. Energetyczna i zamyślona. Dla mnie bomba. [m]
Strona artysty: www.myspace.com/bajzel
20 marca 2009
Bajzel: Miłośnij (Biodro Records, 2009)
Autor:
we are from poland
Etykiety:
acoustic,
altpop,
electronic,
lo-fi,
LP,
po polsku,
psychodelic,
punk,
rock,
singer/songwriter
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Spontaniczny projekt m.in. Marcina Loksia (dawniej Blue Raincoat) i Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley) ma szansę przerodzić się w coś trw...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Wszystko pięknie, tylko dlaczego autor komentarza bez namysłu powtarza przykre i z czapy wzięte farmazony o tym, że artysta Bajzel brzmi jak artysta Farrell...Ktoś ukuł tak koszmarną etykietę, cuchnąca kupę i niestety komentarz tą kupą śmierdzi, co szczególnie doskwiera słuchaczom zainteresowanym poczynaniami Bajzla.
OdpowiedzUsuń