27 maja 2009

Beneficjenci Splendoru: Trendywaty chłopiec (Kartel Music, 2009)

Beneficjenci Splendoru, wbrew liczbie mnogiej, to jeden człowiek, Marcin Staniszewski. Interesującym może być fakt, że to człowiek ostatnio znany z pisania o muzyce w Dzienniku. Jak to jest znaleźć się po drugiej stronie i z oceniającego stać się ocenianym? Cóż, na to pytanie odpowiedź może dać tylko zainteresowany.

Trendywaty chłopiec – już sam tytuł informuje, że mamy do czynienia z próbą muzyczno-tekstowej wypowiedzi. Słowa pełnią tu zasadniczą rolę, chociaż - w przeciwieństwie do chociażby hip-hopu - nie dominującą. Tytuły poszczególnych piosenek podrzucają kolejną wskazówkę – Staniszewski uwielbia bawić się słowami, przekształcać je i wypluwać w postaci ironicznej i jadowitej kuli. Teksty napisane są bardzo poprawnie i gładko – widać pióro profesjonalisty; jednocześnie potrafią kąsać bardzo dotkliwie. Obrywa się celebrytom, internetowym wykolejeńcom, kreatorom mody, bogom reklamy. Trendywaty Staniszewski nie wali na oślep jak tępy bokser ze wstrząśnieniem mózgu, on punktuje, wymierzając ciosy precyzyjnie i z chłodnym okrucieństwem. A przy tym te socjologicznie trafne (choć temat jest obecnie dość mocno eksploatowany) teksty potrafią zafrapować i zaskoczyć zręcznymi metaforami. Na przykład w Hamulcu bezpieczeństwa Staniszewski porównuje gnające naprzód społeczeństwo do wypchanego autobusu miejskiego: Nie wolno niepokoić innych pasażerów/ Utrata prędkości przerazić może wielu. Układanka zaczyna się gmatwać/ Jak tetris – to też o nas w przeładowanej komputerowym slangiem Defragmentacji. W Rękach pełnych robota już bez owijania w bawełnę: Jestem robotem/ Zapierdalam w sobotę/ Jestem robotem/ Nie ma później, nie ma potem. A taki tekst War(w)szawy powinno się omawiać na lekcjach polskiego jako znakomity przykład personifikacji: Warszawa dzisiaj coś dziwna/ Mówią, że to przez migrenę/ Więc będą drażliwe tramwaje/ A mosty mocniej napięte. W Spokoleniu z perfidną premedytacją używa języka reklamy i marketingu do stworzenia iluzji człowieka idealnego: Niech mi relaks na mięśniach tańczy/ W słodkim rytmie melatoniny. Przyznam, że jestem przyjemnie zaskoczony jakością tekstów.

Muzycznie sprawa jest dość prosta. Staniszewski zbudował swoje kompozycje posługując się inżynierią, nie umiejętnością gry na instrumentach. Komputery, samplery, sekwencery – cała bateria urządzeń służących do generowania i przetwarzania dźwięku na usługach jednego człowieka. W utworze Studio Kosmos daje wyraz swojemu przywiązaniu do tej metody tworzenia, przedstawiając ją w sposób niemal organiczny, nadając maszynom i elektronice cechy istot żywych (A w klatce trzymam sample/ To bardzo miłe ptaki/ Gdy je nakarmić odrobiną rozwagi/ Śpiewają pięknie i się rozmnażają). Mamy tu więc mocne electro i breakbeat, jak w agresywnym Tańcu z botoxami czy War(w)szawce gniecionej gęstym basem, fajne połączenie avant popu z trip-hopem (posłuchajcie gitarowego riffu w Gugle, czy nie brzmi jak pożyczony od Portishead?), oldskulową elektronikę (Ręce pełne robota), ale też łagodniejsze elementy r’n’b i easy listening (Hamulec bezpieczeństwa, Smutny stylista). Warto wspomnieć, że Staniszewskiego wokalnie wspomagają Iza Lamik, Anna Ruttar i Zofia Chabiera. Z piosenek zaśpiewanych przez panie najbardziej przypadła mi do gustu ta o jakże swojskim tytule Gugle.

Debiut Beneficjentów Splendoru to przykład rzadko osiąganej symbiozy dobrych – bo o czymś – tekstów z niezłymi melodiami i starannie wykoncypowanym brzmieniem. Warto mieć. Szkoda tylko, że płyta jest wyjątkowo droga – 40 zł za polską produkcję? Trochę nie halo. [m]


Ręce pełne robota (bez cenzury):



Strona artysty: http://www.myspace.com/beneficjencisplendorutheband

3 komentarze:

  1. ej no panowie! blog nazywa się "we are from poland" - przyświeca Wam idea, że polskie nie gorsze, a nawet lepsze, a piszecie "40 zł za polską produkcję? Trochę nie halo." no coś tu jest chyba nie tak...

    OdpowiedzUsuń
  2. ja jestem jak najbardziej za tym, żeby zagraniczne płyty również kosztowały w granicach 30-35 zł.

    realia polskie są takie, że można płyty sprzedawać nawet poniżej 30 zł (np. ostatnio kupiłem Radio Bagdad za 25 - da się?), nie wiem więc dlaczego za wybrane tytuły mam przepłacać

    OdpowiedzUsuń
  3. Tym bardziej, że artysta dostanie z tego grosze:/
    Btw okładka MEGA!

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni