15 marca 2010

Obserwator: The Pression


Dziś na tapecie grająca od 2006 roku ekipa ze Stargardu Szczecińskiego. Proszę się przygotować na porządną dawkę gitarowego indie, noise’u i emo-core.


To tylko trio, a generuje całkiem pokaźną porcję hałasu. Stylistycznie chłopaki lokują się gdzieś w amerykańskich koledżach na początku ostatniej dekady minionego wieku. W swoich wpływach wpisują m.in. Shellaca, Rein Senction, Jezus Lizard. A więc gitara, gitara i jeszcze raz gitara uzupełniona kłującym basem i naparzającą pracą perkusisty. Ale to nie wszystko - muzycy powołują się także na Yeah Yeahs Yeahs czy The Kills. Czyli nie tylko bezładne krzyki, ale także melodia. Fonetycznie nazwa grupy brzmi jak Depression. Coś jest na rzeczy w tekstach. Zwątpienie, niepewność, zagubienie. Co cieszy, że to „nie-emowe” mazgajstwo ostatnich lat, ale spory ładunek gniewu i tłumionej destrukcji.

Prezentację na myspace zaczynają nietypowo. The Ape Is Dead to jedyny w zestawie anglojęzyczny utwór. Zaczyna się typowym brzdąkaniem, głos wokalisty Maćka brzmi jakby dopiero co wstał mocno skacowany po wczorajszej imprezie. Zdarty, fałszujący i niemrawy. Ale spokój twa niecałą minutę. Po czym następuje totalna dekonstrukcja utworu. Gitara ucieka w psychodelię, perkusja wykręca połamany rytm, bas brzmi schizofrenicznie. W głos Maćka wkrada się choroba bliska wściekliźnie. Przechodzi w dziwną melorecytację na granicy krzyku i zdartego gardła. Jeśli ktoś pamięta najbardziej niegrzeczne dokonania Fugazi, poczuje się jak w domu. Druga część utworu jest charakterystyczna dla twórczości The Pression. Gdy wokal milknie, muzycy odjeżdżają w eksperymenty. Proszę się przygotować na sprzężenia, delaye, zmiany tempa i gwałty na gryfie. Słowem - na uzdrawiającą dawkę noise’u. Pozostałe kawałki brzmią bardziej piosenkowo. Bezpieczniej jest uważać mógłby nawet latać jako hit po studenckich rozgłośniach. Nostalgiczna zwrotka przechodzi w przebojowy, przyjemnie głośny refren. A gdy kończą kawałek riffem podpatrzonym w Doin’ The Cockroach Modest Mouse wywodują tym uczucie dumy, że w kraju na Wisłą też tak można łomotać. Nadiya pięknie się rozwija z melancholijnej, lekko neurotycznej piosenki w pełny gitarowej furii szał. Porównanie z rodzimym Stephans jest jak najbardziej na miejscu. Poniższy tekst powoduje, że dostaję przysłowiowych ciar na plecach: A później gdy wszystko zasypie już śnieg/ I gnić będziemy z własnych obietnic/ I drażnił nas będzie nasz własny śmiech/ Spróbuję ci drogę oświetlić. Wierzę w smoki to idealny koncertowy wymiatacz. Sekcja nie daje wytchnienia od pierwszej sekundy. Jednak najbardziej nośną rzeczą w kawałku jest toporny, punkowy wygrzew z prostą łupanką na perkusji i kąsającą gitarą. I nie można powstrzymać się by nie krzyknąć za wokalistą, że również wierzę w te mityczne gady. I jeszcze na koniec najspokojniejszy kawałek Perfumy. Choć i w nim muzycy dają ujście swoim niespokojnym duszom i rzecz kończy się niezłą soniczną demolką.

Jak dla mnie to wielkie „wow”! Fajnie, że ktoś znowu odkrywa kapele ze stajni Dischord i próbuje przetworzyć te hałaśliwe dźwięki przez swoją wrażliwość. Gdyby to ode mnie zależało wysłałbym The Pression z młodziakami z Atoms For Peace na długą trasę po polskich miastach. By pokruszyć trochę tynku z klubowych ścian. [avatar]

Strona zespołu: http://www.myspace.com/thepressionmusic

PS. Już po opublikowaniu tekstu dowiedzieliśmy się, że zespół nie istnieje... Cóż, potraktujmy go jako zapis historyczny dla potomności :)  

1 komentarz:

  1. Fajna kapela. Szczera i autentyczna.
    Ponadto fajne inspiracje.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni