Miejski folk – tym pojęciem, modnym w ostatnich latach, określa się muzykę graną zwykle przez młodych ludzi, poszukujących inspiracji w muzyce ludowej, tradycyjnej. Problem w tym, że polskie zespoły posługujące się tym terminem prawdopodobnie nie mają zielonego pojęcia jak brzmi polska muzyka ludowa. Znają za to doskonale muzykę korzeni Ameryki czy Irlandii. Złościć się czy przyjąć jako jeden z przejawów globalizacji?
Nie chcę być opacznie zrozumiany – nie mam o to pretensji. Polski folklor w ogólnej percepcji jest przaśny, rubaszny, hopsasany, łojdanadany. To cholernie mało klimatyczna muzyka (cały czas nie grzebiemy zbyt głęboko). Nic dziwnego, że młodzi Polacy wolą słuchać americany czy innych odmian zachodniego folku. Nie ma zatem sensu rozpatrywać muzyki takich Pauli i Karola w kategoriach podróży w głąb kultury ludowej, poszukiwania swojej tożsamości. To po prostu rodzaj stylizacji: na naturalność, bezpretensjonalność, naiwność. Wyrażanej zarówno w akustycznym, prostym brzmieniu, jak i tekstach, traktujących o zupełnie normalnych sprawach, a nie o duchach, upiorach czy topieniu Marzanny.
Trzon zespołu tworzą Kanadyjka polskiego pochodzenia (albo Polka pochodzenia kanadyjskiego, tu zdania są podzielone) Paula Bialska i Karol Strzemieczny, znany z zespołów Stan Miłości i Zaufania oraz Naiv – początkowo występowali oni jako duet, po pewnym czasie dołączył do nich Igor Nikiforow, zasilający również szeregi Stworów. Logicznie rozumując pochodzenie Pauli do pewnego stopnia uzasadnia inspirację amerykańskim indie-folkiem. Ach, no i wreszcie językoznawcy-malkontenci nie przyczepią się do angielskiej wymowy wokalistki.
Jaka jest ta EP-ka? Urocza, słodziutka jak okładka z kolorowym obrazkiem i tęczą łączącą dwa ludziki. Pełna ciepła i akustycznej lekkości. Czasem zadziorna, jak w skocznym Mother’s Stew czy zabawnej wyliczance 3,5,6,7,8, czasem melancholijna, jak w Change, I Know czy The Bends - prześlicznej balladzie przypominającej dokonania Simona & Garfunkela. A czasem niegrzeczna, jak w utworze tytułowym, w którym jest trochę chóralnego pokrzykiwania i bicik z amatorskiego syntezatora Casio. Piosenki na gitarę, skrzypce, cymbałki, automat perkusyjny i dwa głosy, które świetnie się uzupełniają. Paula i Karol brzmią jak dwójka dobrych znajomych, która postanowiła zaprosić przyjaciół do ciasnego mieszkania w bloku, by pomuzykować sobie przy drożdżowym cieście i herbacie z cytryną.
Sympatyczne, orzeźwiające i - o dziwo – całkiem autentyczne. Posłuchajcie, banan na twarzy gwarantowany. [m]
PS. A u hennwilla znajdziecie zapis krótkiego koncertu duetu z Cafe Kulturalna. Oczywiście do pobrania za darmo.
Strona zespołu: http://www.myspace.com/paulaikarol
Bardzo trafnie! Bravo dla autora i dla duetu trzyosobowogo!
OdpowiedzUsuńWczoraj miałam okazje posłuchać :]
OdpowiedzUsuńsuper pomysł.... fajna odskocznie od "klasycznej" muzyki. REWELACJA