8 czerwca 2013

Rebeka: Hellada (Brennnessel, 2013)


Uczeń przerósł mistrza.

Pamiętacie, od czego się to wszystko zaczęło? Najpierw był Kamp!, a potem... Nie, nie, wcześniej byli jeszcze Junior Boys i Hot Chip, których wizyty w Polsce najwyraźniej zaszczepiły w nas – słuchaczach i muzykach – miłość do electro popu, syntetycznych brzmień, nawiązań do new romantic. I tu pojawia się Kamp!, po nim cała fala zespołów uprawiających żyzną glebę elektroniki łatwej i przyjemnej. W czasie gdy cały zorientowany na nowe trendy w muzyce niezależnej kraj wyczekiwał długograja Kamp!, pojawiła się Rebeka. A właściwie pojawili, bo do Iwony Skwarek, dla której Rebeka była odskocznią od macierzystego zespołu Hellow Dog, wkrótce dołączył coraz lepiej rozpoznawalny muzyk i producent Bartosz Szczęsny. Kilka piosenek wypuszczonych w 2011 i następnym roku sprawiło, że fani Kamp! na chwilę zapomnieli o swoim największym marzeniu.

Hellada ukazuje się w idealnym momencie, by położyć na deski nauczyciela – i to jednym ciosem. Longplay duetu Skwarek – Szczęsny zapewnia wszystko to, czym miał być Kamp! To muzyka nie tylko użytkowa, do tańca, na imprezy. To również album, którego świetnie się słucha, który dostarcza równie wielu wrażeń muzycznych, co intelektualnych. Iwona po raz kolejny – po nieco skrzywdzonej przez recenzentów płycie Hellow Dog (my o niej nie zapomnieliśmy i trafiła do zestawienia najlepszych LP roku 2012) – udowadnia, że potrafi pisać nie tylko dobre melodie, ale i całe piosenki, w których liczy się także tekst i historia przezeń opowiadana. Oznacza to ni mniej ni więcej, że w teksty na Helladzie warto się wsłuchać (albo je przeczytać, bo wszystkie wydrukowano w książeczce płyty). Największym zaskoczeniem dla uważnego słuchacza/ czytelnika może być fakt, że Iwona jest na Helladzie dość... mroczna. Teksty bywają ciężkie, ponure, w najlepszym wypadku melancholijne (Sisters, Knife in Heart, Melancholia). Jak na Hellow Dog pojawiają się też wątki rodzinne (War).

Czy na Helladzie są przeboje? Są! Zacznijmy od tych najbardziej oczywistych. Melancholia, Stars, Fail, znane z singli, wciąż sprawiają sporo radości i nie wydają się dodane na siłę, by utanecznić cały album (przypadek debiutu Kamp!, gdzie starsze piosenki stanowią tę bardziej rozrywkową część płyty). Z nowych warto wspomnieć o chwytliwym With Tears We Cry, który w dość subtelny sposób odkrywa swoje taneczne walory, czy już otwarcie dyskotekowym, eksplodującym energetycznym bitem Nothing To Give

Płyta ma jednak fantastyczne momenty do słuchania, o czym już wspomniałem. Nie trzeba wiercić się na parkiecie, aby w pełni chłonąć te piosenki. Można położyć się na łóżku i ze słuchawkami na uszach rozkoszować błyskotliwą konstrukcją Sisters (zamszowo zaśpiewane zwrotki, z towarzyszącym im „analogowym” dźwiękiem trącanej struny skrzypiec, monumentalny finał), eksperymentalnym, łamanym rytmem Knife in Heart (tytuł zapewne nieprzypadkowo nawiązuje do twórczości The Knife), wyciszonym, niemal retro rockowym War (rozedrgana gitara, klimat piosenek z lat 60.), drażniącym, narastającym w sposób trudny do zniesienia 555, cudownym, wywołującym łzy Unconscious, gdzie duet z wyjątkowym wyczuciem łączy dyskotekowe i synthpopowe patenty brzmieniowe pozbierane z całej dekady lat 80., minimalistycznym, urwanym jakby w połowie 556, wreszcie prywatną, sypialnianą, rozczulającą dziewczęcą wrażliwością Helladą.

Od dawna wielbię głos Iwony, jednak na Helladzie zyskała kolejne punkty. Dysponując tak mocnym głosem, że mogłaby ryczeć jak nie przymierzając Beth Ditto, świadomie się cenzuruje, nie przekracza granicy dobrego smaku, za wszelką cenę unika pokazywania „jaką to ja kurwa jestem świetną wokalistką”. Patrząc po różnego rodzaju talent show jest to cecha nie tyle rzadka, co zanikająca. Brawa za powściągliwość i postawienie na nastrój. Niektóre partie tej dziewczyny dosłownie przyprawiają o ciarki. To, jak zaczyna się Hellada w Sisters zasługuje na jakiś cholerny order prezydenta RP. Iwona mogłaby być drugą Aretą Franklin, ale woli pozostać skromną dziewczyną, która nie pragnie niczego udowadniać.

Nie myślcie, że piszę tę recenzję na kolanach (to strasznie niewygodne). Nie potrzebuję fałszywych bogów, nie muszę tworzyć nowych kultów, kłaniać się przed bałwanami. Wystarczy, że muzyka dostarcza mi radości, tematów do przemyśleń i pozwala przez długi czas odkrywać swoje tajemnice. Hellada jest właśnie taką płytą. [m]

 
Unconscious by Rebeka

Strona zespołu: https://www.facebook.com/pages/Rebeka/155331524520003

4 komentarze:

  1. Fenomen zespołu Kamp! jest dość dziwny. Szczególnie, że to żadna nowość na muzycznej scenie, mała kreatywność, kopiowanie zachodnich wzorców.
    Rebeka świetna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Iwona wcale skromna mi się nie wydaje, chociaż do arogancji też jej daleko, więc jest ok.Jeśli zaś chodzi o nawiązanie do lat 60, to wydaje mi się ono absolutnie nietrafione. Tak czy siak, płyta miód:)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Uczeń" wcale nie przerósł "mistrza", bo poszedł inną ścieżką. Kamp! jest bardziej "rozrywkowy", ale ma dobre piosenki (a piosenkowość w popie wazna jest i basta), no i na scenie jest niestety lepsze niż Rebeka. i tyle w temacie.

    OdpowiedzUsuń
  4. W Polsce jest tyle dobrej muzy, a wy w kółko tylko Kamp i ich klony. Zeby to jeszcze gustowne było. A tu bas chodzi jak u kuzyna na weselu, wokale zarzynają kota. Czekam na "kaczuszki"! Bawmy się, tnijmy się!

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni