23 maja 2009

Bruno Schulz: Europa Wschodnia (SP Records, 2009)

Debiut tej powstałej w Kielcach kapeli (obecnie łodzkiej) Ekspresje, Depresje, Euforie wydał mi się dość bełkotliwy i nie przyciągnął większej uwagi. Pojawienie się drugiego wydawnictwa przyjąłem bez emocji. Dopiero gdy zobaczyłem zdjęcie zespołu w którymś numerze Teraz Rocka, poczułem wzmożoną chęć zapoznania się z najnowszymi dokonaniami zespołu. Zdjęcie jak zdjęcie, ale pierwszy plan należał do słodkiego blondynka w pozie á la Billy Corgan z czasów Zero. Każdy ma jakieś schizy - jedna z moich nazywa się Smashing Pumpkins :)

Nazwa zespołu chyba zobowiązuje. Podobnie jak twórczość autora Sklepów cynamonowych - Europa Wschodnia przynosi solidną dawkę psychodelii, oniryzmu, narkotycznych podchodów i schizofrenicznych zawirowań. Słuchacz już na wstępie dostaje bilet w niebezpieczną krainę. Bo wszystko już było wita nas zakręconym basem i tekstami pokroju Jadowite kwiaty/ Mięsożerne rośliny/ Ach, jestem podrapany/ Muszę się znieczulać. Wokalista Karol Stolarek zdaje się raczej wyrzygiwać słowa niż je śpiewać. To dopiero początek. Miłośników twórczości Lyncha na pewno zainteresuje kawałek Pan David Lynch - przeszywająca prośba szaleńca o utrwalenie na taśmie filmowej fragmentu jego udręczonego życia. Rejecting Every Shape to niebezpieczna podróż w krainy bliskie odmiennych stanów świadomości. Zresztą, nazwy poszczególnych kawałków są wymowne i dobrze określają klimat płyty. Zanim wypalimy się, Smutny chłopiec, Radioactive Love. To płyta pełna smutnych, dołujących tekstów, boleśnie dotykających ciemnych zakamarków człowieczych dusz i piętnujących bezsens miałkiej egzystencji. Choć dla mnie większość z nich jest zbyt abstrakcyjna, by była czytelna. Owszem, poszczególne wersy brzmią dobitnie, ale próby poskładania w całość w celu określenia, „co autor miał na myśli”, kończą się fiaskiem. Choć potrafią być na swój zchwichrowany sposób ujmujące. Przykład z Tele-apatii: Jak to jest możliwe że/ W telewizorach mieszkają ludzie/ Że ja nie mogę być tak piękny też...

Komu ten styl twórczości przychodzi opornie, temu pozostaje warstwa muzyczna. I tu należy się wielki szacunek dla chłopaków. Mają pomysły i umieją je sprzedać. Każda piosenka to popis sporej wyobraźni muzyków. Proteiny to pole do popisu sfuzzowanej gitary, w Dziurach w ziemi zastosowano efekt puszczonej od tyłu taśmy. Rozwala chory riff w Ustach na ścianach. Początek Co jest dalej daje niezłego kopa, w sam raz do tupania nogą, gdyby nie tandetne dźwięki rodem ze starych horrorów o duchach. Pokręconym dźwiękom towarzyszy ekspresyjny wokalista. Potrafi krzyknąć, wysilić gardło, osiągnąć wysokie rejestry (kapitalne Wait In Vain!), czy szeptać głosem maniakalnego zboczeńca.

Zespół postawił sobie ambitne zadanie - połączyć ze sobą ekspresjonistyczne poszukiwania z bardziej piosenkową formułą. Chyba się udało. Powstała mieszanka wymykająca się łatwym definicjom. Drapieżne, mroczne oblicze przeciwstawione jest jasnemu głosowi Karola. Nasiąknięty artretyzmem rytm gładko przechodzi w bujający flow. A to nie lada sztuka.

Pozostaje tylko trzymać kciuki, by Bruno Schulzowi nie przytrafił się casus Mars Volty. Że nie pójdą w odjazdy dla samych odjazdów, pozostawiając słuchaczy samym sobie. Gdyż mimo wszystkich ciepłych słów słyszę na płycie nutkę samouwielbienia. Czekam na trzecią płytę! [avatar]

Dziury w ziemi:




Strona zespołu:
http://www.myspace.com/brunoschulz

5 komentarzy:

  1. Matko kolejna tania kopia Myslovitz:/

    OdpowiedzUsuń
  2. chyba nie.

    Dla mnie problemem tej płyty jest zbyt duża ilość utworów i brak jakiegoś spokojniejszego, dłuższego momentu. "nutka samouwielbienia" - zajebiście się z tym zgadzam.
    Po za tym brzmieniowo jeden z lepszych zespołów obecnie w kraju.

    OdpowiedzUsuń
  3. Słabi są, niestety. Zero jakiegoś większego pomysłu na kompozycje. Może niekoniecznie jak Myslovitz, ale na pewno kopiują z masy podobnych polskich projektów i to tych niefajnych.

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest najlepszy zespół od czasów Republiki. Ta płyta wyprzedziła swoją epokę. Nie ma wątpliwości, że przejdą do historii jako bezkompromisowi i prawdziwi. Dodatkowy plus za odrzucenie mody i konformizmu. Szkoda tylko, że pewnie doceni się ich po śmierci.

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzeczywiście ciężko ich sklasyfikować. Myslovitz? Po przesłuchaniu drugiej płyty to chyba nie jest najszczęśliwsze porównanie. Mi bardziej przychodzą na myśl dokonania takich grup jak Variete, Armia, Świetliki czy Ścianka a najbardziej... Radiohead. Nie chodzi jednak o bezpośrednie odniesienia muzyczne a bardziej o atmosferę, sposób myślenia o muzyce.
    Teksty momentami zbyt abstrakcyjne i chaotyczne ale tak jak pisał autor recenzji potrafią uderzyć w samo sedno - "widzę na podczerwień, rozgrzane infekcje relacji na baterie". Dużo obrazów, kolorów, plastyczno-filmowych skojarzeń, trochę dragów.
    Dla mnie jedno z ciekawszych muzycznych odkryć ostatnich kilku lat i mam wrażenie, że potencjał jest większy od dotychczasowych dokonań zespołu, dlatego również czekam na kolejną płytę.

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni