Piszę tę recenzję ku przestrodze. Nesairah to dowód jak łatwo wpaść w pułapkę nadzieizmu. Wybaczcie ten neologizm, usprawiedliwiony, jeśli przypomnimy sobie ile to młodych zespołów nazywano kiedyś nadzieją czegoś tam – i co z tego wynikło (zazwyczaj wielkie nic). W przypadku chorzowskiego Hariasena miała to być „nadzieja polskiego emo”. Nawiasem mówiąc Hariasen ochrzczono przy okazji „pierwszym polskim zespołem grającym emo core”. Czy już można zacząć się śmiać? Można. W jednej z nielicznych pozytywnych recenzji (pozytywnych dla Hariasena, nie dla czytelnika) ustawiono nawet bohatera niniejszego tekstu w jednym szeregu z zespołem Blue Raincoat. Teraz już możecie się śmiać perliście. Z całym szacunkiem dla autorki tej sentencji, Blue Raincoat to za wysokie progi dla chłopaczków z Hariasen.
Nesairah jest największą porażką Polskiego Radia jako wydawcy i promotora polskiej muzyki alternatywnej. Ciągle mam w pamięci entuzjastyczne opinie didżejów zapowiadających rewelacyjny debiut tej nieszczęsnej nadziei emo core’a. Wyszła płyta i ci sami didżeje nabrali wody w usta, jakby takie wydawnictwo nigdy nie ujrzało światła dziennego. Nawet się im nie dziwię. Ta płyta jest po prostu tak marna, że nie warto o niej wspominać. Wszystko tu jest do dupy. Począwszy od koszmarnego, pretensjonalnego wokalisty, upozowanego na jakiegoś emocjonalnego wampira, wyjącego płaczliwym tonem żałosne teksty, przez porażająco nudne, monotonne kompozycje i takież wykonawstwo, aż po kompletnie skopane brzmienie, zapewniające wrażenia z pogranicza sennego koszmaru. To akurat nie był komplement. Nie tym razem. Dwanaście piosenek, które trudno przesłuchać za jednym podejściem, bo zlewają się w nieprzyswajalną magmę otępiających dźwięków. Wszystko zbudowane na jednym patencie, jednakowo zagrane i zaśpiewane. Teksty? Komu chce się wsłuchiwać w teksty piosenek, które mają takie tytuły jak Płaczący mały cień, Wydźwięk ciszy czy Czarny vintage? Ręce opadają. Nie mam pojęcia, który utwór wyróżnić i po co. Może N? Za krótki tytuł? Bo jest na początku płyty i jeszcze można do niego dotrwać?
Choć może zabrzmi to dziwnie w kontekście powyższych akapitów, twierdzę, że tę płytę trzeba mieć. Aby w każdej chwili móc przypomnieć sobie, do czego może doprowadzić pycha (zespołu) i ślepy entuzjazm (promotorów). Kubeł zimnej wody! No, chyba że ktoś jest wyznawcą hrabiego von Sacher-Masocha. Wtedy polecam szczerze. [m]
Band site: http://www.hariasen.pl/
ver.: polish
media: free mp3, video
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni
-
Mimo że rok 2009 powoli odchodzi w przeszłość, ciągle jeszcze skrywa nieodkryte skarby, które sprawiają, że nie możemy o nim zapomnieć. Oto...
-
Lata 80. w polskiej muzyce popularnej są jak przybrzeżne wody najeżone rafami i niebezpiecznymi szczątkami rozbitych statków. Żeglowanie ...
-
Gdyby cała płyta była taka jak piosenka numer jeden…
-
Tworzenie sztuki i głowa do interesów nie zawsze idą w parze, ale jeśli ktoś ma zdolności organizacyjne i siłę przekonywania może spróbować ...
-
Piotr Brzeziński idzie śladem Vaclava Havelki z czeskiego Please The Trees i podbija Europę swoją singer/songwriterską interpretacją co...
-
Gdyby CKOD mieli zadebiutować w drugiej dekadzie XXI wieku, brzmieliby jak WKK.
-
Pamiętacie pierwszą płytę gdyńskiego tria? The Bell ukazał się cztery lata temu i w większości recenzji podstawowym „zarzutem” było stwie...
-
Lista zespołów, których twórczość inspiruje muzyków Setting The Woods On Fire, jest dość pokaźna. Mamy na niej i Sonic Youth, i Appleseed Ca...
:) błyskotliwa recenzja
OdpowiedzUsuńA ja troszkę stanę w obronie... Pamiętam, że strasznie kwasiłem się na nową płytę Bloc Party "A weekend...". Aż... gdzieś dorwałem jej wersję instrumentalną. I do niej teraz wracam. Brak linii melodycznych wydobył całkiem fajną muzykę. Odnoszę wrażenie, że w przypadku płyty Hariasen byłoby podobnie. Gdyż głównym minusem płyty jej maniera wokalisty - becząca, miaukliwa i beznadziejnymi tekstami!
OdpowiedzUsuńjezusmaryja, ja ich widziałam jak supportowali Placebo, co za katastrofa!!! Dawno nie widziałam tak kiepskiego, okropnego zespołu. I o co tyle hałasu wokół nich?! Gratuluję dobrej recenzji.
OdpowiedzUsuńsacher-masoch miał tytuł hrabi?
OdpowiedzUsuńskoro von to tytuł hrabiego mu przysługiwał... ale czy to takie ważne?
OdpowiedzUsuńco za duren to pisal, jakis jełop pewnie sluchający hewimetalu
OdpowiedzUsuńPrzecież w emocore właśnie chodzi się o to, żeby wokalista był pretensjonalny, muzyka musi być chaotyczna, PRZECIEŻ TO EMOTIONAL HARDCORE DO KU*WY NĘDZY!!
OdpowiedzUsuńTen kto pisał recenzje jest kiepskim krytykiem i fatalnym znawcą muzyki alternatywnej. Oj oj... Hariasen przynajmniej próbował wprowadzić emocore na polską scenę, a że mamy taką nędzną scenę, to już nic na to nie poradzę...
Grzegorzu! Jeśli na polskiej scenie nie widzisz żadnych emocorowych zespołów to... zostań przy Hariasen.
OdpowiedzUsuń