14 stycznia 2010

XXXmas Rock Show: Boogiemen & Mikirurka - Rzeszów, Klub Od Zmierzchu Do Świtu, 19.12.2009


O tym, że był to świąteczny koncert, świadczyły życzenia padające ze sceny, perkusista Mikirurki w czapce Mikołaja oraz sznur choinkowych świecidełek walający się od niechcenia po wzmacniaczach. Niby drobiazgi, ale wystarczyło do wytworzenia sympatycznej atmosfery. A ta była potrzebna, gdyż występy zaczęły się z prawie dwugodzinnym poślizgiem! Wiem, że to walka z wiatrakami, ale, do cholery, szanujmy wzajemnie swój czas i bądźmy w miarę punktualni. Przyzwyczajenie publiczności, że może przychodzić na koncert godzinę później niż jest zapowiedziane („bo i tak będą się jeszcze stroić”) prowadzi tylko do spadków frekwencji. Trzeba zdążyć na ostatni autobus, zmyć z siebie pot i smród papierosów, a na drugi dzień wstać do pracy/szkoły. To, że akurat była sobota nie ma tu nic do rzeczy.


Jako pierwsza na scenie zainstalowała się krakowska grupa Mikirurka. Wiadomo, stoner rock z definicji jest gatunkiem prześmiewczo-rubaszno-absurdalnym. Krakowianie wywołali uśmiech już na poziomie autoprezentacji. Rewelacyjnie patrzyło się na chłopaków. Na basie włochaty zwierz w koszulce Canibal Corpse wielkimi łapskami nadawał muzyce tłustego sznytu. Na jednej gitarze facet o aparycji Nicka Olivierego, na drugiej - hollywoodzki amant w modnej fryzurze, wyprasowanej koszuli i przefajnych białych pantoflach. Pałker wyglądał jakby wyrwał się z konferencji rady nadzorczej wielkiej korporacji - trzydniowy zarost, niebieska koszula, krawat i te sprawy. I wokalista. Niewielki wzrostem chłopaczek wyskoczył nagle z tłumu demonstrując niebieskie wdzianko podwędzone z sali operacyjnej. Zaczęli od potężnego kopa - Hopeless. Zresztą, większość utworów to potężne stonerowe wymiatacze. Takie 75C czy Wrinkless nadają się wyśmienicie do dusznego klubu. Krótkie, trzymające za mordę i ruszające z miejsca. Szkoda tylko, że warunki techniczne nie pozwalały w pełni cieszyć się falsetowymi wstawkami wokalisty Piotra Warszawskiego np. w Dead Hero or Living Coward? Fajna rzecz, że Piotr niewiele czasu spędził na scenie. Energia chłopaka roznosiła i często dawał nura w mrok pomiędzy tańczących, drąc nieustannie buzię do mikrofonu. Gdyby nie kabel, którym był połączony ze sceną, mógłby zostać wzięty za kogoś z widowni.

Należy wspomnieć o specyficznej grupce fanów, którzy przyjechali wraz z zespołem. Kilku gości w moro, nieogolonych, o zawadiackim spojrzeniu. I... rozkręcili publikę. Od początku do końca headbanging, granie na wyimaginowanych gitarach, metallikowanie i związany z tym cały arsenał choreograficzny. Kulminacją ich spektaklu okazał się moment, kiedy poteżny bysior podczas Like A Dying Tree wykonał pajączka leżąc na parkiecie i machając rękami i nogami. Pewnie chłopaki tego nigdy nie przeczytają, ale... macie ode mnie high five! A Mikururka grała sobie w najlepsze ze swadą i zawadiackością. Na deser wykonali jeszcze Let's Dance Davida Bowiego, przynudzili grając But Mine i zakończyli występ.



Inne fragmenty koncertu: tu i tu też.



O Boogiemen usłyszałem pierwszy raz w życiu. Już wiem, że pochodzą z okolic Dynowa i Frysztaku i mają na koncie dwie demówki, z czego ostatnia pochodzi z 2004 roku. Zdawali się być przeciwieństwem Mikirurki - pięciu normalnie wyglądających chłopaków, cichych i niezbyt rozmownych. I co z tego, skoro kupili mnie już pierwszym kawałkiem (do tej pory nie wiem jakim)! Grają ten rodzaj alternatywy, który najbardziej lubię. Cierpkie, przenikające się gitary. Cięta i karkołomna perkusja. Brud i hałas. Oraz krzyk. Pełen pasji, buntowniczy, przeszywający. Szczególnie, że tylko krzyk było słychać wyraźnie. Reszta tekstów niestety ginęła gdzieś w ścianie dźwięków. Wokalista, w porównaniu do poprzednika, nie dysponuje mocnym i głębokim głosem. Nadrabia ekspresją i wychodzi mu to dobrze.

Chłopaki pograli sobie parę kawałków, stopniowo przekonując do siebie ludzi. Nie ma porównania do studyjnych nagrań. Na demówkach zespół brzmi zachowawczo, brakuje w znanych nagraniach szaleństwa i jadu. Na żywo Boogiemen pokazali rasową szkołę hardcorowego grania bez spinki i mizdrzenia się do publiczności. Czas więc wziąć dupy w troki i ruszyć do przyzwoitego studia utrwalić dobrą formę. [avatar]



Wrażenia wzrokowe do tekstu zapewnił nieoceniony [blackbird]. Dzię-ku-je-my!

PS. Gdyby ktoś pytał dlaczego na blogu nie pojawił się wpis o dwóch ubiegłorocznych EP-kach Mikirurki Vol. 1 i Vol. 2 to odpowiedź jest prozaiczna. Pojawił się na nich bodajże tylko jeden premierowy utwór Give Me A Reason. Pozostałe kompozycje są dobrze znane z rzeczy umieszczonych na jamendo. Tak więc w dalszym ciągu obowiązuje recenzja z grudnia 2007 z adnotacją, że nareszcie kawałki brzmią odpowiednio potężnie i soczyście.

Na zdjęciu 1: Mikirurka. Foto: Basia Budniak (ze strony zespołu). Zdjęcie 2: Boogiemen. Foto: Basia Budniak (ze strony zespołu).

1 komentarz:

  1. cytat: Pewnie chłopaki tego nigdy nie przeczytają

    Czytają, czytają, i dziękują za recenzję oraz wszystkim za przybycie! Przepraszamy za obsuwę, oficjalny początek koncertu to była 20:00, na plakatach był błąd. A że zima i ślisko, zacząć mogliśmy dopiero przed 21:00. Wracaliśmy natomiast do Krakowa bite pięć godzin...
    Pozdrawiamy Boogiemenów, a co do nagrań - szykujcie się na debiutanckiego full LP z nowymi kawałkami, w marcu wchodzimy na miesiąc do studia!

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni