Przez kilka ostatnich miesięcy obserwowaliśmy perturbacje zespołu związane z nagraniem i wydaniem płyty. Wreszcie jest pełnoprawny album nadziei roku 2007 wg WAFP. Czas na rozliczenie i pokutę.
Jest problem. Problem z zespołami, które nagrywają EP-ki, które cieszą się jakąś tam popularnością w tzw. pewnych kręgach. Z zespołami, które decydują się nagrać te EP-ki na nowo, w profesjonalnych warunkach i wydać jako debiutancki album. Tak było z Muchami - pamiętacie ile było porównań i narzekań (sam w nich uczestniczyłem), że nowe wersje z albumu są gorsze od tych znanych z EP-ek? Ta sama sytuacja grozi Gentlemanowi. Może na mniejszą skalę, bo raczej nie mamy co liczyć na wybuch podobnej histerii, jak tej związanej z Terroromansem. Ale co do zasady. Osobiście uważam, że zespół kurczowo trzymający się przeszłości i przerabiający swoje stare nagrania na potrzeby debiutu popełnia pierwszy poważny błąd na początku swojej kariery. Idealnym rozwiązaniem byłoby nagranie debiutu złożonego wyłącznie z premierowych kawałków – wówczas mamy do czynienia z czymś świeżym i aktualnym. Jeśli płyta się spodoba, można po jakimś czasie wydać te starsze nagrania na cedeku dla starych fanów. Inna akceptowalna przeze mnie formuła to wybór 2-3 najlepszych nagrań z EP-ek i obudowanie ich świeżym materiałem. Niestety, Gentleman zdecydował się zrobić dokładnie na odwrót: na 12 utworów tylko 3 są premierowe, z czego jeden to cover. No kurde...
Jest problem. Problem z zespołami, które nagrywają EP-ki, które cieszą się jakąś tam popularnością w tzw. pewnych kręgach. Z zespołami, które decydują się nagrać te EP-ki na nowo, w profesjonalnych warunkach i wydać jako debiutancki album. Tak było z Muchami - pamiętacie ile było porównań i narzekań (sam w nich uczestniczyłem), że nowe wersje z albumu są gorsze od tych znanych z EP-ek? Ta sama sytuacja grozi Gentlemanowi. Może na mniejszą skalę, bo raczej nie mamy co liczyć na wybuch podobnej histerii, jak tej związanej z Terroromansem. Ale co do zasady. Osobiście uważam, że zespół kurczowo trzymający się przeszłości i przerabiający swoje stare nagrania na potrzeby debiutu popełnia pierwszy poważny błąd na początku swojej kariery. Idealnym rozwiązaniem byłoby nagranie debiutu złożonego wyłącznie z premierowych kawałków – wówczas mamy do czynienia z czymś świeżym i aktualnym. Jeśli płyta się spodoba, można po jakimś czasie wydać te starsze nagrania na cedeku dla starych fanów. Inna akceptowalna przeze mnie formuła to wybór 2-3 najlepszych nagrań z EP-ek i obudowanie ich świeżym materiałem. Niestety, Gentleman zdecydował się zrobić dokładnie na odwrót: na 12 utworów tylko 3 są premierowe, z czego jeden to cover. No kurde...
Nic dziwnego chyba, że proces poznawania Kilku historii przerodził się w nieuniknione porównywanie wersji. Sporo piosenek oberwało rykoszetem w ferworze ich „ulepszania”. Najbardziej chyba ucierpiało Ego – na EP-ce Anka Skakanka wdzięczny rokendrolowy hicior, który atakował nieznośnie melodyjnym refrenem i czepliwą gitarą. Na płycie niby wszystko zostało po staremu, jest ta sama melodia, podrywający na nogi rytm, ale... Gdzieś ulotniła się lekkość, przebojowość, strołksowy motyw został zastąpiony zimnym riffem a la The Cure. Rozumiem, chcieli nagrać to inaczej, ale inaczej nie zawsze znaczy lepiej. Efekt fajności straciła Jaśkowa, która to stała się zbyt rytmiczna, odegrana na rockowo, bez tej naiwnej miękkości charakteryzującej pierwowzór i pasującej do wspominkowego tekstu. Pamiętacie Maj z Antyturystów? Bo ja doskonale pamiętam, jakie wrażenie robił ten numer w 2008 r. Były emocje, było okrucieństwo w złośliwym wersie to nie jest ten chujowy film, na który mnie zabrałaś – dzisiaj ich nie ma. Piosenka jak piosenka. Przetrawiona, ograna do znudzenia.
Żeby nie było, że tylko narzekam. Samoloty ciągle kopią. Nie za sprawą muzyki i hałasowania w finale, bo to słyszeliśmy milion razy u innych. Ale wokal Michała Tosia i ten ponury, plastyczny tekst – to zostaje w głowie. Soho również im wyszło – jeszcze bardziej bezduszne, jeszcze bardziej cyniczne. Najwięcej zmian doczekał się numer Cops. Sporo klawiszowych efektów, napompowany elektroniką bit – wyczuwam świeże podejście do tematu. W przeciwieństwie do Anturium For My Girl czy Cars, które co prawda brzmią poprawnie, ale cała inwencja muzyków ograniczyła się do podkręcenia przesterów. Ciągle ciąży na nich to nieszczęsne porównanie do Editorsów. Przyjemnie zaskakuje też nowa wersja Anki Skakanki – można by się nawet pokusić o użycie przymiotnika „folkowa”.
Nowe kompozycje – wielka szkoda, że tylko dwie – pokazują, że zespół wciąż ma potencjał i chciałby zerwać z interpolowo-nowojorskimi konotacjami. Anna i jej koraliki to nie tylko gorzki, namalowany ostrą kreską portret współczesnych pracowników-robotów, ludzi uzależnionych od korporacji i wyniszczającego trybu życia (Anna i jej biała ścieżka/ Mleczna droga po stole), to także próba innego śpiewania w refrenie, skok w bok w kierunku Mysłowic. Posłuchajmy:
A może być jeszcze lepiej, co udowadnia ostatni na płycie utwór Taxi Ride With Robert De Niro. Kompozycja może nie należy do szczególnie wyrafinowanych, ale to jak Michał śpiewa w refrenie... ciarki, ciarki. Fantastyczny moment, gdy wspina się na coraz wyższe rejestry. Więcej takich prób! Sympatycznym dodatkiem jest cover piosenki Love Is A Battlefield Pat Benatar – to naprawdę dobre i oryginalne wykonanie (zainteresowani znajdą oryginał na youtubie), a wokalistę Gentlemana wspiera w nim z dużym wdziękiem Anna Chyłkowska.
Trudno mi jednoznacznie ocenić debiut Gentlemana. Za dużo narzucających się porównań i roztrząsania niepotrzebnych kwestii, które psują przyjemność słuchania. Tak naprawdę dopiero druga płyta powie mi coś więcej o tym zespole. Czyżby kolejni „notoryczni debiutanci”? [m]
I coś na deser:
Strona zespołu: http://www.myspace.com/gentlemanpl
Jednak nie wszyscy zachwycają się Gentlemanem: http://theyarefrompoland.blogspot.com/2010/02/gentleman.html
OdpowiedzUsuńa ja słuchałam płyty w całości na myspace i mi się podoba
OdpowiedzUsuńokładka inspirowana CSU ?
OdpowiedzUsuńalbo epką Elephant Stone
OdpowiedzUsuńOkładkę zrobiła ta sama autorka, więc się nie dziwcie
OdpowiedzUsuńWydaje mi się [m], że to na prawdę proste czemu na debiutanckich LP u wielu kapel pojawiają się numery z EPek. Jak sam napisałeś/aś EPki trafiają tylko do pewnych kręgów. "Oficjalne" wydawnictwo natomiast może trafić do większej ilości odbiorców. Sądzę, że te wszystkie EPki to są tak na prawdę demówki. Kapele wykorzystują to słowo bo jest ciekawsze i bo po prostu można.
OdpowiedzUsuńAha nie jestem z Gentlemana ani sie nie kumplujemy ani nic :)
Tylko czemu te surowe, domowej roboty kawałki na EPkach są często ciekawsze i studyjny szlif odbiera im dużo uroku.
OdpowiedzUsuńMoze to kwestia przyzwyczajenia? Lubisz piosenkę, znasz na pamięć każdy dzwięk... Nowe wersje są już wtedy inne, nie te. To sentymenty.
OdpowiedzUsuńDruga odpowiedź to:
ok tylko czemu te surowe nie zdobyły większej ilości słuchaczy od tych studyjnych?
Trafiają tyko do 'pewnych' kręgów. Nie znaczy lepszych/gorszych. Chyba nie da rady ich sprecyzować.
kolejny gowniany zespol,
OdpowiedzUsuńchoc zapowiadalo sie na cos (znacznie) wiecej
Polecam BOMBAY BICYCLE CLUB i THE MACCABEES (o The Cribs-ach nie wspominajac)
tak sie robi inteligentne indie...
kolejny gówniany komentarz. A ja polecam Dinosaur Jr. i Pavement ! Co to w ogóle za polecanie i komentarz ?!
OdpowiedzUsuń