Spokojnie, ani słowa o serpentynach. Ani spiralach. Nawet o sprężynach. Ani słowa. Raczej słów kilka o klimacie, bo jest. Nie zawsze taki, jaki można sobie wymarzyć przy okazji zbliżenia powolnego shoegaze z melancholijnym damskim wokalem (i to nie jest recenzja żadnej z płyt Mazzy Star). Ale słucha się. I to nawet całkiem przyjemnie.
Są z Bydgoszczy i podobno ich największym atutem jest ładna wokalistka. Kurcze, jak to się mogło stać, że nie zdążyłem na ich koncert na Offie? No trudno, wierzę na słowo. Jedno jest pewne (oprócz tego, że wszyscy umrzemy) - Magda Powalisz ma czysty głos i umie śpiewać. Szkoda, że tylko po angielsku. Może i dobrze, bo po polsku banały i klisze wyszłyby bezlitośnie na wierzch. A tak jest całkiem sympatycznie. Lekko posępnie i nastrojowo. Bez pośpiechu, nieco leniwie. Czasem z nerwem. Jak w otwierającym płytę 69 Moles, gdzie charakterystyczne brzmienie gitary i bardziej recytująca niż śpiewająca wokalistka budzą skojarzenia z amerykańską alternatywą w typie Sonic Youth. Końcówka z hałaśliwym perkusyjnym tłem i patetyczną solówką przechodzącą w jazgot to już bliskie okolice shoegaze. Muzyka GDS sporo zyskuje za sprawą wkręcających partii gitary Radka Maciejewskiego, które tworzą ten przyjemnie drażniący, dławiący nastrój. W Scheme Box dość frywolnie atakuje mnie skojarzenie z... Tool. Czemu nie? Duże wrażenie robi – od połowy – Phoney, który z leniwego smuta przekształca się w gorączkową, pełną dramaturgii opowieść. I agree and deny at the same time/ The walls are falling down keep my eyes open wide/ You are running down the streets you want to call the police!/ My nose starts to bleed, the monster needs to be fed – niemal krzyczy Magda Powalisz i ciarki zaczynają wędrować wzdłuż kręgosłupa. Szkoda, że muzycy częściej nie sięgają po takie bardziej agresywne środki wyrazu. Dwa instrumentale – bardzo nieodkrywcze, bardzo naśladowcze (wiadomo kogo) – ale mimo to dobrze wchodzą: Winter Of Deceit (ponad osiem minut) i Snow Lovers Are Dancing. I jeszcze bardzo ładna piosenka o kobiecie z łukiem (jakżeż się ona nazywała w mitologii? Artemida?). I koniec.
Miło było. Chcę jeszcze, ale nie tego samego. Także czegoś od was samych.
Band site: http://www.georgedornscreams.com/
ver.: polish / english
media: free video
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
To moja płyta 2006 roku. Słyszę w niej jeszcze wiele rzeczy. Np. Beth Gibbons :) Też proszę o jeszcze!
OdpowiedzUsuńmi sie wydaje ze "69 Moles" to jedna z najlepszych "heartbreak songs" z tekstem po angielsku polskiego autorstwa. mimo ze podmiot liryczny ma na oko 15 lat...
OdpowiedzUsuńhttp://georgedornscreams.w.interia.pl/lyr01.htm
czy moze przesadzam?