21 stycznia 2012

Beneficjenci Splendoru: Tęczy wybielacz (Sony Music, 2011)


Widziałem ten wybielacz na półce w Tesco. Wyglądał groteskowo. Cały rządek nieskalanych ręką porządnego obywatela, zafoliowanych okładek.

Uczucie dziwne, bo Marcin Staniszewski, na co dzień dziennikarz prasowy, mocno dokłada społeczeństwu konsumpcyjnemu. Po raz kolejny zresztą jego płyta staje się trudnym i bolesnym doświadczeniem obcowania z katalogiem naszych przywar i grzechów. Fałszywa moralność, zakłamanie, nieumiarkowanie... wyliczać dalej? Nie ma co, Beneficjenci Splendoru potrafią „poprawić” humor.

Jeśli po (umiarkowanym) sukcesie debiutanckiego Trendywatego chłopca ktoś spodziewał się, że Staniszewski pójdzie w ładny electro pop, może być zaskoczony zawartością nowego albumu. Jest jeszcze trudniejszy od poprzednika. Nie ma mowy o przebojach, nawet takich na miarę Smutnego stylisty. Muzycznie Staniszewski nieco rozbudował instrumentarium (pojawiły się żywe gitary, bas, pianino, saksofon), ale kompozycje nadal bazują na samplach i generowanej przez muzyka elektronice. Trudno o nośne refreny, które będziemy sobie nucić pod nosem. Może ten z Klasowego klauna? Albo All Illusive, zaśpiewany przez Izę Lamik? Dominuje ciężki klimat i (dość wciągająca) monotonia repetowanego basu (Człowiek bez awatara, Tęczy wybielacz, Flash mob, Ground Zero). Od czasu do czasu słuchacza ogarnia błogi spokój za sprawą kojących, wyciszonych dźwięków (Niewinny, Lawnchair Larry).

Pora przejść do najważniejszego. Nie dla muzyki (choć też jest niczego sobie) słucha się Beneficjentów Splendoru, a dla tekstów. Piekielnie inteligentnych, morderczo szczerych i w tej szczerości bezwzględnie brutalnych. O ludziach, którzy za wszelką cenę pragną uwagi i akceptacji (To ja, klasowy klaun/ Śmieję się, choć to jest płacz/ To ja okruszków fan/ Miłości cichy odkurzacz) i o ludziach, którzy za wszelką unikają kontaktu z innymi (Sprawdza po trzykroć, czy drzwi wejściowe zamknięte są dobrze/ I czy za progiem nie czai się intruz gotowy na wszystko/ Człowiek bez awatara). O ludziach, którzy uważają, że wszystko należy się właśnie im, i to w rozmiarze XXXL. O ludziach z tak wypranymi mózgami, że na hasło „flash mob” złapią za pistolety i wyeliminują siebie, by planetę swą chronić. Staniszewski potrafi kopnąć w czuły punkt „prawdziwego Polaka”, jak sam Marek Koterski, gdy serwuje taką oto modlitwę, zaśpiewaną z kocią manierą przez Adriannę Strycz: Jestem jednorazówką/ Ciebie tanią podróbką/ Więc poluzuj te gwoździe/ Bo mi głowę rysują. Jednocześnie deklarując postawę zerwania z udręką wiary w lepsze życie po śmierci kosztem męczarni codziennych wyrzeczeń: Wierzę w życie przed śmiercią/ Bez klęczenia na grochu/ Oszczędzania na rachunku sumienia.

„Moje teksty to efekt irytacji. Drażniło mnie to i drażni dalej, że na polskiej scenie jest tylu leni, że ludziom nie chce się pisać ciekawych historii, że są zwyczajnie w świecie nudni w tych swoich żałosnych popierdywaniach o wydumanych problemach. Ileż można pisać o rozstaniach i tęsknocie i o tym „że tutaj jest jak jest”? Jak ktoś mi mówi, że nie da się napisać dobrego tekstu po polsku to pierdoli głupoty”. – z wywiadu dla stereo.pl. Do przemyślenia :)

Nie jest to płyta, której słucha się przyjemnie między krojeniem wątróbki na obiad a prasowaniem krawatu przed wyjściem na hipsterską imprezę. To jest płyta, której słucha się z zaciśniętymi zębami. Beneficjenci nie pieszczą się ze słuchaczem i za to składam Staniszewskiemu wielkie podziękowanie. Bo czasem muzyka musi być przykra, bo czasem ktoś musi nam powiedzieć prawdę prosto w uszy. [m]



Strona artysty: http://www.myspace.com/beneficjencisplendoru

Przeczytaj też: Trendywaty chłopiec

1 komentarz:

  1. Na irytacje ponoć najlepiej zmienić obiekty ją wywołujące na coś odwrotnego.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni