Czary mary, ruch pałeczką nad kapeluszem i tadam – jest królik. A dokładniej trzecia płyta Gabrieli (obecnie Gaby) Kulki – tak naprawdę pierwsza, która powstała w profesjonalny sposób, „na kontrakcie” z normalną wytwórnią. Poprzednie dwie Gaba zrobiła i wydała samodzielnie – to było dobre ćwiczenie, dzięki któremu szerokim masom (no dobra, może nie masom) odbiorców objawia się artystka w pełni ukształtowana, z pomysłem na swoją muzykę.
W przeciwieństwie do Out i Between Miss Scylla And A Hard Place, najnowszy album jest efektem pracy zespołowej. To w słyszalny sposób wpłynęło na brzmienie i styl Gaby, która ograniczyła rzeźbienie w ścieżkach na rzecz wyrazistości i dynamiki. A tak, na Hat, Rabbit jest naprawdę dużo życia i energii. Potwierdzeniem niech będzie otwierający płytę numer Hat Meet Rabbit. Mocny rytm nabijany przez perkusję i zdecydowanie uderzane klawisze fortepianu oraz ostry wokal Gaby przywodzą na myśl stylistykę bardzo fajnego zespołu, jakim jest Dresden Dolls (tam też główną rolę odgrywa pianino/fortepian i perkusja). To niejedyny taki akcent. Charakterystyczne „bębnienie” w pianino pojawia się też w singlowych Niejasnościach, Challengerze i Propagandzie. Jak wspomniałem, płytę nagrał zespół, obok Gaby złożony z sekcji rytmicznej i gitarzysty. Co ciekawe, gitara pojawia się dopiero w czwartym nagraniu. Piotr Aleksandrowicz, grający na gitarach, nie miał łatwego zadania. Jak pokazują przykłady podobnych konfiguracji (np. Tori Amos), w starciu fortepian – gitara zawsze wygrywa ten pierwszy. Partie Piotrka pojawiają się nieczęsto, wtajemniczeni wiedzą też, że w procesie produkcji niektóre zostały... usunięte. W myśl zasady upraszczania brzmienia. Tak stało się np. z Challengerem, który w wersji koncertowej zawiera sporo gitary – na płycie ten instrument pojawia się dopiero po dłuższej chwili. Gitara musi walczyć o swoje miejsce i jest to walka z góry skazana na porażkę. Na szczęście jest kilka takich momentów, kiedy odnajduje się w bardzo dobrym stylu. Posłuchajcie tego niemal heavymetalowego wejścia w Propagandzie. Albo brudnych riffów w Over. Ale do Over jeszcze dojdziemy.
Jeśli Gaba Kulka, to oczywiście ballady i piękne melodie. Nie raz, nie dwa będzie się porównywać śpiew Gaby do Tori Amos czy Kate Bush i to jest dobre porównanie. To nie musi być zarzut. Można to potraktować jako pewną ciągłość artystyczną. Tori Amos inspirowała się Kate Bush, a kiedy te wokalistki powoli odchodzą do historii (wolę pamiętać płyty Tori z lat 90. niż te współczesne), przychodzi po nich Gaba Kulka, która tę tradycję osobistej, lirycznej piosenki autorskiej kontynuuje. I robi to w świetnym stylu. Zaśpiewana w duecie z Czesławem Mozilem nibykołysanka Aaaa, urzekająca jazzową wrażliwością (i dęciakami) ballada Love Me, nieco tajemnicza, zamglona (przypomina się Out) Emily czy zaśpiewana z towarzyszeniem skrzypiec (znakomity motyw grany przez ojca Gaby - Konstantego Kulkę) Lady Celeste to wspaniałe, zapadające w pamięć piosenki. Dość zaskakująco wypadają na tym tle brzmiąca tak „festiwalowo” Kara Niny i regularna bossa nova Bosso (w której zastosowano zabawny trik nagrywając wokal na pogniecionej taśmie). Największe wrażenie robi na mnie jednak zakończenie. Over wyznacza zupełnie inny kierunek, który mam nadzieję doczeka się dalszego ciągu. Utwór brzmi ostro, wręcz agresywnie, dzięki sfuzzowanej gitarze i przybrudzonemu wokalowi, który kojarzy się trochę z PJ Harvey czy Alison Mosshart z The Kills. Daje po uszach! Zresztą, posłuchajcie sami:
Teksty jak zwykle u Gabrieli są mocnym punktem jej piosenek. Ironiczne, przepełnione humorem, czasem czarnym, świetnie napisane. Cieszy rosnąca w siłę grupa tych polskich – wliczając te z Out, będzie ich już z dziewięć :) Może i na Hat, Rabbit nie ma takich perełek jak Królestwo i pół czy Pilot, ale i tak słucha się ich bardzo przyjemnie, bez wrażenia popadania w pretensjonalność, przykrą dolegliwość większości polskich wokalistek.
Na koniec muszę wyrazić swoje uznanie dla wydawcy. Mystic już od 2-3 lat konsekwentnie rozszerza swoją „stajnię” o artystów niekoniecznie związanych z metalem. Ma już Czesława z reedycjami Tesco Value, ma Jacka Lachowicza, The Complainera, Pogodno, a teraz także najlepszą polską wokalistkę i kompozytorkę. Brawo Mystic! [m]
Niejasności:
Strona artystki: www.gabakulka.com
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
fajna recenzja zachęcająca do odsłuchu! tylko czemu łapię się, że bezwiednie nazywam płytę "Rat, habbit"? :D
OdpowiedzUsuńPeleton daleko w tyle. Sukinsyn w leniej sukience rządzi.
OdpowiedzUsuń