12 czerwca 2013

Thaw: Thaw (Avantgarde Music, 2013)


Pisałem ostatnio o wysypie wysokiej jakości metalowej ekstremy, która opanowała Górny i Dolny Śląsk oraz Małopolskę. W tych południowo-polskich zmaganiach o tytuł najlepszego ekstremisty Zagłębie Dąbrowskie nie chciało okazać się gorsze. Wystawia zatem w szranki sosnowiecką grupę Thaw, która ma szansę naprawdę sporo namieszać. Można by się śmiać z moich pojedynkowych porównań, gdyby nie fakt, że każdy z tych zespołów prezentuje sobą rewelacyjną jakość, a sam Thaw okazuje się być działem wielkiego kalibru.

Zespół ma już na koncie demo Decay oraz EP-kę Advance, która ukazała się w zeszłym roku, będąc znakomitą zapowiedzią tego, co zastaniemy na pełnowymiarowym debiucie. O ile Decay było jeszcze mniej więcej klasycznym black metalem, nagranym przez zespół poszukujący własnej drogi, o tyle Thaw to już pełnoprawny gatunkowy misz-masz, który przedstawia sobą zupełnie nową jakość. Nic dziwnego, że starania chłopaków doceniła włoska stajnia Avantgarde, znana z nieszablonowego doboru wykonawców. To pod jej auspicjami możemy zapoznać się z materiałem sosnowiczan.

Muzykę zaklętą w czterdziestu dwóch minutach krążka wypada opisać jako miksturę black metalu, sludge, noise oraz drone. Nic nie jest tu jednak oczywiste. Chociaż miłośnicy takich grup, jak Deathspell Omega, Tombs, czy przede wszystkim Altar of Plagues zakochają się w Thaw, to jednocześnie trzeba przyznać, że czarna sztuka nie jest w tym wypadku na siłę awangardowa. Dominuje raczej bardziej prymitywny trans, delikatnie przetykany dysonansami i świdrującymi uszy sprzężeniami. Z drugiej strony, te bardziej subtelne partie nie przynudzają wymuszoną melancholią, na którą cierpi 90% kapel z przedrostkiem post w wykonywanej muzyce. Dźwięki płyną swobodnym strumieniem, niekiedy atakując skomasowaną agresją, a innym razem skłaniając słuchacza do kataleptycznego snu. Surowe acz klarowne brzmienie tylko podkreśla artystyczny zamysł grupy.

Ta swobodna gatunkowa niedookreśloność pozostaje największym atutem i zarazem największą wadą grupy. Atutem, bo w połączeniu ze spójnym wizerunkiem scenicznym i umiejętnościami muzyków tworzy indywidualny styl zespołu, niepozwalający się łatwo skojarzyć z innymi kapelami. Wadą, ponieważ Thaw może nie znaleźć sobie właściwej publiczności pomiędzy ubranymi na czarno mizantropami a smutnymi brodaczami, śliniącymi się na każdą nową płytę z logo Relapse. Bądźmy zresztą szczerzy - ilu miłośników tak agresywnie i ambitnie poukładanych dźwięków możemy znaleźć w Polsce? Kilkuset? Tysiąc? Nawet jeżeli odrobinę więcej, to jest to promil publiczności chodzącej na koncerty. W tej sytuacji skok do przodu, jakim jest wydanie płyty w szanowanej na świecie oficynie, staje się właściwym wyborem, gdyż gdzieś tam, na mitycznym Zachodzie, Thaw powinna docenić znacznie szersza publiczność.

Cóż mogę dodać? Album Thaw to klasa sama w sobie, którą mogę polecić każdemu, kto nie boi się odrobiny hałasu i chce się przekonać, jak oryginalne dźwięki można u nas wykreować. Pozostali, co przyznaję z wielkim smutkiem, zapewne ominą tę płytę szerokim łukiem. [zeno]
 

Strona zespołu: https://www.facebook.com/THAWnoise

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni