Może to zabrzmi dziwnie, ale cieszę się, że Jacek Lachowicz odszedł ze Ścianki. On zawsze chciał po prostu grać ładne piosenki i teraz wreszcie może to robić. A Ścianka pozbyła się denerwującego rozdwojenia jaźni, które powodowało rozwarstwienie repertuaru na eksperymentalne utwory wykraczające zdecydowanie poza ramy muzyki rockowej i właśnie te wyciszone, melodyjne piosenki Lachowicza. Od debiutu Jacka jako solisty upłynęły trzy lata, trochę się też w jego muzyce zmieniło. Za morzami to płyta znacznie bogatsza brzmieniowo, nagrał ją właściwie już zespół – chociaż oczywiście za większość ścieżek odpowiada Jacek. Po drugie – w całości zaśpiewana jest po polsku. I to chyba najlepsza wiadomość, ponieważ te teksty są świetne. Poetyckie, pobudzające wyobraźnię, niebanalne. Wspaniały wzór do naśladowania dla rzeszy młodych muzyków alternatywnych, którzy zastanawiają się właśnie: iść na łatwiznę i napisać parę wpadających w ucho rymów po angielsku, czy wysilić swoją językową wrażliwość i napisać coś dobrego w „mowie ojców”.
Za morzami to płyta perfekcyjnie pomyślana i zagrana. Wszystko tu jest na swoim miejscu, a brzmienie, choć ciągle kojarzy się z songwriterskim home made, zaskakuje selektywnością i bogactwem odcieni, jakie zapewnia tylko staranna produkcja. Również tekstowo album jest bardzo spójny; opowiada o ucieczce od zgiełku cywilizacji, o chowaniu się w sobie, za morzami, które – jak widzimy na okładce – wcale nie muszą być gdzieś daleko. Nasze morza mogą być tuż obok, w łazience, w wannie. Doskonałe jest otwarcie – Skaczesz to niesamowicie dynamiczny, przeładowany wręcz wątkami utwór. A jednak, mimo tych wszystkich dźwiękowych sztuczek, ujmuje prostym motywem gitarowym, który stanowi bazę całej kompozycji. Że Lachowicz wcale nie ma zamiaru nas usypiać, jak to robił na pierwszym albumie, udowadnia Dookoła, pełen podskórnej energii, schowanej gdzieś w tle i eksplodującej w nerwowych kulminacjach. A co powiecie na Kochanie? Najdziwniejszy utwór na płycie - specyficzny wokal (w jednej z recenzji padło interesujące porównanie do Toma Waitsa) i atakujące zmysły ostre partie smyczków tworzą specyficzną, wprawiającą w konfuzję mieszankę. Ale oczywiście sedno Za morzami stanowią ballady. Wysmakowane, oszczędnie zaaranżowane, zaśpiewane leniwie, manierą trochę przypominającą Becka - po prostu piękne piosenki, których chce się słuchać bez końca. Nie ma mnie, Śpij, Kołysanka. Zachwycające. Czytaliście pewnie na forach posty typu: „Kto to jest ten gość, który śpiewa z Anią Dąbrowską? Jak się nazywa ta piosenka?” Ano nazywa się Płyń i to Ania Dąbrowska śpiewa z tym gościem, a nie na odwrót. Nawiasem mówiąc, nie bardzo rozumiem po co powstał ten duet, Jacek mógłby tu zaśpiewać sam i byłoby może nawet piękniej. Czy naprawdę trzeba podpierać się udziałem przeciętnej gwiazdki mainstreamu (teraz się pewnie narażam), by wypromować tak dobrą płytę? No, chyba że Jacek i Ania po prostu się lubią. Tak już na koniec tego długiego nawiasu – smyczkowy finał rzeczywiście unosi.
Przywołując słowa Jacka z wywiadu dla serwisu Relaz, ta płyta jest kompletnie nie związana z naszą rzeczywistością. Jeśli więc macie dość wszystkich tych nalanych mord plujących jadem z telewizora, włączcie Za morzami. Wyciszcie się. Calm down. Wszystko będzie dobrze, ludzie. [m]
Artist site: http://www.lachowicz.art.pl/
ver.: polish
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
"...Nawiasem mówiąc, nie bardzo rozumiem po co powstał ten duet, Jacek mógłby tu zaśpiewać sam i byłoby może nawet piękniej. Czy naprawdę trzeba podpierać się udziałem przeciętnej gwiazdki mainstreamu (teraz się pewnie narażam), by wypromować tak dobrą płytę? No, chyba że Jacek i Ania po prostu się lubią..."
OdpowiedzUsuń1. posłuchaj płyt Ani - "Samotność po zmierzchu" i "Kilka historii na ten sam temat" i powiedz czy tak wygląda mainstream? Czy to nie jest muzyka szczera?
2. aha czyli wszystko co się sprzedaje (mainstream) be a co się nie sprzedaje (alternatywa) ok?
3. być może przeciętne ucho nie docenia tak "przeciętnej gwiazdki"
... w pozostałych słowach zgadzam się w 100%, Jacek to porządny gość, a jego muzyka niezwykle piękna.
mimo ,że trafiłam na ten post trochę późno to nie uważam,że ZBYT późno.
OdpowiedzUsuńAnia wg mnie jest po prostu świetną wykonawczynią i sądzę że znalazła(ona i jej partner=producent)złoty środek na to by rozpowszechniać ambitną muzykę (do słów nie przykłada uwagi zbytniej,ale trzeba przyznać że trafiają)i przy tym zarabiać ludzkie,a nie "głodowe" pieniądze.