Formalina to substancja, która zwykle kojarzy nam się z wielkimi słojami, w których przechowuje się narządy i szczątki zwierząt. Okropnie śmierdząca ciecz ma za zadanie powstrzymać procesy gnicia i rozkładu. Idąc tym tokiem myślenia nazywając tak swoje wydawnictwo spodziewamy się wierności historii i tradycji. Dobrze zakonserwowanego nurtu opierającego się nowym modom i trendom. Czyli... już wiemy, że Kuba Łuka i Michał Sosna (duet stanowiący trzon założonej w 2006 roku formacji) nigdy nie mieli ambicji studiować medycyny. Dźwięki proponowane na omawianym albumie są całkowitą antytezą powyższych stwierdzeń.
To głównie jazzowa płyta. Mamy saksofon, klarnet, charakterystycznie bujającą perkusję. Jesteśmy w starym dobrym Nowym Orleanie? Bynajmniej. Ciężko tu uświadczyć oldschoolowych improwizacji Jana Garbarka, to ślepa uliczka dla fanów dokonań Tomasza Stańki. Na okładce wśród wymienionych instrumentów jest pozycja saxophone noises - to doskonały przykład czego należy oczekiwać od Formaliny. Mnóstwo nowoczesnego free-jazzu podszytego sporym ładunkiem awangardy. Zwieńczenie # BLAchy to istna kakofonia skrzeczącego, przeszywającego saksofonu, który rozpycha ramy utworu.
W próbach ogarnięcia konceptu wydawnictwa nie pomaga natarczywa elektronika i rozbuchane syntezatory. Wręcz przeciwnie - potęgują wrażenie nieprzewidywalności i odejścia od umownych standardów "piosenkowych". Jednak w tym szaleństwie jest metoda. Mimo pozornego chaosu, zgrzytów i dysonansów kolaże dźwiękowe Morfiaków potrafią wciągnąć z chorą fascynacją. Obłąkana gitara (a jednak!) w tevLEV, soniczna nawałnica TAKS_IENI_EGRA, ambientowy Accident #2 bombardują niebezpiecznie bębenki słuchowe wywołując przyjemny stan otumanienia.
Z drugiej strony, dla zwykłego miłośnika indie-rocka ta płyta jest za trudna do ogarnięcia. Cóż, słucham jej z myślą, że doświadczam czegoś nowego, pełnego artyzmu. Wstyd przyznać, ale najbardziej rusza mnie tytułowa Formalina, posiadająca tekst, z ciepłym kobiecym wokalem i przewidywalną rytmiką. Utwór kipi parkietową dynamiką, dość blisko mu do dokonań Loco Star i Oszibaracka. Takiego MorFa kupuję, gdyż czuję pewny grunt pod nogami. Pozostała część jest zbyt nieobliczalna, brakuje odpowiednich formatów, by rozłożyć ją na czynniki pierwsze i przetrawić.
Miłośnikom bezkompromisowego, nowoczesnego podejścia do muzyki album dostarczy ciekawych rozwiązań, dla mnie stanowił pewne wyzwanie. Nie żałuję poświęconego płycie czasu. Ciekawie było! [avatar]
Formalina:
Strona zespołu: http://www.myspace.com/morfform
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
Recenzja bardzo podobna do tej: http://muzyka.gery.pl/cms/43869,3,morf-formalina,recenzja.html
OdpowiedzUsuńZbieżność przypadkowa. Tak się już dzieje, jak nie siedzi się na co dzień w danym gatunku muzycznym, więc siłą rzeczy zasób słów i określeń jest ograniczony. A skąd już mały krok do powtórzeń. Dzięki za czujne oko. Jest... mobilizujące :)
OdpowiedzUsuń