3 maja 2009

Sensorry: 38:06 (Biodro Records, 2009)

To jest dobry rok, ten 2009. Wychodzą wreszcie płyty, które rodziły się w bólach, ich premiery przekładano w nieskończoność, a nawet ważyły się ich losy. Debiut międzymiejskiego (członkowie pochodzą z Tychów, Pszczyny, Warszawy, Wrocławia i Krakowa) zespołu Sensorry był nagrywany już od 2007 roku. I wreszcie jest. I powiem wam w krótkich żołnierskich słowach: jest zajebiście dobry.

Słuchając dwa lata temu ich pierwszego przeboju Z halnym w oczach (i między nogami) nie mogłem przypuszczać, że muzyka Sensorrów A.D. 2009 wbije mnie w ziemię, sklepie michę, sponiewiera, ale też rozbawi do łez i pozostawi w stanie przyjemnego, szampańskiego wręcz podekscytowania. Ale o co to halo, kolego? – zapytacie. No już, już. Płytę rozpoczyna Ego, wyciekający z ciszy ambient, który po dwóch minutach wskakuje w transową rytmikę... Gorillaz! Ten przyduszony bas, harmonijka ustna, głuche bębny. Naprawdę smakowicie się to wszystko zaczyna. Chwilę później rozbrzmiewa Kupować i już wiadomo, że będzie piekielnie energetycznie. Potężne uderzenia perkusji, zmasakrowana przesterem gitara i charczący jak wściekły pies bas – kopniak czystej elektryczności. O czymś nie zapomniałeś, kolego? Ach tak, sax. Saksofon (a raczej saksofony) to znak rozpoznawczy brzmienia Sensorrów. I nie myślcie tu o jakimś smętnym popierdywaniu a la Kenny G. Dęciaki brzmią na 38:06 obłędnie. Dziko, wściekle, hałaśliwie. Żadnych miluśkich temacików pod pierzynkę i do bara-bara. Grający na nich Sosna uwielbia przepuszczać dźwięk swoich dmuchawek przez różne elektroniczne pudełeczka, stąd efekt potrafi zaskoczyć. Idźmy dalej - 100 tysięcy zaczyna się jak nadmorski chillout od Maestro i Trytonów (albo innej trójmiejskiej ekipy), by po chwili uderzyć skondensowaną dawką hałasu. Sensorry fajnie bawią się tu kontrastami – jest i łagodnie, niemal na granicy słyszalności, i tak głośno, że ma się wrażenie jakby głośniki miały zaraz eksplodować. Daje też o sobie znać spora ekspresja wokalna Tadka Kulasa, który drze się naprawdę porządnie. I nie tylko w tym nagraniu, uprzedzam!

Diabeł drapie ognistym rockowym pazurem. W brutalistyczną grę gitary skręcającej się w agonii sprzężeń i przesterów wdziera się niepokorna trąbka z tłumikiem. Finał to prawdziwy napierdalacz, który w pewnym miejscu sympatycznie nawiązuje (takie mam wrażenie) do twórczości Rage Against The Machine. Uff, pojechali bez hamulców. Dlatego Wyjścia są już trochę spokojniejsze, kompozycja łapie oddech dzięki czystym partiom gitar akustycznych. Ale długo tak nie wytrzymali i końcówka znowu wybucha saksofonowo-gitarowym zgiełkiem. Numer jeden na płycie? Myśli sterylne. Perfekcyjnie rozegrane skoki napięcia, gęste od knajpianego dymu saksofonowe riffy przywodzące na myśl genialne Morphine. W Spotkaj mnie i instrumentalnym Tabadabap muzycy flirtują z elektroniką i rytmem osiągając frapujący efekt. Zwłaszcza ten drugi numer powala intensywnością i zgrabnym połączeniem brzmień syntetycznych z żywymi. Na koniec odbywamy psychodeliczną podmorską podróż wraz z Waleniami. Releks i odprężenie.

Tekstowo jest nieźle. Słowa autorstwa basisty Łukasza Bizonia to zabawy w skojarzenia, lekko kwaśne gierki o charakterze frywolnym, czasem ironicznym. Jak w Kupować: To popis, popas w oczy/ Kupować kupować. Albo w Diable: Masz tak jak my po wieki żar we krwi/ Więc płyń, stratuj stratosferę/ Jakby nic – hyc. Czy wreszcie rewelacyjnym fragmencie Wyjść: Doza napoju do zapominania/ Małe źrenice mają małego pana. Taki właśnie jest klimat tej płyty. Dla mnie – hit wiosny. Zdecydowanie warto poznać. [m]

Strona zespołu:
http://www.myspace.com/sensorry

2 komentarze:

  1. jest co kupować, jest na jakie koncerty chodzić. 2009 rulezz!

    przy okazji zapraszam na http://krockus.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. płyta z ciekawym brzmieniem i zastanawiającą warstwą tekstową. oby tylko wieść o tym odbiła się głośnym echem!!!

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni