7 stycznia 2012

Kumka Olik: Nowy koniec świata (Isound/ EMI Music, 2011)


Młodzieńcze decyzje w przypadku ekipy z Mogilna z każdym kolejnym rokiem mszczą się okrutnie. Trzecia płyta na karku, z fotosów zerkają coraz poważniej wyglądający młodzieńcy, a nazwa wciąż wywołuje kpiący uśmieszek.

Kumka chyba sobie wzięła do serca większość stawianych jej zarzutów i na nowej płycie porzuca siłowanie się z aktualnymi muzycznymi trendami. Poniekąd słusznie - logicznie biorąc powinna pójść w elektronikę, a w taką „spontaniczną” przemianę chyba nikt by nie uwierzył. Więc wykonała restart - zerwała kontrakt z majorsem, zeszła do „piwnicy” i nagrała mocno gitarowy materiał. Problem z tym, że znów coś poszło nie tak.

Czytam w wywiadach wypowiedzi braci Holaków o ich muzycznych odkryciach, nowych inspiracjach i coraz większym osłuchaniu. Potem włączam Nowy koniec świata i wydaje mi się, że mimo coraz większego dorobku fonograficznego, zespół wciąż ma problem z wyciąganiem wniosków z własnych błędów, odrzuceniem złych nawyków i twórczym czerpaniem od najlepszych. To, że nowe nagrania przypominają dokonania Foo Fighters czy Weezer, nie musi oznaczać automatycznie czegoś złego, szczególnie, że wokal Mateusza dobrze się sprawdza w takich rockerach. Wreszcie nie mam też wrażenia, że nad zespołem czuwa jakaś niewidzialna ręka. Tylko że zbyt często wychodzi z tego takie nie wiadomo co. Odczucie jest szczególnie wyraźne w tych kawałkach, w który niezłe refreny są niszczone pozostałe elementy kompozycji. Najlepszy przykład - Wystarczy biec. Byłaby to przyjemna, lajtowa piosenka z fajnymi chórkami, gdyby nie gitary rodem z weselnej kapeli. Również singiel Szukam się zwraca uwagę przede wszystkim refrenem. A jak muzycznie wszystko zatrybi, to spaprają całość fatalnym tekstem (W kosmicznym statku nudzę się). Brak bata w postaci nadzoru z „góry” mocno rozleniwił grupę - zaledwie dwa, trzy teksty są dobre, a pojedyncze próby wychylenia się ponad gitarowe łojenie wyraźnie niedopracowane (najbardziej mi szkoda Wyjedźmy stąd).

Krótko o pozytywach. Mateusz Holak w niektórych kompozycjach przypomina mi Krzysztofa Jaryczewskiego z Oddziału Zamkniętego (Na dobry koniec). Może warto pójść tą drogą? Bezbłędne tu i ówdzie indie-chórki. To wszystko czego się boję - ożywczy jazgot w finale. I uwielbiam kawałek Lepiej smutno niż wcale. Gdyby cała płyta była taka... W tym i kilku innych piosenkach zespół zastosował tak prosty patent, że aż dziw bierze, że stosuje go tak mało zespołów. Chodzi o zwrotki, w którąch główną rolę grają soczysty bas i dobrze brzmiące bębny. Kontrast z twardą gitarą wypełniającą refren jest jak najbardziej pożądany. Takie rozwiązanie nie może się nie podobać!

Kumka Olik wypuszczając w świat Nowy koniec świata musi się pogodzić z dwoma faktami. Co bardziej wyrobieni muzycznie słuchacze postawią na zespole krzyżyk. Spodziewam się za to jeszcze większej frekwencji na koncertach (refreny zrobią swoje), aczkolwiek średnia wieku ich uczestników sukcesywnie będzie spadać. [avatar]



Strona zespołu: http://kumkaolik.com

Przeczytaj też: Jedynka, Podobno nie ma już Francji

4 komentarze:

  1. to jest po prostu niestrawne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cytuję "Nazwa wywołuje kpiący uśmieszek"? Co to za sformułowanie? Wpisujesz się Panie recenzujący w żenujący poziom napierdalacza internetowego? Pogadaj z Waglewskim, Janerką, z Grabażem - to może coś zrozumiesz...

    OdpowiedzUsuń
  3. nie jestem ich fanem, nie polecilbym ich swoim znajomym (bardziej fanom indie rocka spod znaku coldplay czy foo fighters) ale kurde... nie czaje tego zjezdzania ich w necie. ludzie tak bardzo chca sie popisac swoim wyrafinowanym gustem muzycznym? to jest slabe...

    OdpowiedzUsuń
  4. kolejny raz zepol na teledysku nawet nie podpina kabli do gitar... ech, fuszera

    OdpowiedzUsuń

Najczęściej czytane w ciągu ostatnich 30 dni