25 marca 2010

Oranżada: Samsara (OBUH, 2010)


Dziś prawdziwej oranżady już nie ma. Takiej kupowanej w obskurnych, brunatnych butelkach 0,33 albo w plastikowych woreczkach, z dołączoną rurką. Trzeci album otwockiej Oranżady sprawia podobną przyjemność, gdyż obcowanie z Samsarą można porównać od odlotu dzieciaka z lat 80. delektującego się owym landrynkowym płynem.


Odważny zespół. Z uporem godnym maniaka trzyma się stylu, o którym mało kto już dziś pamięta. Ile znacie współczesnych zespołów grających krautrocka? A kto bez zastanowienia wymieni kluczowe dla tego nurtu płyty? Przyznaję - ja nie potrafię. Otwoczanom ten charakterystyczny rodzaj transu wydaje się płynąć we krwi. Swobodnie, jakby od niechcenia, serwują słuchaczowi jedenaście utworów, w których taplają się syntetyzatorowo-klawiszowych fluidy, plemienne kotły i psychodeliczne gitary. Z tą psychodelią zespół jest również kilka dekad za teraźniejszością. Nie ma na płycie współczesnych udziwnień, freaków i modernistycznych poszukiwań. Jest za to ogromna przestrzeń oddechu i spokoju. Nawet gdy muzycy podkręcają tempo (tytułowa Samsara) wciąż wyczuwalny jest... taniec. Jest flet, jest ciepłe akustyczne brzmienie, czuć powiew nieskrępowanej wolności. Z kolei przynudzajki w stylu Wiatr udowadniają, że zespół nic nie musi. Może sobie bujać w obłokach, może sobie pozwolić na nieśpieszne tempo. Bardzo znamienny jest tytuł Spóźniony i boso. To dźwięki dla wszelakiej maści gap, leniuchów i niebieskich ptaków. Witamy w świecie, w którym w towarzystwie podejmuje się ważne filozoficzne tematy w stylu Dlaczego słońce tak mocno świeci?

Można Samsarę smakować, można ją chłonąć. Na trzeciej płycie zespół rozwinął skrzydła. Liczba zaproszonych gości przekroczyła skład grupy. Dorzucając do tego mnogość instrumentów (m.in. fujarki i inne ludowe cudaki - to cytat) brygada z Otwocka stworzyła płytę gęstą, barwną, a jednocześnie lekkostrawną, mimo licznych eskapad w kosmos. Uwielbiam Drogę, która dzięki gwizdom i charakterystycznej gitarze kojarzy mi się ze ścieżką dźwiękową serialu Crime Story. Z kolei w utworze Przecież to masz słyszę... Skaldów. Tak, tych Skaldów. Nie chodzi mi o hiciory typu Z kopyta kulig rwie, ale o album Krywań, Krywań. I rozwala mnie kończący wydawnictwo utwór Impro-Miron. To właściwie mini-słuchowisko radiowe. Z dialogiem równie zwariowanym jak muzyka i z linią melodyczną gitary na modłę wyliczanki Panie Janie.

Rafał Księżyk w Machinie ulokował Samsarę na szczycie najlepszych rockowych płyt tego roku. Zgodzę się, ale pewnie będzie to jedna z najbardziej niedocenionych rzeczy AD 2010. Oranżada ze swoim pomysłem na muzykę stoi zbyt obok, jest z innej bajki, nie rozpieszcza nastawionego na konkret młodego słuchacza, więc przyciągnie do siebie tylko podobnie myślących outsiderów. Czy znajdzie się ich tylu, by grupie zapewnić wystarczający komfort funkcjonowania? Nie wiem. Widzę to po sobie. Sam potrafię docenić wielkość Samsary, ale opijanie się gazem z butelki już dawno przestało mi dostarczać spodziewanego efektu. [avatar]



Strona zespołu: http://www.oranzada.com/

3 komentarze:

  1. Natomiast utwór "Przecież to masz" bardzo przypomina mi "Erę retuszera" Kasi Nosowskiej. Co dziwne, moja 9-letnia córka, nie znając mojej opinii, miała identyczne skojarzenie.Poza tym, bardzo energetyczny utworek. Pozdrawiam Was, chłopaki. Stara znajoma otwocczanka.

    OdpowiedzUsuń
  2. jedna z najbardziej obiecujących kapel, a Samsara to z pewnością płyta która będzie wracała latami..

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowita energia i niesamowite koncerty widziałam na Opener ich gig i poległam...

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni