15 września 2011

Majty Davida Hasselhoffa – rozmowa z Psychocukrem


Na trzy tygodnie przed premierą płyty Królestwo, o nowym albumie, tekstach, narcyzmie, wchodzeniu na salony i innych sprawach, rozmawiamy z 2/3 Psychocukru: Saszą Tomaszewskim i Piotrem Połozem.

- Wasza nowa płyta pod względem brzmienia to prawdziwa petarda. Porównując z poprzednimi albumami słychać wreszcie wszystko co trzeba i z taką mocą jak trzeba. Jest mięso i wąsy. Jak udało się osiągnąć ten efekt, na ile miał na niego wpływ realizator/ studio, a na ile wasze doświadczenie i własne wyobrażenie tego, jak ma brzmieć Psychocukier AD 2011?

Sasza Tomaszewski (gitara, głos): - Efekt ten udało się osiągnąć znajdując się we właściwym miejscu i z właściwym realizatorem. Miejsce to Hasselhoff Studio w Łodzi (nazwa wzięta od nazwiska aktora, który najpierw był ratownikiem, a potem alkoholikiem). Realizator Paweł Cieślak, człowiek-saksofon i mistrz, zajebisty kolega zawsze mający fajki, muzyk m. in. Trypa, NOT- u, Almost Dead Celebrities.

W jego studiu, jak słusznie zauważył Marcin, perkusista Psychocukra, chińska jest tylko porcelana. Nie było żadnej lipy, żadnego wycinania pasm i tym podobnych bzdetów, które stosuje się w muzyce nagrywanej obecnie. Urządzenia analogowe z epoki, z krajów anglosaskich. Przed podjęciem współpracy przesłuchaliśmy kilka dokonań realizatorskich Pawła i jednomyślnie doszliśmy do wniosku, że jest to nasz człowiek, i że już go kochamy. Paweł stał się pośrednikiem między nami a naszym wyobrażeniem, jak ta płyta ma brzmieć. Nie bez kozery nad stołem realizatorskim wisi znaczek z nazwą The Beatles, a kilka kroków dalej zdjęcie uśmiechniętego Hasselhoffa w samych majtach.


Piotr Połoz (bas, głos): - Przy drugiej płycie staraliśmy się, by brzmiała lepiej od debiutu. Teraz chcieliśmy zrobić lepiej niż na No More Work. Jesteśmy bardzo zadowoleni z osiągniętego na Królestwie brzmienia. Jest to zasługa naszego doświadczenia, dokładnie wiedzieliśmy, czego chcemy się wystrzegać i na jakim brzmieniu nam zależy. Temat brzmienia płyty mieliśmy przerobiony zanim jeszcze weszliśmy do studia.

- Skąd tytuł albumu? Królestwo kojarzy się z serialem von Triera, ale w tekstach pojawiają się nawiązania do Biblii. A więc Królestwo Niebieskie czy Królestwo Szatana?

S: - Może i są to słuszne skojarzenia, ale tytuł tej płyty pojawił się, a raczej objawił się nam, w trakcie podróży, suto zakrapianej alkoholem, między jednym koncertem a drugim, gdzieś w okolicach 2009 roku. Słowo-klucz, krótkie, charakterystyczne, stwarzające możliwość wielu interpretacji. Liczymy na inteligencję odbiorcy i jego zdolności interpretacyjne. Niech teksty na tej płycie będą śladem naprowadzającym.

P: - Czym jest Królestwo można dowiedzieć się słuchając tytułowej piosenki z naszej płyty. Dla mnie Królestwo jest chwilą, kiedy robię dokładnie to na co mam ochotę. I wtedy jestem Królem. Nie jest to ani Królestwo Niebieskie, ani Królestwo Szatana, ani Królestwo von Triera. Nawiązania do Biblii radziłbym traktować z przymrużeniem oka. Oczywiście nie narzucamy żadnej interpretacji któregokolwiek z naszych tekstów. Jednak Biblia nie była tu inspiracją.

- Mam wrażenie, że w tekstach z Królestwa emocje są dość skrzętnie ukrywane, tylko w kilku piosenkach (Kasjopeja, Maczeta Rębajły, Coś) wyskakuje z nich złość jak wściekły pies.

S: - To, że w niektórych tekstach nie ma złości, nie znaczy, że emocje są ukrywane, choć z drugiej strony nie są to teksty ekshibicjonistyczne. Staraliśmy się w nich pokazać stan ducha, który przez ostatni czas nam towarzyszył i nasz stosunek do tego, co się wokół nas działo. Nie zadaję pytania w tekście utworu, żeby odpowiadać na nie w wywiadzie. Podkreślamy to przy każdej wydawanej płycie, że interpretacja tekstów należy do słuchającego. Np. tekst do utworu Gwiazda dotyczy pierwszego po I wojnie światowej prezydenta Łodzi. Jakież było nasze zdziwienie, kiedy gdzieś przeczytaliśmy, że utwór ten opowiada o… show businessie! Nie musimy się z tym zgadzać, ale nie jesteśmy przeciwko temu. Przyjmujemy to jako fakt.

P: - Na tej płycie jak nigdy wcześniej emocje są bardzo widoczne, oczywiście nie są ukazane w sposób bezpośredni - w tym mistrzami są raperzy zza wielkiej wody.

- Pierwsze, co rzuciło mi się w uszy po przesłuchaniu Królestwa to... brak refrenów. A przynajmniej tych śpiewanych, typowych refrenów. Świadomy zabieg, przypadek, brak inwencji twórczej?

S: - Jeśli kogokolwiek można by posądzać o brak inwencji twórczej między lutym a czerwcem tego roku, to z pewnością nie nas. Weszliśmy do studia mając gotowych sześć utworów, ze szczątkową ilością tekstów. Całą resztę zrobiliśmy siedząc w studiu i pisząc teksty na bieżąco. Nigdy nie zastanawiamy się nad refrenami. Zastanawiamy się nad utworami.

P: - Refrenów jest dużo. Ale jeżeli dla kogoś refren oznacza powtarzanie fragmentu tekstu, to takiego czegoś nie ma albo prawie nie ma na tej płycie. Nie było takiej potrzeby, żeby takie refreny się pojawiły. Teksty są przemyślaną, zamkniętą całością i szczęśliwie nikt z nas nie wpadł na pomysł bawienia się w refreny. Może pomyślimy o tym, kiedy będziemy pracować nad czwartą płytą.

- Lubicie się filmować? Płyta jeszcze nie wyszła, a wy już opublikowaliście dwa teledyski. Również poprzedniej towarzyszyło kilka obrazków – czyżby osobowość narcystyczna była czymś, co popycha was do grania i pokazywania się ludziom?

S: - Jest to normalna droga promocyjna, mająca pobudzić apetyt na całą płytę i akurat w tym nie ma nic narcystycznego. Nie wiem, co tak naprawdę popycha nas do grania i pokazywania się ludziom. Wiem, że przede wszystkim to, co robimy musi się nam podobać.

P: - Lubimy się filmować. Szczególnie po kilku piwach. Nagrywanie teledysków zawsze wydawało nam się normalną, zwyczajną drogą dotarcia do odbiorcy i sposobem na przykucie jego uwagi. Szczególnie jest to ważne, kiedy szykuje się do wydania nowy materiał. Myślę, że to normalny element promocji. Tak jak sesja fotograficzna, okładka płyty. Nie widzę w tym nic szczególnie narcystycznego. Sam fakt gry w takim zespole jak Psychocukier wystarczająco zaspokaja potrzeby takich narcyzów jak my.

- Słuchając Królestwa miałem wrażenie, że w przeciwieństwie do No More Work mniej jest na niej łódzkiego postindustrialnego klimatu, a więcej nadmorskiego jodu. Nie chcielibyście przenieść się do Trójmiasta?

S: - Z tego co wiem, ani Marcin, ani Piotrek, ani ja, nie chcemy się wynosić z Łodzi. Czekamy, aż politycy się z niej wyniosą. Ja mam jedynie małą fanaberię, że byłbym kontent wyprowadzając się raz w roku na miesiąc do domu w lesie, nad jeziorem, bez telefonu, Internetu, telewizji, radia, gazet, sąsiadów, wiertarek, młotków, szlifierek i pił, a każdego intruza mógłbym potraktować strzelbą.

- Co was obecnie inspiruje, jaka muzyka najbardziej kręci?

S: - Inspiruje mnie blues z Fat Possum Rec., The Beatles, Astrud Gilberto, Donovan, Burt Bacharach, Sonic Youth, The Who, Noon, Soft Machine, Black Sabbath, disco z lat 70., The Sonics, Link Wray i Radio Wolne Bałuty.

P: - Obecnie inspirują nas stare zespoły. Black Sabbath, Led Zeppelin, Motorhead, Undertones. Wśród nowości wszystko mdłe i płaskie.

- Od pewnego czasu lansowana jest w mediach teoria, że następuje powrót do tradycji „polish rocka”, a nawet sięgając jeszcze głębiej, bigbitu. Padają w tym kontekście takie nazwy jak Nerwowe Wakacje, Muzyka Końca Lata czy Maki i Chłopaki. Czy czujecie się częścią tej może rzeczywistej, a może wydumanej, nowej fali w polskiej muzyce? Śpiewacie po polsku, gracie proste gitarowe piosenki – czas wejść na salony, popłynąć z nurtem?

S: - Mimo że znamy się z wymienionymi zespołami, to z całym szacunkiem gramy inną muzykę, dotyczącą innych spraw. Nie czujemy się częścią jakiejkolwiek fali. Domorośli krytycy niech zaopatrzą się w dobry haszysz, zamiast żłopać red bulla z colą. Anal też poszerza horyzonty, a jedyny salon, w jakim ostatnio byłem, to meblowy i tam też popłynąłem z nurtem, bo musiałem skorzystać z toalety.

P: - Na pewno chcemy ich wszystkich gorąco pozdrowić. Ale chyba muzycznie niewiele nas łączy. Płynąć z nurtem jakimkolwiek chyba jeszcze nie umiemy.

Czytałem gdzieś, że wydanie Królestwa przeciągnęło się o kilka miesięcy, ponieważ pojawiły się problemy ze znalezieniem wydawcy. Pytanie, które się samo narzuca: jak to jest, że zespół z takim dorobkiem jak Psychocukier ciągle musi się martwić czy znajdzie się ktoś, kto wyda mu płytę? Jak sobie radzicie z tą niepewnością i koniecznością ciągłej walki, jakbyście byli wiecznymi debiutantami (co dotyczy całej masy innych uznanych już kapel z tzw. alternatywy)?

S: - To nie tak. Na początku chcieliśmy wydać tę płytę przed wakacjami, ale nie zdążyliśmy. Chcieliśmy ją wydać sami, ale z kilku powodów natury ekonomiczno-finansowej odrzuciliśmy ten pomysł. Wysłaliśmy kilka utworów do Anteny Krzyku i oni z marszu zgodzili się na wydanie Królestwa. Pewnie byłoby fajnie nagrać utwory na płytę, a potem leżeć na kanapie i czekać aż kilku spryciarzy związanych z zespołem zapnie na ostatni guzik promocję i co za tym idzie koncerty. Ale to nie te czasy i nie ten kraj.


Nie braliśmy pod uwagę, że nie uda nam się tej płyty wydać. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę i pewnie dzięki temu osiągnęliśmy to, co chcieliśmy. Do momentu nagrania ostatnich poprawek nie mieliśmy nawet grosza, żeby zapłacić za studio nie mówiąc o wydaniu Królestwa, aż któregoś wieczoru stał się cud. Naszym aniołem stróżem okazała się być osoba zupełnie nie związana z branżą muzyczną, nie związana z Łodzią i chcąca w swej dobroci, hojności i jednocześnie skromności pozostać anonimowa. Chwilę potem swoją pomoc zaoferowała Piwoteka Narodowa. Szukaliśmy sponsorów od lutego, a znaleźliśmy ich tuż przed wydaniem płyty. Tak że nie zgadzamy się z opinią, że wydanie płyty równa się zaciągnięciu kredytu. W naszych działaniach przyświeca nam Reymontowskie hasło z Ziemi obiecanej: „Ty nie masz nic, ja nie mam nic, on nie ma nic. Więc wybudujemy tutaj wielką fabrykę!” I my tę fabrykę zbudowaliśmy.

P: - Nie było problemów ze znalezieniem wydawcy. Początkowo chcieliśmy sami być wydawcami, żeby mieć nad wszystkim 100% kontroli. Ostatecznie zrezygnowaliśmy z tego, ze względu na kilka uciążliwości natury formalnej. Po podjęciu tej decyzji wydawcę znaleźliśmy błyskawicznie i już dalej nie szukaliśmy innego. A poza tym ja się dobrze czuję jako notoryczny debiutant.

- Chcę zapytać, jak mają się obecnie wasze poboczne projekty muzyczne, czyli Magneto Saszy, Tsar Połoz Piotra i Marcinera Awaria Marcina? Planujecie jakieś nowości, czy obecnie skupiacie się na promocji Królestwa?

S: - Magneto w tej chwili jest w stanie uśpienia. Natomiast z Marcinem jako Magneto + Awaria wydaliśmy trzeciego CDR-a w mikroskopijnym nakładzie pt. Sylwester w Jedynce. Marcin w przyszłym roku planuje wydać swoją drugą płytę, z „żywym”, trzyosobowym składem. W tej chwili oczywiście priorytet ma promocja Królestwa, a w roku 2012 pomyślimy o wydaniu naszej analogowej płyty z utworami, które gdzieś tam kiedyś nagraliśmy, czy zagraliśmy, a które do tej pory kołaczą się w naszych sercach.

P: - Tsar Połoz planuje nowy mini album na październik. Będzie dostępny za free w jego labelu, który prowadzi z Bartkiem Kujawskim aka 8rolek, czyli http://raban.biz. Od czasu do czasu koncertuje. W sierpniu pojawił się na FląderFestiwal w Gdańsku, natomiast w Lipcu grał na Fusion Festival w Niemczech.

Pytał [m]

Zdjęcia: Mariusz Jabłoński

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni