7 listopada 2009

Prząśniczki: Pokolenie Wigry 3 (Biodro Records, 2009)

To nie jest nowy zespół, to nie jest młody zespół. Szczerze mówiąc Prząśniczki to takie undergroundowe dziadki. Weterani bujnych lat 90. Mój Boże, oni istnieją już prawie 15 lat i dopiero wydają debiutancką płytę! No może nie do końca. Coś tam w przeszłości było – jakieś taśmy demo, jakaś EP-ka, składanka w hołdzie Frankowi Zappie... Ale dopiero Pokolenie Wigry 3 to pełnoprawny, oficjalny, profesjonalny itd. album grupy z Łodzi. Przy okazji, ilu z was pamięta jeszcze rowery Wigry?

Zaleciało muzeum, ale nie chciałbym traktować Prząśniczek jak dinozaurów, a ich płyty jak wykopanej przez muzycznych archeologów skamieliny (w postaci kasety BASF?). Nie ma takiej potrzeby, choć jeśli spojrzymy na konwencję – zwaną na naszych łamach polovirusizmem – trudno oprzeć się uczuciu deja vu. To już było i to było w lepszym wydaniu. Stop. Tu jest pewien problem. Prząśniczki grają jakby mieli cholerne silniczki w łapach. Są po prostu świetni, potrafią zagrać wszystko: punka jakby byli starymi panczurami, jazz, jakby nie grali nic innego oprócz standardów jazzowych, big beat – jakby się kolegowali z Czesławem Niemenem w czasach Dziwnego tego świata. Ich umiejętności muzyczne i kompozycyjne są naprawdę imponujące – i nie doszukujcie się w tych słowach ironii. Naprawdę. Natomiast tekstowo i wokalnie... tak, to jest ten problem, o którym wspomniałem. Tekstowo jest biednie. Jak by się nie starali, i tak nie dorównają Tymańskiemu w złośliwości i – to równie ważne – maestrii w posługiwaniu się polszczyzną. Teksty są jakieś takie... płaskie. Niby zabawne, niby z jajem i pieprzem, ale nie porywają. Nie spowodują mimowolnego rechotu pełnego jadowitego zrozumienia. No i wokal. Doceniam starania Suavasa, by być wszechstronnym i elastycznym śpiewakiem, jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że słucham pieprzonego księdza na pielgrzymce (sorry za dość dziwne połączenie słów „pieprzony” i „ksiądz”. Może odrobinę ryzykowne). Z tych oto powodów nie zasłuchuję się płytą Prząśniczek z zachłannością nałogowca. Z tych właśnie powodów wolę utwory, w których nie ma zbyt wiele tekstu do zaśpiewania.

Trochę szczegółów. Płytę otwiera jeden z tych żartów, które zwykło się kwitować: ha ha, ale śmieszne. To znaczy miało być śmiesznie, a wyszło tak sobie. Hydraulic to toporny, brutalny punk rock okraszony świdrującymi solówkami. Nie wiem, czy w tym kraju słucha się jeszcze oi-punka? A może jednak? Jeśli tak, to przepraszam, wyszła udana parodia. Na szczęście dalej jest dużo lepiej (przynajmniej muzycznie). Zespół wskakuje w klimaty raczej stoczniowe niż włókiennicze i mamy sporo fajnych jakby-jazzowych zagrywek gitary oraz przestrzenne efekty wibrafonu (chyba z klawisza, bo nie widzę w składzie tego instrumentu) w Świętym kiju od szczotki. Szkoda, że tekstowo utwór straszliwie pretensjonalny. Za to dużo fajniejszy song to Dziewczyny są jak kwiaty. Wiem, że sobie żartują, ale już nie w tak nachalny sposób. Skromniutki tekst, za to jaki rozmach kompozycyjny! Jest i majestatyczny riff, i kobieca wokaliza, i psychodelia prosto z lat 70. – fajny numer, jeden z moich ulubionych. To może skupmy się na tych właśnie kawałkach. List motywacyjny – to żwawy rock’n’roll w dobrym tempie (szkoda, że wokal za bardzo wysunięty do przodu, gitary się gubią). Poorfisza potrafi zachwycić oldskulowym klimatem, Poster ze św. Krzysztofem takoż (rewelacyjny filmowy temat, pięknie kołyszący kontrabas). Wszechstronność muzyków w pełni obrazuje ponaddziesięciominutowy killer Ministerstwo Gospodarki Wodnej Ostrzega. Stockholm wywołuje uśmiech na twarzy radykalnymi pomysłami (ostre gitary przechodzą w kabaret, a efekt trzeszczącej płyty po prostu bombowy!). Osobny pean na cześć zamykającego płytę Bez powodu. Zupełnie inny klimat, magiczny orientalny temat orkiestrowy (ciekawe jak go uzyskali) i nawet nie denerwujący wokal. Prawdziwa perełka. I to właśnie ten kawałek chciałbym wam polecić, choć nie jest w żaden sposób reprezentatywny dla całej płyty:




To w końcu dobra ta płyta, czy słaba? Cholera, nie wiem :) [m]




Strona zespołu:
http://www.myspace.com/przasniczki

2 komentarze:

  1. Oj dobra płyta dobra.. Ma coś takiego w sobie, że chce się znów odsmażyć tego ich kotlecika ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedniejsze teksty słyszałem . Mnie płyta się podoba , może nie jest powalająca, ale na pewno bardzo różnorodna . Oceniam ją na 7,5/10 i liczę na kolejną nie mniej ciekawą .

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni