30 czerwca 2013

Poprzytula: Pobudzik (Antena Krzyku, 2013)


Przytulania na płycie opolsko-wrocławskiej grupy jest niewiele, choć nie sposób w wielu miejscach pogłaskać po główce Poprzytulę z uznaniem.

Alicja Kalinowska jest chyba jedyną osobą wśród wszystkich post x-factorowych bohaterów, która nie spotkała się z wyraźnym ostracyzmem z drugiej strony srebrnego ekranu. Co prawda występowała tam z zespołem Soul City (sama nazwa odstrasza), którego zupełnie nie pamiętam (a program oglądam namiętnie), ale póki co o nim zupełnie cicho. W międzyczasie, w wolnych chwilach dłubała wraz z kolegą Kubą Mitorajem nad kompozycjami do projektu Poprzytula. Kuba z kolei twórczo spełnia się w Bipolar Bears. Odgłosy bipolarnych misiów słychać wyraźnie na Pobudziku. Już to wystarczy do stwierdzenia, że musi to być co najmniej interesująca płyta.

Głos Kalinowskiej jest faktycznie soulowo czarny, co najlepiej słychać w kawałku Blus. Może to nie motown-level; skojarzenia idą bardziej we współczesną odmianę dynamiczniejszego r'n'b i całego szeregu obfitych dziewczyn robiących chórki na koncertach tuzów muzyki rozrywkowych, ale Alicja pokazuje, że ma czym oddychać; potrafi i mocno się wydrzeć i przeistoczyć w seksownie wijącego się wampa. Aczkolwiek Blus to klasyczna zmyłka - Pobudzik jest na tyle eklektyczną płytą, że nie ma sensu wydawać opinii o Poprzytuli mając za bazę zaledwie jeden czy dwa utwory. A kto jest temu winien? Proszę sobie przypomnieć jakiekolwiek wydawnictwo Bipolar Bears. Tam nigdy nie jest prosto, gładko i równo. Jakub Mitoraj i tu również nie zamierza dać słuchaczom odpocząć od nawałnicy pokręconych dźwięków. Dzięki temu nie ma miejsca na przytulanki i personalne chciejstwo; słuchacz musi ogarnąć zbyt dużą ilość konwencji, by ukuć na własne potrzeby pewne prawidłowości.

Zacznijmy od najbardziej oczywistej półeczki – trip hopu. Wrzucamy do woreczka Spadek jabłka, Bath Song i Why Don't You. Przy czym warto zwrócić uwagę, że gdy przy mikrofonie stoi Alicja, to od biedy można w kompozycjach szukać czegoś wspólnego z Portishead. Ale wokalnie udziela się też Kuba. Zdarza mu się zarapować niczym Tricky w Nibylandii lub tonować hip-hopowe zapędy Kalinowskiej (Dysfotografik). W katalogu zespół ma również coś w rodzaju Justyny Steczkowskiej na speedzie (CRK) oraz połamany, agresywny dancer (Music Therapy). By dobić skołowanego słuchacza pod koniec Poprzytula atakuje jeszcze drum'n'basowo-plumkającym Zaczarowanym ołówkiem i Lunatykiem. Choć najlepsze właściwie grupa zostawia na koniec. Ogon jest instrumentalnym kawałkiem, opartym głównie na przyduszonej pracy perkusji i post-rockowych plamach fortepianu - biorąc pod uwagę soniczny misz-masz, który dzieje się wcześniej, wprawia w odprężający trans.

Jednak końcowy wniosek będzie przypominał casus innych płyt, na których twórcy pokazują się jako wszechstronni muzycy. Takie wydawnictwa bardziej się ceni niż lubi. Ok, jestem już starszej daty, więc wciąż dla mnie ważniejszy jest całościowy kształt albumu niż pojedyncze single. Dlatego Pobudzik jest płytą tylko ciekawą, pełną fajnych rozwiązań i zapisem przygody z muzyką ludzi o gorącej głowie. Ale rozpiętość stylistyczna tonuje pierwiastek ukochania.

Za co kochać Poprzytulę? Za eklektyzm? Za miłość ponad podziałami? A może to zwykłe narwanie i więcej tu buty niż zdecydowanego kierunku rozwoju? Pobudzik nie daje jednoznacznej odpowiedzi. I chyba to jest największe potknięcie duetu Kalinowska-Mitoraj - jeszcze nie potrafią na tyle zamydlić oczu, by omamić bez pytań nieprzygotowanego słuchacza. [avatar]



Strona zespołu: https://www.facebook.com/poprzytula

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni