18 listopada 2009

Łąki Łan: Łąkiłanda (EMI, 2009)

Ok, wiem że krążek miał premierę ponad pół roku temu. Każdy zainteresowany zna go na pamięć i nic nowego się z tej recenzji nie dowie. Czemu tak późno? Chyba musiał trafić w odpowiedni czas. Znam go od dłuższego czasu, ale ciągle przesuwałem w dół kolejki, wzbraniając się przed zanurzeniem w absurdalną wyobraźnię zwariowanych warszawiaków. Dopiero w duecie z płytą Napszykłat Łąkiłanda nabrała mocy by walczyć o bardziej skrupulatne zainteresowanie.

Jak twierdzą sami muzycy, Łąki Łan grają łąki funk. Przez mgłę pamiętam z dzieciństwa czechosłowackie dobranocki w rodzaju Żwirka i Muchomorka, gdzie często rzępoliły na liściach traw różne stawonogi. Łąki Łan to ta sama bajka. Sekstet przebrany za różnorakie owady, o dość oryginalnych pseudonimach (vide Zając Cokictokloc, Niesforny Bonk) dzierży swoje instrumentarium bynajmniej nie po to by usypiać - wręcz przeciwnie. Jego celem jest wycisnąć ze słuchacza siódme poty.

Oh, yeah! Miłośnicy rasowego funku będą zaspokojeni. Chłopaki wiedzą co to tłusty beat, roztańczony bas i porywająca linia melodyczna. Rozpoczynająca wydawnictwo Propaganda jest mordercza. Proszę na parkiecie spróbować dotrzymać kroku zabójczemu rytmowi. To rzecz dla świerszczy i zielonych żabek na swych zgrabnych nóżkach. Oczywiście szalejący bas to nie wszystko. W końcu łąka to typowa wieloowadzistość. Mieszanina kultur i odwłoków. Znajdzie się miejsce na oldschoolowe disco (Galeon), przepity blues (Wygon), a nawet house (Aprokof). Love przynosi kawałek solidnego brytyjskiego baunsu, a Wielki Edek brzmi jak schizofreniczne Raz, Dwa, Trzy. Nie muszę wspominać, że częstym gościem na płycie jest Barry White (Bzyk) i Fun Lovin’ Criminals. Szkoda tylko, że im głębiej w płytę tym mniej groteski na rzecz typowo klubowej elektroniki. W Selawi bywalcy dyskotek mogą się zatracić, mnie niestety to nie rusza. Podobnie jak wieńczący płytę dwugłos Dizajer/ Place Now. W wolniejszym wydaniu Łąkowcy trochę smucą gubiąc swój charakterystyczny humor.

Propaganda:



Zwariowanej muzyce dorównuje równie pokręcona warstwa słowna. Próbowałem doszukiwać się sensu w tekstach. W większości nadaremnie. Chłopaków bardziej podnieca zabawa słowem, niecodzienne skojarzenia oraz niebanalna rytmika zdań. Bardzo dobrze oddaje to przykład z singlowego Big Baton: Ty co nie lubisz trawy/ Who you wanna be?/ Ty co nie lubisz traw/ Pif paf, pif paf. Bez sensu, prawda? A brzmi to z jajem, skutecznie zmuszając nogi do obłąkańczych pląsów. W tym szaleństwie jest metoda. Warszawskiej ekipie udaje się w widowiskowy sposób oddać klimat mikroskopijnego świata, w którym mieszkańcy wiodą beztroski żywot niczym Smerfy. Plus brawa za inteligentną żonglerkę stylami, rubaszny humor i puszczanie oka do słuchacza.

Kopie ta Łąkiłanda. Nie do słuchania w winampie. Ciężko usiedzieć. [avatar]




Strona zespołu: http://www.myspace.com/lakilan

4 komentarze:

  1. oł dżazazzz, oł dżizazzz..
    jak ja kocham tych panów.. bo czy zawsze wszystko musi być z sensem i porządkiem? w dzisiejszych czasach chyba nawet nie powinno..

    no i coś, czego nie podważy żaden argument.. to co oni wyrabiają na żywo.. ooo ooooooo :D

    to po prostu trzeba przeżyć!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tty co nie lubisz trwa/ Pif paf, pif paf ???

    chyba traw, czyż nie?

    sory ze sie czepiam

    OdpowiedzUsuń
  3. No, tak, korektor w Wordzie wie lepiej:)
    Poprawione!

    OdpowiedzUsuń
  4. i tak mysle, ze zajac nie jest owadem, acz ssakiem łakowym :D
    (~mala niescislosc)

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni