13 września 2012

The Soundrops: August (wyd. własne, 2012)


Jaki kraj, takie jego Akron/Family - takie było moje pierwsze wrażenie po przesłuchaniu 21. (!) wydawnictwa tria The Soundrops.

Tak, nie ma tu żadnego błędu. Oficjalna dyskografia tej poznańskiej grupy liczy ponad dwadzieścia pozycji. Wszystkie są do ściągnięcia za darmo ze strony zespołu. Mimo że istnieją od 1999 roku, to jedyny większy rozgłos zyskali publikując covery Armii. A tak rodzeństwo Gerard i Morella Nowakowie oraz Paweł Kuźmiak tworzą sobie po cichutku w kuchni i każdy pomysł, jaki przyjdzie im do głowy zamieniają na piosenki. Całe góry piosenek.

Twierdzą, że grają pastoral rocka. Być może, choć pierwszy raz słyszę o takim „gatunku” muzycnym. Dla mnie to freak folk wymieszany z postbeatelsowką melodyką i moody-bluesowymi wpływami. Pierwsze wrażenie jest biedne. August brzmi fatalnie, piosenki zlewają się ze sobą, w wokale często wkrada się fałsz, gitary lubię nie stroić i ciężko o zapamiętywalne refreny. Ale płycie trzeba dać drugą szansę, przywyknąć do domowej produkcji i posłuchać jej w słuchawkach.

 Jeśli chodzi o wokale, to sprawa ma się trochę jak z zespołem Gomez. W zespole wszyscy śpiewają, choć akurat Morellę słychać najmniej. Głosy ciekawie się uzupełniają tworząc miejscami ładne harmonie. Dobrze słychać to już w otwierającym płytę One More Time Up. Zresztą ten utwór jest wyjątkowy pod względem dynamiki i hałasu, pozostałe kompozycje są o wiele spokojniejsze i oparte głównie za dźwiękach gitar akustycznych. Właśnie, dlatego warto album posłuchać uważniej, gdyż kiepska jakość nagrań skrywa smaczki ukryte na dalszych planach. Dość częstym gościem są partie gitar elektrycznych - zarówno o bluesowym (Tonight), jak i altrockowym zabarwieniu (Life Of Lake). Czasami pojawi się flet, harmonijka, djembe czy zwykła gitara basowa, które powodują, że delikatne piosenki tria zyskują nieoczekiwaną głębię. Słyszę tu powinowactwo z nagraniami Coldair. Tu też muzyczne struktury drżą na cienkiej granicy pomiędzy solidną podstawą a rozsypaniem. Kilkakrotnie tę granicą przekraczają, dość zgrabnie przeistaczając się w cichy harmider (Wambierzyce, Rado).

I są przede wszystkim ulotnie melodie. Piosenki trwają średnio po dwie i pół minuty, więc nie ma czasu na rozwinięcie pomysłów w bardziej olśniewające formy. W tym przypadku melodie przypominają Perseidy, pojawiają się znikąd, rozbłyskują jasnym światłem i giną zapomniane. Choć nie wszystkie. Świetny jest utwór pierwszy, kapitalne jest Yo, które przywołuje dokonania Simona&Garnfunkela, rozwala Omaha Sunset z głupkowatym powtarzaniem frazy iwning sriwning. Dużo przyjemności można odnaleźć także w Life In Abundance czy przyczajonym Long Summer Days.

The Soundrops to nadaktywny zespół. Ma się wrażenie, że nagrywają wszystko, co wyjdzie im spod palców, nie robią żadnej selekcji i nie starają się specjalnie walczyć o uwagę słuchacza. Jakby chcieli powiedzieć „albo przyjmujesz naszą wizję w 100%, albo spieprzaj”. Ja się postawię i zostanę z nimi na dłużej, choć mam nadzieję, że kiedyś nagrają płytę z pełnoprawnymi piosenkami, które wbiją się w mózg. Powoli przerabiam całą dyskografię i już widzę, że gdyby wybrać z każdego zestawu jeden, dwa kawałki, powstałaby płyta ponadprzeciętna. A tak omawiane dziś August jest głównie miłą, urzekającą muzyczką, w sam raz na niezobowiązujący iwning sriwning. [avatar]
 
 

Strona zespołu: http://www.soundrops.y0.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni