Najnowsze dokonanie De Press postało niejako na zamówienie Muzeum Powstania Warszawskiego oraz Fundacji Pamiętamy. W archiwach Muzeum zachowały się archiwalia z tekstami piosenek Żołnierzy Wyklętych - partyzantów walczących z komunistami i prosowiecką władzą w latach 1944-1953. To stosunkowo mało poznany skrawek historii najnowszej Polski, tym większe uznanie za przybliżenie obrazu tamtych lat za pomocą muzyki rockowej. Myśmy rebelianci to zapis nastrojów, oczekiwań i dążeń antykomunistycznego podziemia.
Andrzej Dziubek podszedł do tematu bez cackania. Piętnaście skomponowanych przez niego utworów to kawał solidnego, głośnego, rockowego mięsa, z punkowym zacięciem. Nie brak marszowych kanonad w rytm kroczącego wojska i momentów mających za zadanie wzmocnić morale oddziału. Partyzanckie piosenki to w większości czterowiersze, pełne rymów i klasycznej rytmiki - gwarantuje to odpowiednią dozę melodyjności. Dziubek spisał się na tym polu. Melodie skrojone przez niego rzadko kłują w oczy topornością. Nie ma rozwiązań rodem z Festiwalu Piosenki Żołnierskiej w Kołobrzegu, na drugie Deszcze niespokojne również nie ma co liczyć. Trudny czas w refrenie to kakofonia prostej, punkowej perkusji i atonalnej jazdy po gryfie gitary. Złowieszczy marsz panuje w Piosence ludzi bez domu. Dobra rzecz na podniesienie hartu ducha. Natknąć się można na prawie-że-industrial (Wiernie iść) i coś na kształt big bitu (Las Makoszki). Trochę góralskiej atmosfery przynosi ballada Wicher od Turbacza. Choć jest to dalekie od klasycznych Dziubkowych tęsknot w stylu Cy bocycie Świnty Ojce. Najwięcej na krążku jest złości, wściekłości i determinacji. Tytuł Bij bolszewika mówi sam za siebie. W Myśmy rebelianci dostajemy partyzanckie credo: Nie chcemy sierpów ani młotów/ I obrzydł nam germański wróg/ Na pomstę mamy dziś ochotę/ Za Polskę spłacić krwawy dług. Choć i tak najbardziej przejmującym kawałkiem jest utwór rozpoczynający wydawnictwo - Czerwona zaraza (wyjątkowo autorstwa poety Józefa Szczepańskiego). Mocny, dobitny tekst. W wyobraźni mam siwego Franciszka Pieczkę klęczącego na spalonej ziemi i wychudzoną pięścią rzucającego klątwy na zalewające Polskę zło ze wschodu. Plus moment miedzy pierwszym refrenem a drugą zwrotką, kiedy gitary nie zdążają wyhamować. Przepyszne!
Z okazji świąt państwowych w mediach odbywają się systematycznie dyskusje na temat kondycji polskiego patriotyzmu. Różne mądre głowy ubolewają nad zanikiem kultu symboli państwowych, nad polskim szkolnictwem, w którym coraz mniej miejsca na celebrowanie hymnu i dziedzictwa narodowego. Jako przeciwwagę podaje się przykład Ameryki i kultu flagi. Możemy się śmiać z hollywódzkiego zadęcia i patosu Dnia Niepodległości, ale trudno zaprzeczyć, że w Stanach na porządku dziennym jest szacunek do symboliki narodowej. Pieśni Żołnierzy Wyklętych to dowód, że Polacy również mogą używać określeń Bóg, Honor, Ojczyzna bez obciachu i wystawiania się na śmieszność. Nie traktuję tej płyty jako rozliczenia z komunistycznym terrorem czy świadectwa okrucieństw tamtych czasów. Nikt z moich przodków raczej nie brał aktywnego udziału w żadnej wojnie, nie szukam w tekstach wyrównywania rachunków, nie domagam się sprawiedliwości i karania sprawców. Traktuję odsłuch jak wywieszenie flagi przez okno 3 maja. Nic nie znaczący gest, a jednak dający poczucie więzi z narodową wspólnotą. [avatar]
PS. A jednak brakuje mi starego, dobrego De Pressa. Choć nowy skład grzeje niczego sobie…
…to ja tęsknię do postpunkowego, potterowego wydania. Chyba nie wrócą już czasy, w których powstawały takie nawiedzone perełki:
On Top:
Strona zespołu: http://www.myspace.com/depressband
Jeżeli cała płyta jest taka, jak singiel, to ja nie wiem, skąd te peany.
OdpowiedzUsuńcudowna płyta, choć wolałbym jednak to granie z Holy Toy i pamiętny "Wojtek".
OdpowiedzUsuń